Józefa Drozdowska
Do fruczaka gołąbka najlepszego lotnika wśród ciem
Dedykuję p. Grażynie Grajewskiej

Zapatrzona w surfinie na balkonie
oczekuję wraz z nimi że zawiśniesz
nad kielichami purpury bieli i różu
Odleciały już jerzyki w afrykańskie strony
a one wciąż przedwieczorną porą
rozlewają swój zapach pod skrawkiem
naszego nieba chcąc cię nim zwabić
Za wcześnie jeszcze na twój odlot
na południe Europy
Nie mogłam prześnić z głową na książce
siedząc w fotelu pod oknem
twych szarobrunatnych z błyskiem
źdźbła pomarańczy skrzydeł –
kotce Toli nie umknąłby najcichszy ich furkot
Kaskady surfinii pewnego wieczora
zjawiły się u mnie niespodzianie
wraz z wdzięcznym Dobry wieczór Grażyny
Wierzę więc że przynajmniej z końcem lata
zagościsz by zwieńczyć tę kwietną historię
Nocny motylu ćmo przypominającą kolibra
klejnocie ogrodów pergoli i balkonów
Chciałabym byś furkocąc nad kielichem nocy
wolnej od lotu śmiercionośnych samolotów
zadziwił oczy kotki wyglądającej zza surfinii
i mnie ukołysał na bezpieczny sen
–
Augustów, 27.08.22.
Jolanta Maria Dzienis
Latanie

Latam w marzeniach pod obłokami
Owiewam niebo razem z wiatrami
Tańczę z ptakami w słońca promieniach
Na wiersze myśli ulotne zmieniam
I dzisiaj całkiem już nie pamiętam
Co czuję czasem w chmurnych momentach
Tylko z wieczora gdy spocząć pora
Wzdycham zmęczona podniebnym lotem…
O ile łatwiej gnać samolotem!
Egejski wiatr

Roztrzepał wiatr majowy listki jaspisowe
Otrząsnął z kropli rosy różyczki pąsowe
Drobne gałązki splątał całkiem od niechcenia
Owadzie towarzystwo raźno wygnał z cienia
Do zbierania nektaru zagonił powiewem
Eolskiej harfy tony wzmocnił ptaków śpiewem
Nad płytę lotniska poleciał chwilę potem
Dął w rękawy, ścigał nad morzem samoloty
Runął w dół nagle, wzburzył fale, dmuchał w żagle…
Odlatując wieczorem gwizdał szantę własną
Nocą przycichł, skrył się wśród azalii i zasnął
–
Regina Kantarska-Koper
Ze wspomnień Matki

jako dziecko lubiłam patrzeć w niebo
wołałam – mamo zobacz
jak pięknie latają samoloty –
dziwiłam się że nie dzieli mojego zachwytu
wzdraga się z lękiem
potem opowiada
–
pamiętnego pierwszego września
tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego
też był upalny piękny dzień
–
tylko ten niepokojący dźwięk
najpierw daleki głuchy pomruk
rosnący w przerażający ryk bombardowań
i czyste przedtem niebo czarne od dymu
–
a potem już tylko piekło
sześć lat piekła
–
Matka do końca życia drżała
na dźwięk samolotów
–
Urszula Krajewska-Szeligowska
Jak na skrzydłach

Przez czas i przez przestrzeń,
–
Przez śniegi, przez deszcze
Polecę do ciebie, choć nie czekasz mnie.
Nad rzeką, nad morzem
Podniebnym przestworzem
Będę lecieć tam, gdzie moja myśl się rwie.
—
Przez noc i przez mroki,
Przez straszne widoki
Przelecę. Czy o nich zapomnieć da się?
O nich ci nie powiem,
By nie szkodzić tobie
Ty wiesz, że dla ciebie mogę wiele znieść.
–
Przez słońcem spaloną
Ziemię, gdzie zieloną
Trawę dawno temu szary pokrył pył,
Będę co tchu lecieć
Po zniszczonym świecie
Aby spotkać cię, nim już opadnę z sił.
–
Przez serca skorupę
Przebiję się. Łupem
Moim ty być musisz, gdy zakończę lot.
Gdy serce zatrzaśniesz,
Wtedy się rozpadnę
Na tysiąc kawałków jak rozbite szkło.
Bajka o kangurze Dżampku
Część I: Dżampek podróżnik

Żył raz sobie kangur Dżampek,
Daleko na Antypodach,
Stworzenie strasznie uparte,
Chociaż już nie bardzo młode.
–
Kiedyś był kangurem zwykłym.
Zmienił się nie do poznania.
Zapragnął na skrzydłach latać,
Bo już dosyć miał skakania.
–
Kiedy patrzył, jak kakadu
Z drzewa na drzewo przefruwa
I nie spada przy tym na dół,
Ogromną zazdrość odczuwał
–
Gdy frunęły kukabury
Nad starym eukaliptusem
On je gonił, krzyczał: Który
Skrzydeł mi pożyczy? Susem
–
Długim skoczył. Spotkał emu.
Ten powiada: Wy, kangury,
Skaczecie, bo nie każdemu
Dane jest wzlatywać w chmury.
–
Jestem ptakiem, lecz nie fruwam,
Nawet skakać nie potrafię,
A sławny jestem – zauważ,
Ci, co znają geografię
–
Australii, wiedzą o mnie
(Choć o tobie też się uczą),
A ty myślisz, że zwierzęta
Tak jak ptaki, fruwać muszą?
–
Na to rzecze Dżampek: Słuchaj,
Chodź po trawie, depcz po kwiatach,
A ja mam takiego ducha,
Który nawet we śnie lata.
–
Dżampek marzył o lataniu
Nieustannie. Raz koala
Ujrzał go przy pakowaniu
Swojej torby. Widział z dala
–
Jak kładł do niej pożywienie
I lał wodę do butelki.
Pomyślał: Czy kangur zmieni
Miejsce, w świat wyruszy wielki?
–
Do kakadu mówi: Wiecie
Może, dokąd Dżampek jedzie?
One na to: On po świecie
Latać chce. Oj, co to będzie!
–
Wypaplałyśmy, że miejsce
Takie jest w Sydney (nie blisko)
Osobliwe, czarodziejskie,
Co nazywa się lotnisko.
–
A stoją tam wielkie ptaki,
Większe niż drzewa za nami,
Mają skrzydła jak wiatraki
A zwą się samolotami.
–
Każdy, kto wsiądzie na ptaka,
Leci z nim dokoła świata.
Postanowił zawadiaka,
Że od dziś z nim będzie latać.
–
Zapakował Dżampek szybko
Ekwipunek swój podróżny
Jednym susem na lotnisko
Pobiegł – tu go znaleźć próżno.
–
Ponoć ptaki go widziały
Jak nad Azją przelatywał,
W Europie miesiąc cały
Był, często się pokazywał
–
W Polsce. Tam się z sarną, lisem
I borsukiem zaprzyjaźnił.
Potem mieszkał w Ameryce,
By bizonom było raźniej.
–
Wreszcie spełnił swe marzenia,
Nie tkwi ciągle w jednym miejscu,
Robi to, co lubi. Z cienia
Wyszedł, by lecieć ku szczęściu.
–
Bo gdy ktoś do czegoś dąży
I osiągnąć cel się stara,
Wiele rzeczy zrobić zdąży,
Przezwycięży życia marazm.
–
Tak było z naszym kangurem,
Który jest szczęśliwy teraz,
Kiedy widzi obok chmury,
Z samolotu w dół spoziera.
–
A gdy będzie smutno jemu,
Powróci do swych rodaków,
Koali, kakadu, emu,
Lirogona i dziobaków.
–
Ale długo nie zabawi
W domowych pieleszach. Przecież
On już wie, że jest ciekawie
W całym pięknym, wielkim świecie.
–
Irena Słomińska
PILOTAŻ

Próbuję pilotować życie. Jak samolot.
Spadochron mam w zasięgu ręki. Więc bywa bezpiecznie.
Omijam kolejne chmury. A nawet burze. Pioruny.
Wychodzę poza bariery: dźwięku, grawitacji, lęku.
–
Mam w ręku pilot życia. Powołuje obraz.
Reguluje natężenie dźwięku. A że jestem pod dachem, chroni.
Przed kaprysami pogody.
–
Próbuję pilotować życie. Choćby jego część.
Na głowie mam czapkę pilotkę. Jej nauszniki
chronią przed nadmiarem wrażeń.
–
A samoloty, życia, telewizory
mimo to, jak niegdyś błyskawice, spadają z nieba.
–
I na nic zda się wtedy sztuka pilotażu.
Opanowanie jego techniki.
–
Więc chwytam się powietrza: wiary.
I oddycham.
–
Andrzej Wróblewski
ESKADRA

Przemyka po niebie lotnicza eskadra,
Rozrywa powietrzne zasłony,
Do ciszy przestworzy odważnie się wkradła,
Zbudziła świat chmur niezmierzony.
–
W eskadrze wspierają się ptaki stalowe
I zgodnie w powietrzną mkną głębię,
Są szybkie, jak twory te ponaddźwiękowe,
Są bystre, jak oczy jastrzębie.
–
Ich ruchem kierują wytrawni piloci,
Co lubią smak poczuć swobody,
Gdy słońce te ptaki promieniem ozłoci,
Dodaje szczególnej urody.
–
Pilotom niestraszne te loty ćwiczebne,
Bo przecież stanowią trzon kadry,
Najlepiej się czują w swej misji podniebnej,
W objęciach im bliskiej eskadry.
–
Jadwiga Zgliszewska
Niech Ich cisza ukołysze…

Nie płaczcie już
przestańcie krzyczeć
Im szkodzić może
ten harmider
Oni
i szept słyszą
i serc bicie
więc niepotrzebny lament
wypełnili już
Ziemski Testament…
–
przed Nimi
Niebieska Furta
pod którą
Anieli adorują
a nasi bohaterzy
szeregiem
za Bramę tę wstępują
lecz nikt nie wie
w jakiej kolejności
ich uszeregują
według jakiej listy nie-obecności
–
a my
tragedii świadkowie
póki jeszcze
majaczy przed nami
jakaś perspektywa drogi
– klękajmy
przed ołtarzem dramatu
palmy świece
i niech wreszcie
cisza zalegnie
–
Im już tylko
spokój potrzebny
bo zginęli
w łoskocie i huku
a potem
ciągły zgiełk
niecierpliwego tłumu
oddającego swoją cześć
i hołd pamięci
–
dziś
niech już nastanie cisza
i nad lasem smoleńskim
i w naszych sercach
niech cisza nastanie
a pamięć o Nich
– w rękach spleciony różaniec
–
to pożegnania czas
i czas na ciszę
las katyński gałęziami
a serca nasze – myślami
niechaj ich ukołyszą
–
pora na ciszę
czas milczeć
modlić się
palić znicze
niech nastanie cisza…
–
niech już cisza nastanie
a Im – wieczne odpoczywanie
Amen
–
10 kwietnia 2010
–
Pamięci ofiar katastrofy lotniczej samolotu prezydenckiego z głównymi osobami Państwa
Polskiego na pokładzie, w tym – prezydenta Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką. Wiersz
napisany spontanicznie tuż po powzięciu tej tragicznej wiadomości.
Gdybym ja skrzydła miała…

Gdybym ja skrzydła miała jak ptaki
gdybym ja skrzydła miała
to poleciałabym na przekór wiatrom,
o jakże bym poleciała!
–
Gdybym ja skrzydła jak samoloty
miała ciężkie, stalowe,
pod niebem chmurnym jako promyk złoty
fruwałabym ci nad głową.
–
Gdybym ja skrzydła choć jak latawce
miała barwne a sztuczne,
to popędziłabym hen, gdzieś w przestworza,
dotarła do ciebie jutrem.
–
Gdybym skrzydełka bądź jak motyle:
piękne, małe i kruche
miała, więc moc ich by choć przez dwie chwile
wlała mi w serce otuchę.
–
Gdybym ja skrzydła miała anielskie,
obłoków jasnych sięgać
i mogła wspinać się po bramy niebios,
lecz potem… sfrunąć do ciebie!
–
Gdybym ja skrzydła jak Ikar miała…
–
07.09.2011
–
fot. pixabay.com – pasek z samolotów dwupłatowców rozdzielających wiersze poszczególnych poetów
Podlaska Redakcja Seniora Białystok