Anna Czartoszewska
morze tęsknoty
… jest siódmy dzień żeglugi
bez ciebie – wtorek
morze zimne i słone
morze ludzi
tak bardzo chce mi się pić
nawet nie wiesz jak pragnę
po sam horyzont nic tylko bałwany
a ciebie nie ma ze mną kochany
dlaczego?
tylko w marzeniach opuszczam pokład
i płynę wpław blisko ciebie
czuję twój oddech i zapach
wszędzie błękit i ty mój aniele
czy jestem w niebie?
nie nie umarłam
pływamy w tym samym morzu
mam cię w zasięgu ręki
jednak nie mogę cię dotknąć
nie mogę też spojrzeć ci w oczy
nie widzę ich koloru
słyszę twoje ciche jęki
wyciągasz do mnie szerokie ramiona
a ja w nich zmęczona konam
szczęśliwa bo jestem przy tobie
na krótko
nagle ciemność mi wszystko kradnie
nie mogę nawet twoich ust
musnąć swymi wargami
ginę gdzieś na dnie
tak utonęłam
już nic nie boli
nawet świt mnie nie wskrzesi
nie będę cierpieć
znikam powoli
opadam głębiej
cisza
–
Józefa Drozdowska
Idąc plażą o zmroku*
Grażynie Kułak
Idziemy po skrzydłach żurawi
Złoty piach mieszając z piórami
Widzę – jak po chwili wyrastają ci u stóp
I ramion metafizyczne obłoki piany
–
A oczy biegną w głąb wody
Która nie zna swej głębi
W dal dalszą niż ta która się przyśni
A nad nami niebo skłoniło się tak nisko
Że widać jak cierpi
–
Depczemy ptaki – a ślady nasze na plaży
Broczą ich krwią która wciąż śpiewa
–
* Opowieści i dedykacje. Wkładka do dwumiesięcznika literackiego „De Lirnik“1991 nr 1, s. 1
Zapamiętanie*
Stoisz na klifowym ostrzu
brzegu niczym nieocieniona
bez żadnego falochronu
słów ni myśli
Morze biegnie ku tobie
podskakuje do twych kolan
liże i kąsa
jak zraniony pies
Wystawiona słońcu i morzu
jedynie ręką
zasłaniasz się
gdy zbyt mocno
uderza w ciebie
woda i blask
–
Ty i żywioły
–
Czy masz je
spętać
by rzucić potem u nóg
czy masz się poddać
im które wdzierają się
bez pytania
do twego wnętrza
–
5.09.1999
–
*Wiodą nas drogi. – (Kajety Starobojarskie; nr 11). Białystok: NKL 2017, s. 16
–
Jolanta Maria Dzienis
Żadne morze nie szumi inaczej
Słyszysz? Żadne morze nie szumi inaczej,
Każde wabi toni kolorem odmiennym,
Podczas przypływu grzmi, złości się, rozpacza,
Z odpływem brzeg liże w rozmarzeniu sennym.
–
Gdy w Pacyfiku objęcia się zanurzasz,
Stopionym szmaragdzie z okruchami słońca,
Cichnie szalejąca niepewności burza,
Rozmyta w falach w rytm serca wibrujących.
–
Kiedy Bałtyku odmętom się powierzasz,
Granatowo-srebrnym z kroplami błękitu,
O powszednich życia zapominasz więzach,
Stromym sztormem odprawionych do niebytu.
–
Słyszysz? Żadne morze nie szumi inaczej,
Każde wabi toni odmiennym kolorem,
Grzmi podczas przypływu allegro vivace,
Z odpływem mruczy calando con amore…
Muszelkowy kamyk
Dzisiaj Bałtyk groźny
Kamyk mi darował
Jest naprawdę piękny
Choć niekolorowy
–
Wygląda jak muszla
Zastygła w foremce
Jego kształt niezwykły
Utrwalę w piosence
–
Zachowam na zawsze
Ubierając w słowa
Bajkowy dar morza
Kamyk muszelkowy
–
sierpień 1967
Janina Jakoniuk
Morze Jońskie
pasmo błękitnych gór na horyzoncie
oddziela lazur nieba od szmaragdu wody
ciepły wiatr bawi się falami
Morza Jońskiego niezwykłej urody
–
a morze to przy większej fali
pozostawia jeżowce na rozgrzanej plaży
umierają bezbronne na oczach turystów
których mnóstwo obok na słońcu się smaży
–
przybyli tu z różnych stron świata
szczęśliwi że nad morzem się znajdują
zabierają ze sobą wysuszone jeżowce
i jak pamiątkę z wycieczki traktują
–
bugenwille i oleandry przy drogach
kwitną bukietami różnorodnych odcieni
aż dziw jak to jest możliwe że rosną
na tak spękanej od słońca ziemi
–
mimo że wyschnięte pinie wołają o wodę
Grecja to naprawdę piękny kraj
podziwiam tej ziemi urodę
ale – mieszkać tu nie chcę
nie dla mnie jest ten raj
Sztorm na Bałtyku
„siedem w skali Beauforta”
– głosi komunikat.
Idziemy więc na spacer
by zobaczyć morze.
Już z dala rozgniewany
ryk fal jego słychać.
Huczący bezmiar wód
w zachodu porze.
Fale walą o plażę
z bezlitosną siłą!
Białe grzywy rzucając na brzeg,
jak tarany.
Rozpryskują się potem,
tworząc obłok złoty,
lśniący w słońcu,
jak welon
z tiulu morskiej piany.
Wiatr szarpie nagie drzewa,
Bezbronne i smutne.
Niezłomnie tkwiące w miejscu.
Wichrami nękane.
Jak tarcze.
Broniąc lądu,
na los taki zdane.
Choć wicher miota falą,
o brzeg wciąż nią wali,
choć przerażają
spienione ich grzywy,
idziemy milcząc brzegiem,
w ten huk zasłuchani
i mimo złej pogody,
po prostu – szczęśliwi.
–
Regina Kantarska-Koper
Światło morza
myślałam morze ma kolor morski
skoro niebo jest niebieskie
fiołki fioletowe
pomarańcze też nie przeczą definicji
–
zapomniałam o zmienności światła
– odkąd ziemia wiruje w swoim tańcu –
światła karmiącego morską otchłań
barwami wschodów i zachodów
wichrów nawałnic szkwałów i sztormów
–
kolory walczą
nacierają przenikają przełamują fale
–
niespokojne szmaragdy
smutne fiolety
groźne granaty
błękity pełne melancholii
spokojne turkusy
tęskne lazury
subtelne seledyny
ciężkie brunatne brązy
zsiniałe szarości
ciepłe bursztyny
rozdrażnione róże
pijane burgundy
–
bałwany kłębią się ścigają gonione wiatrem
spienione wściekłością białą pianę toczą
biją o skały o brzegi o burtę
samotnego statku pod żaglami
–
a pod powierzchnią podwodny świat
tajemnica
nie wiesz
jak ukoić niepokój wód
co się zdarzy
czy dopłyniesz do lądu
–
i tylko zmienność – niezmienna
–
Urszula Krajewska-Szeligowska
Słońce zachodzi nad morzem
Wakacje nad morzem. Idą w stronę plaży
Tłumy, chociaż wieczór nad morze nadciąga.
Na słońcu nikt dziś już nie będzie się smażył,
Czemu późna pora wszystkich tu przyciąga?
–
To słońce złociste, co ich rozpieszczało
Swym ciepłem dzień cały, nawet na brązowo
Spragnione promieni ciała opalało,
Za chwilę się schowa hen za wielką wodą.
–
Statek wycieczkowy już na zachód słońca
Rusza, już błyskają aparatów flesze,
Wszędzie morze, morze i nie widać końca,
Statek sygnał daje ku dzieci uciesze.
–
Niebo, co dzień cały lazurem jaśniało,
Słońce przed zachodem w czerwień już ubiera,
Fale morza w złoto oblec też zdołało,
Niebo w wielobarwną szatę się przebiera.
–
W wodę spada słońce wielkie i czerwone,
Tonie po dniu pracy hen w morskich odmętach
A tysiące oczu patrzą w jego stronę,
Piękny zachód słońca każdy zapamięta,
–
Kto choć raz nad morzem był i jak w teatrze
Barwny spektakl ujrzeć mógł na własne oczy.
Na różowe niebo jeszcze długo patrzeć
Można, zanim zniknie hen w szarej pomroczy.
jak człowiek
zamyślony wzrok
spojrzenie w dal
szum fal i ta lekkość
–
euforyczny krajobraz
egzotyczna plaża
doświadczasz ogromu morza
czujesz to samo
gdy możesz
spojrzeć z górskich szczytów do doliny
–
istniejesz gdzieś pomiędzy jawą i snem
żadnych spotkań i telefonów
miłość do niego
zwycięża chorobę morską i widmo katastrofy
ono nęci
wygrywa ze strachem przed niszczycielską mocą
–
wzrok wędruje po odległym horyzoncie
niezrównane poczucie wolności
odprężający turkus
barokowa melodia fal
–
ono jest jak człowiek
oddycha
żyje
koi
uszczęśliwia
–
jak człowiek
ciągnie na dno
zatapia
–
Joanna Pisarska
Na plaży
na granicy świata i wody
stopy grzęzną nam w gąszczu kryształów
–
ten piasek czekał na nas
milion lat mówisz
–
zanurzamy się w nim
a twój śmiech zmienia się w piasek
–
zgarniasz mi go z szyi i ramion
wtedy pierś faluje ci morzem i wiatrem
–
nagle krzyk mewy
odkrywa nasz śmiech
–
opadasz nieobecny
ze spojrzeniem szybującym wysoko
–
teraz twoja pierś unosi się
w rytm skrzydeł
–
a ja płynę z głową wspartą
o burtę z piasku
–
na pograniczu snu i jawy
jestem nierzeczywista
Spacer w słońcu
na krawędzi morza
próbuję dogonić twoje ślady
które chowają się przede mną
–
słońce białe i skośne
lśni w muślinie piany
i zakładkach fal
–
chyba idę już tak od stu lat
–
gdybyś się teraz obejrzał
nie poznałabym cię
–
kroki stają się coraz dłuższe
i coraz szybciej znikają
–
ty także znikasz
w rozgrzanym powietrzu
–
a może
nie ma nas tu
wcale
–
Irena Słomińska
Opisuję
Opisuję świat jak morze, zbieram ukwiały.
Zbieram ukwiały jak marzenia – żywe kwiaty.
Zapamiętałam je ze starej książki, w której żyła
na obrazkach podwodna fauna.
–
Z dzieciństwa nad Bałtykiem przyniosłam meduzy.
Przyniosłam do snu falowanie przezroczystych spódniczek.
Rozkładały swój przestwór w zielonkawej wodzie.
Parząc, uciekały spod palców – delikatne a cierpkie.
Stawały się w wodzie. Osobne i podatne na zranienie
dotykiem.
–
I ja, taki osobny byt, swą falą przez życie zgarniałam
osobistą przestrzeń. Wyrwałam ją światu.
Patrz! Ułożyła się w wiersze – bezkresne, szumne morze
mojego jestestwa.
Bursztyn
Z morza jest ten bursztyn, skamieniała żywica.
Łzy sosny – klejnot natury i morza.
Fale życia wypłukały go z siebie. Pogrzebały
w piaskach wielu tysiącleci, jakie
stawały się i zapomnieniem, i odkrywaniem
starych prawd.
–
Technologie kształtowały księżycowy krajobraz
kolejnych cywilizacji, które zatonęły w dziejach.
Postęp. Ich indywidualną twarz.
Dzisiaj naszą, odkrytą w internecie.
–
Może nie zabraknie żywicy – łez sosen i ludzi,
by morza wciąż zakwitały bursztynem.
–
A może ockniemy się ze złudzeń
na obcej nieludzkiej Ziemi,
jaka nadejdzie,
odbierając nam znajome pojęcia.
–
Rzucając je na stos,
od którego zapłonie świat.
–
Jadwiga Zgliszewska
Sztorm
I tylko piana
z poranionej fali
rozbitej o granit
przybrzeżnej skały
–
i tylko słona woda
łzy morza
rozpryskiwane
w dzikiej fontannie
–
i jeszcze wydmy
wyspy nieszczęśliwe
wyrozumiale milczące
aż po ból obojętności
–
a sztorm
ileś tam powyżej
w Beauforta skali
– szalał…
–
jednak przetrwałam
trzymając się kurczowo
lichej tratwy
–
morze sennieje
więc płynę dalej
–
… bo to przecież we mnie
rozgrywał się ten dramat!
Ostatni rejs
Dziś wyruszam w ostatni rejs,
bo włóczęgi nadchodzi już kres.
Stara łajba wiedzie, gdzie chce
– wiatr w żagle dmie.
–
Świeża bryza chłodzi mi twarz,
w ustach słony odczuwam jej smak.
Pocałunek swój mokry da
ostatni raz.
–
W sinej głębi zostać bym rad,
starych druhów pożegnać więc czas.
Nie żałujcie koledzy mnie,
tu spocząć chcę.
–
Siostro falo, okrywaj mnie
jak całunem w ostatnim mym śnie.
Smutny nokturn zagra mój brat
– przyjazny wiatr.
–
fot. pixabay.com