Na upały proponuję napój, który jest smakiem nie tylko mojego dzieciństwa, ale też moich dzieci, a teraz i wnuków. To smaczny, musujący, z witaminą B i C, niezawierający sztucznych barwników i bardzo prosty w wykonaniu kwas. Mama robiła kwas chlebowy. Ja robię cytrynowy, chociaż często eksperymentuję z wersją bazową.

Oto przepis:

Składniki:

4 litry wody,
2 szklanki cukru,
1 dkg drożdży,
3 duże cytryny,
rodzynki.

Przygotowanie:

Wodę zagotować z cukrem. Do ostudzonej wody dodać roztarte z łyżeczką cukru drożdże, sok z cytryn i wymieszać. Rozlać do butelek, a do każdej wrzucić (w zależności od wielkości) po 3 – 4 rodzynki. Wstawić na trzy doby do piwnicy, lub innego ciemnego i chłodnego miejsca. Można następnie włożyć do lodówki, aby bardziej schłodzić. I pić, pić … w ogrodzie, na pikniku, w domu.

Moje eksperymentowanie polega na tym, że zamiast cukru daję miód (oczywiście do schłodzonej wody), miętę, lub zamiast cytryn – sok żurawinowy lub inny. Wczoraj zrobiłam kompot z czerwonych porzeczek i za dwa dni odbędzie się degustacja kwasu.

Wspomnienie…

I jeszcze trochę wspomnień z dzieciństwa. Moja mama nie robiła podpiwku, zaś mama koleżanki z sąsiedztwa przygotowywała ten napój i oczywiście najbardziej smakowało nam to, czego nie było w naszych domach. Wymyśliłyśmy więc handel wymienny. Każda przyniosła w tajemnicy przed dorosłymi po butelce swego napoju. Mozoliłyśmy się z otwarciem butelek, a gdy już udało się je otworzyć, wzburzona potrząsaniem ciecz wytrysnęła wysoko w górę i miałyśmy słodki, kolorowy prysznic. Jak łatwo się domyślić, na tym zakończyła się wymiana napojów między nami. Lecz nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż odtąd obie mamy pamiętały o częstowaniu małych sąsiadek.
W moim domu pojawiał się też często napój buraczany. Ten robię rzadziej.

W tym czasie ukazały się w sprzedaży (chyba w jedynej w Białymstoku „Drogerii” przy ul. Suraskiej), tak zwane zaprawki do lemoniady. Też miałam chęć na taki napój. Niestety, mama wolała przygotowywać dania i napoje w oparciu o naturalne składniki. Teraz Ją rozumiem.

Stenia Romanowicz
Redakcja Podlaskiego Seniora Białystok