Żaden mistrz pióra nie tworzy swoich dzieł dla nagród czy poklasku. Musi on posiadać nie tylko talent czy zdolności, ale również jakiś imperatyw wewnętrzny, który skłania go do kreowania rzeczywistości na własny sposób. Według jego myśli, duszy i serca. Jednak na którymś etapie tworzenia u wielu pojawia się pragnienie, by się ze swoją pasją sprawdzić w szerszym wymiarze i skonfrontować z innymi. Tak było i ze mną.
Pozostałe konkursowe zaszczyty

Cytując S.J. Leca konstatujemy, że „wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija”. Takoż upłynął i mój czas marazmu. Przeprowadzka do Białegostoku oraz dołączenie do składu redakcyjnego portalu Podlaski Senior sprawiły, że przez kilka lat znów startowałam w lokalnym cyklicznym konkursie „Srebro nie Złoto”. To dobre dzieło Stowarzyszenia Szukamy Polski, Podlaskiej Redakcji Seniora, Polskiego Radia Białystok oraz Książnicy Podlaskiej im. Ł. Górnickiego w Białymstoku. Jest konkursem głównie dla seniorów, przebiegającym w dwu kategoriach, poezji i prozy. W kategorii poezja moje wiersze otrzymywały jedynie wyróżnienia Podlaskiej Redakcji Seniora. Najbardziej „tłustymi” były lata 2018 i 2019, kiedy zdobyłam wyróżnienie Kapituły Konkursu i statuetkę za prozę pt. „Siłaczka z mojej wsi”, a rok później – III miejsce w tejże samej kategorii za utwór „Kukułka” oraz odrębną Nagrodę Specjalną Polskiego Radia Białystok za ten sam tekst.
Inne godności i osiągnięcia z ostatniego okresu to III miejsce w Konkursie Klubu Czytelniczego Ex Libris w 2018 roku na esej „Moja książka życia”. Dla mnie to ogromne zaskoczenie i radość, gdyż nigdy wcześniej nie uczono mnie pisania esejów. Musiałam trochę poczytać na temat tej formy wypowiedzi, a później zaryzykować start w konkursie. Cieszę się, że postawiłam kolejny krok na drodze własnego rozwoju literackiego.
Zachęcona powyższym, jeszcze raz wzięłam się za esej. W 2020 roku, w okresie trwającej pandemii, Podlaski Instytut Kultury ogłosił konkurs literacko-plastyczny „Na granicy”. Tematem prac były emocje, przemyślenia i refleksje dotyczące życia w czasie pandemii. Prace napłynęły z całego kraju. Za prozę „Z obaw i nadziei kobierzec tkam” otrzymałam wyróżnienie-dyplom, nagrodę pieniężną oraz druk tekstu w e-booku, który również dostałam bezpłatnie. Ostatnim konkursem i osiągnięciem było zdobycie ex aequo III miejsca w Konkursie „Smaki”. A nagroda od marszałka województwa w postaci obfitego kosza prezentowego tuż przed świętami Bożego Narodzenia była wyjątkowo trafiona. Może jeszcze dołączę do tego wyróżnienie w internetowym konkursie sprzed kilku miesięcy „Jakie korzyści przynosi seniorom używanie internetu?” Należało napisać własną autorską odpowiedź na to pytanie. Wspominam o tym, bo otrzymałam bardzo atrakcyjną nagrodę, zestaw przydatnych wyrobów bonifraterskich.
Inne gratyfikacje i dowody uznania
Co najmniej na równi z osiągnięciami konkursowymi były i są dla mnie inne, niewymierne formy gratyfikacji. To na przykład stworzenie melodii do słów mojego wiersza, ozdobienie nim dzieła twórcy z dziedziny plastyki czy fotografiki, wybranie utworu do umieszczenia w jakimś piśmie, gazecie, zwłaszcza w zupełnie odległym zakątku kraju. Raz na przykład zadzwoniono do mnie z redakcji Tygodnika Sanockiego, bym użyczyła im wiersz na świąteczną okładkę wielkanocnego wydania gazety. W podziękowaniu przysłali mi papierowy egzemplarz tygodnika.

Przechowuję go do dziś. Innym razem miałam telefon z Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego z prośbą o zgodę na umieszczenie innego wiersza na kartach z życzeniami wielkanocnymi od marszałka do wszystkich urzędów oraz instytucji mu podległych. Nawiasem wspomnę o podobnych publikacjach bez pytania o zgodę, jak na przykład napotkany przypadkiem wiersz na Święto Zmarłych, zdobiący stronę tytułową jakiegoś pisemka parafialnego w zachodniej Polsce. Wszystkie takie sytuacje sprawiały mi jednakową radość. Podobną odczuwam, gdy z moich dokonań literackich czerpią dosyć licznie osoby wybierające teksty do deklamacji na konkursach recytatorskich.
Ogromne wyróżnienie i zaszczyt stanowi dla mnie autorstwo słów do hymnów dla trzech placówek oświatowych oraz klubu seniora. A także piosenek dla kilkorga wykonawców. Najbardziej spektakularnym wyróżnieniem było napisanie (na zamówienie) tekstu piosenki „Zapraszamy do Węgrowa”, która przez kilka lat była prezentowana w czołówce oraz wykonywana przez Zespół Bayer Full podczas finału Ogólnopolskiego Festiwalu Obrzędów Weselnych w Węgrowie. Sławomir Świerzyński napisał muzykę, a jednocześnie prowadził, pospołu z Katarzyną Dowbor, konferansjerkę na Biesiadach Weselnych. Finał Biesiad był prezentowany na żywo w Programie II TVP. Przez kilka lat byłam węgrowską „gwiazdą” odbywającej się tam corocznie Biesiady Weselnej, ogólnopolskiej imprezy telewizyjnej. I nawet zasiadałam honorowo w „kojcu” dla VIP-ów, i bawiłam się z artystami oraz… politykami! A piosenkę w rytmie walczyka uwielbiali mieszkańcy mojego miasteczka. Otrzymałam za nią nawet pierwsze w życiu honorarium autorskie.
Drugi porównywalny sukces o podobnym charakterze, o którym już pisałam, jest moje autorstwo tekstu pt. Zagubieni żeglarze”. Grupa Stara Kuźnia, śpiewająca piosenkę żeglarską, prezentując ją na Międzynarodowym Festiwalu Piosenki Żeglarskiej Shanties ’98 w Krakowie, zdobyła prestiżową Nagrodę Prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego. Tekst, nuty i mp3 znajdują się w wielu nie tylko szantowych śpiewnikach. Na drugiej ich płycie znalazła się inna piosenka do mojego tekstu „Kapitanie, czas płynąć”. Podarowałam również swoje teksty do piosenek szantowych Zespołowi Fregata z Giżycka oraz Zespołowi z Wybrzeża Labolare & Byle do góry. Jestem w posiadaniu tych nagrań, bo po ich wydaniu przysłali mi płyty.
Dużym zaszczytem było też dla mnie zasiadanie w jury lokalnych i szkolnych konkursów literackich, rzadziej – recytatorskich. Zdarzało się, że z wynagrodzeniem. Było to znakomitą okazją do osobistego poznania regionalnych twórców.

Swoistym zwieńczeniem mojej działalności było uzyskanie w 2005 roku nagrody w kategorii Literatura, przyznanej przez Kapitułę Nagrody o „Promienisty Słonecznik” Stowarzyszenia Promocji Dziedzictwa Kulturowego Powiatu Węgrowskiego. Nawet we własnym mieście udział w uroczystość uniemożliwiła mi choroba. A było czego żałować, bo gościem i patronem honorowym był śp. Marek Kwiatkowski, ówczesny dyrektor warszawskich Łazienek. Wręczał laureatom swoją grafikę z autografem i dedykacją. Otrzymałam i ja, ale już z drugich rąk.
Miałam oto pragnienie zebrania i opowiedzenia w jednym miejscu o małych sukcesach i dużych radościach twórcy amatora w niewielkiej społeczności. Zakładam, że przeczytali do końca to moje chwalipięctwo i nie uznali za megalomanię jedynie ci, którzy chcieli. Bo doprawdy trudno byłoby kogokolwiek skłonić do takiego przymusu. Tym zainteresowanym i wytrwałym – serdecznie dziękuję.
zdjęcia archiwalne autorki artykułu
Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok