Józefa Drozdowska

 Do fruczaka gołąbka najlepszego lotnika wśród ciem
Dedykuję p. Grażynie Grajewskiej
Ćma spija nektar z kwiatka_pixabay.com

Zapatrzona w surfinie na balkonie
oczekuję wraz z nimi że zawiśniesz
nad kielichami purpury bieli i różu
Odleciały już jerzyki w afrykańskie strony
a one wciąż przedwieczorną porą
rozlewają swój zapach pod skrawkiem
naszego nieba chcąc cię nim zwabić
Za wcześnie jeszcze na twój odlot
na południe Europy
Nie mogłam prześnić z głową na książce
siedząc w fotelu pod oknem
twych szarobrunatnych z błyskiem
źdźbła pomarańczy skrzydeł –
kotce Toli nie umknąłby najcichszy ich furkot
Kaskady surfinii pewnego wieczora
zjawiły się u mnie niespodzianie
wraz z wdzięcznym Dobry wieczór Grażyny
Wierzę więc że przynajmniej z końcem lata
zagościsz by zwieńczyć tę kwietną historię
Nocny motylu ćmo przypominającą kolibra
klejnocie ogrodów pergoli i balkonów
Chciałabym byś furkocąc nad kielichem nocy
wolnej od lotu śmiercionośnych samolotów
zadziwił oczy kotki wyglądającej zza surfinii
i mnie ukołysał na bezpieczny sen

Augustów, 27.08.22.

Jolanta Maria Dzienis

Latanie
Orzeł leci nad samolotem na tle Ziemi w dole_pixabay.com

Latam w marzeniach pod obłokami
Owiewam niebo razem z wiatrami
Tańczę z ptakami w słońca promieniach
Na wiersze myśli ulotne zmieniam
I dzisiaj całkiem już nie pamiętam
Co czuję czasem w chmurnych momentach
Tylko z wieczora gdy spocząć pora
Wzdycham zmęczona podniebnym lotem…
O ile łatwiej gnać samolotem!

Egejski wiatr
Samolot i ptak lecą nad kwitnącymi krzewami_pixabay.com

Roztrzepał wiatr majowy listki jaspisowe
Otrząsnął z kropli rosy różyczki pąsowe
Drobne gałązki splątał całkiem od niechcenia
Owadzie towarzystwo raźno wygnał z cienia
Do zbierania nektaru zagonił powiewem
Eolskiej harfy tony wzmocnił ptaków śpiewem
Nad płytę lotniska poleciał chwilę potem
Dął w rękawy, ścigał nad morzem samoloty
Runął w dół nagle, wzburzył fale, dmuchał w żagle…
Odlatując wieczorem gwizdał szantę własną
Nocą przycichł, skrył się wśród azalii i zasnął


Regina Kantarska-Koper

Ze wspomnień Matki
Samolot zrzuca bombę_pixabay.com

jako dziecko lubiłam patrzeć w niebo
wołałam – mamo zobacz
jak pięknie latają samoloty –
dziwiłam się że nie dzieli mojego zachwytu
wzdraga się z lękiem
potem opowiada

pamiętnego pierwszego września
tysiąc dziewięćset trzydziestego dziewiątego
też był upalny piękny dzień

tylko ten niepokojący dźwięk
najpierw daleki głuchy pomruk
rosnący w przerażający ryk bombardowań
i czyste przedtem niebo czarne od dymu  

a potem już tylko piekło
sześć lat piekła

Matka do końca życia drżała
na dźwięk samolotów


Urszula Krajewska-Szeligowska

Jak na skrzydłach
Dziewczyna z plecakiem przed tablicą odlotów_pixabay.com

Przez czas i przez przestrzeń,

Przez śniegi, przez deszcze
Polecę do ciebie, choć nie czekasz mnie.
Nad rzeką, nad morzem
Podniebnym przestworzem
Będę lecieć tam, gdzie moja myśl się rwie.

Przez noc i przez mroki,
Przez straszne widoki
Przelecę. Czy o nich zapomnieć da się?
O nich ci nie powiem,
By nie szkodzić tobie
Ty wiesz, że dla ciebie mogę wiele znieść.

Przez słońcem spaloną
Ziemię, gdzie zieloną
Trawę dawno temu szary pokrył pył,
Będę co tchu lecieć
Po zniszczonym świecie
Aby spotkać cię, nim już opadnę z sił.

Przez serca skorupę
Przebiję się. Łupem
Moim ty być musisz, gdy zakończę lot.
Gdy serce zatrzaśniesz,
Wtedy się rozpadnę
Na tysiąc kawałków jak rozbite szkło.

Bajka o kangurze Dżampku
Część I: Dżampek podróżnik
Skaczący kangur_pixabay.com

Żył raz sobie kangur Dżampek,
Daleko na Antypodach,
Stworzenie strasznie uparte,
Chociaż już nie bardzo młode.

Kiedyś był kangurem zwykłym.
Zmienił się nie do poznania.
Zapragnął na skrzydłach latać,
Bo już dosyć miał skakania.

Kiedy patrzył, jak kakadu
Z drzewa na drzewo przefruwa
I nie spada przy tym na dół,
Ogromną zazdrość odczuwał

Gdy frunęły kukabury
Nad starym eukaliptusem
On je gonił, krzyczał: Który
Skrzydeł mi pożyczy? Susem

Długim skoczył. Spotkał emu.
Ten powiada: Wy, kangury,
Skaczecie, bo nie każdemu
Dane jest wzlatywać w chmury.

Jestem ptakiem, lecz nie fruwam,
Nawet skakać nie potrafię,
A sławny jestem – zauważ,
Ci, co znają geografię

Australii, wiedzą o mnie
(Choć o tobie też się uczą),
A ty myślisz, że zwierzęta
Tak jak ptaki, fruwać muszą?

Na to rzecze Dżampek: Słuchaj,
Chodź po trawie, depcz po kwiatach,
A ja mam takiego ducha,
Który nawet we śnie lata.

Dżampek marzył o lataniu
Nieustannie. Raz koala
Ujrzał go przy pakowaniu
Swojej torby. Widział z dala

Jak kładł do niej pożywienie
I lał wodę do butelki.
Pomyślał: Czy kangur zmieni
Miejsce, w świat wyruszy wielki?

Do kakadu mówi: Wiecie
Może, dokąd Dżampek jedzie?
One na to: On po świecie
Latać chce. Oj, co to będzie!

Wypaplałyśmy, że miejsce
Takie jest w Sydney (nie blisko)
Osobliwe, czarodziejskie,
Co nazywa się lotnisko.

A stoją tam wielkie ptaki,
Większe niż drzewa za nami,
Mają skrzydła jak wiatraki
A zwą się samolotami.

Każdy, kto wsiądzie na ptaka,
Leci z nim dokoła świata.
Postanowił zawadiaka,
Że od dziś z nim będzie latać.

Zapakował Dżampek szybko
Ekwipunek swój podróżny
Jednym susem na lotnisko
Pobiegł – tu go znaleźć próżno.

Ponoć ptaki go widziały
Jak nad Azją przelatywał,
W Europie miesiąc cały
Był, często się pokazywał

W Polsce. Tam się z sarną, lisem
I borsukiem zaprzyjaźnił.
Potem mieszkał w Ameryce,
By bizonom było raźniej.

Wreszcie spełnił swe marzenia,
Nie tkwi ciągle w jednym miejscu,
Robi to, co lubi. Z cienia
Wyszedł, by lecieć ku szczęściu.

Bo gdy ktoś do czegoś dąży
I osiągnąć cel się stara,
Wiele rzeczy zrobić zdąży,
Przezwycięży życia marazm.

Tak było z naszym kangurem,
Który jest szczęśliwy teraz,
Kiedy widzi obok chmury,
Z samolotu w dół spoziera.

A gdy będzie smutno jemu,
Powróci do swych rodaków,
Koali, kakadu, emu,
Lirogona i dziobaków.

Ale długo nie zabawi
W domowych pieleszach. Przecież
On już wie, że jest ciekawie
W całym pięknym, wielkim świecie.


Irena Słomińska

PILOTAŻ
Dłoń trzymająca pilot_pixabay.com

Próbuję pilotować życie. Jak samolot.
Spadochron mam w zasięgu ręki. Więc bywa bezpiecznie.
Omijam kolejne chmury. A nawet burze. Pioruny.
Wychodzę poza bariery: dźwięku, grawitacji, lęku.

Mam w ręku pilot życia. Powołuje obraz.
Reguluje natężenie dźwięku. A że jestem pod dachem, chroni.
Przed kaprysami pogody.

Próbuję pilotować życie. Choćby jego część.
Na głowie mam czapkę pilotkę. Jej nauszniki
chronią przed nadmiarem wrażeń.

A samoloty, życia, telewizory
mimo to, jak niegdyś błyskawice, spadają z nieba.

I na nic zda się wtedy sztuka pilotażu.
Opanowanie jego techniki.

Więc chwytam się powietrza: wiary.
I oddycham.

Andrzej Wróblewski

ESKADRA
Eskadra sześciu samolotów na niebie_pixabay.com

Przemyka po niebie lotnicza eskadra,
Rozrywa powietrzne zasłony, 
Do ciszy przestworzy odważnie się wkradła,
Zbudziła świat chmur niezmierzony.

W eskadrze wspierają się ptaki stalowe
I zgodnie w powietrzną mkną głębię,
Są szybkie, jak twory te ponaddźwiękowe,
Są bystre, jak oczy jastrzębie.

Ich ruchem kierują wytrawni piloci,
Co lubią smak poczuć swobody,
Gdy słońce te ptaki promieniem ozłoci,
Dodaje szczególnej urody.

Pilotom niestraszne te loty ćwiczebne,
Bo przecież stanowią trzon kadry,
Najlepiej się czują w swej misji podniebnej,
W objęciach im bliskiej eskadry.

Jadwiga Zgliszewska

Niech Ich cisza ukołysze…
Wrak rozbitego samolotu_pixabay.com

Nie płaczcie już
przestańcie krzyczeć
Im szkodzić może
ten harmider
Oni
i szept słyszą
i serc bicie
więc niepotrzebny lament
wypełnili już
Ziemski Testament…

przed Nimi
Niebieska Furta
pod którą
Anieli adorują
a nasi bohaterzy
szeregiem
za Bramę tę wstępują
lecz nikt nie wie
w jakiej kolejności
ich uszeregują
według jakiej listy nie-obecności

a my
tragedii świadkowie
póki jeszcze
majaczy przed nami
jakaś perspektywa drogi
– klękajmy
przed ołtarzem dramatu
palmy świece
i niech wreszcie
cisza zalegnie

Im już tylko
spokój potrzebny
bo zginęli
w łoskocie i huku
a potem
ciągły zgiełk
niecierpliwego tłumu
oddającego swoją cześć
i hołd pamięci

dziś
niech już nastanie cisza
i nad lasem smoleńskim
i w naszych sercach
niech cisza nastanie
a pamięć o Nich
– w rękach spleciony różaniec

to pożegnania czas
i czas na ciszę
las katyński gałęziami
a serca nasze – myślami
niechaj ich ukołyszą

pora na ciszę
czas milczeć
modlić się
palić znicze
niech nastanie cisza…

niech już cisza nastanie
a Im – wieczne odpoczywanie
Amen

10 kwietnia 2010

Pamięci ofiar katastrofy lotniczej samolotu prezydenckiego z głównymi osobami Państwa
Polskiego na pokładzie, w tym – prezydenta Lecha Kaczyńskiego wraz z małżonką. Wiersz
napisany spontanicznie tuż po powzięciu tej tragicznej wiadomości.

Gdybym ja skrzydła miała…
Dziewczyna w białej sukni ze skrzydłami motyla_pixabay.com

Gdybym ja skrzydła miała jak ptaki
gdybym ja skrzydła miała
to poleciałabym na przekór wiatrom,
o jakże bym poleciała!

Gdybym ja skrzydła jak samoloty
miała ciężkie, stalowe,
pod niebem chmurnym jako promyk złoty
fruwałabym ci nad głową.

Gdybym ja skrzydła choć jak latawce
miała barwne a sztuczne,
to popędziłabym hen, gdzieś w przestworza,
dotarła do ciebie jutrem.

Gdybym skrzydełka bądź jak motyle:
piękne, małe i kruche
miała, więc moc ich by choć przez dwie chwile
wlała mi w serce otuchę.

Gdybym ja skrzydła miała anielskie,
obłoków jasnych sięgać
i mogła wspinać się po bramy niebios,
lecz potem… sfrunąć do ciebie!

Gdybym ja skrzydła jak Ikar miała…

07.09.2011


fot. pixabay.com – pasek z samolotów dwupłatowców rozdzielających wiersze poszczególnych poetów

Podlaska Redakcja Seniora Białystok