foto z albumu rodzinnego Bernadyny Łuczaj


_
Na zawsze bez Ciebie

więc jak to będzie jesień bez Ciebie
dni coraz krótsze szarość od rana
kolory mgielne mają poranki
wieczory smutkiem zakrapiane

i jak to będzie jesień przeminie
smutek zostawi ślady na śniegu
wichry przewieją moją tęsknotę
lody zakują spętają w biegu

zielona wiosna na pewno przyjdzie
jednak łez moich nie śmie osuszyć
bez śpiewu ptaków i bez kolorów
z dziurą wyrwaną w sercu i duszy

kochanie moje powiedz jak będzie
wakacje lato wszystko bez Ciebie
kwiaty zapachy słoneczne wzory
Ty bez swej żony – sam tylko w niebie

ja się nie godzę nie chcę tu mieszkać
sama jak palec pusta orbita
jak mam Cię prosić – wracaj natychmiast
tu do mojego ziemskiego życia

ale Ty milczysz – wiem że nie możesz
powrócić w strony tak sercu bliskie
prośbę ponawiam – chociaż się przyśnij
i we śnie moje serce choć przytul…

* * *
kochanie
gdzie wspólny czas
gdzie nasz czas się zapodział
chyba… gdzieś na bezdrożach
w nicości się rozpłynął
taka wola boża
nasz czas…
…przeminął…
nie ma już NAS…

dziękuję Ci za chwile
za godziny dni miesiące
będę do śmierci wspominać
uczucie nas łączące…

z wysokości na mnie spoglądaj
czekaj cierpliwie
nie rozerwę niteczki miłości…
będę prząść ją żarliwie…

spoczywaj w pokoju
a ja Ci zapalę światełko
mieszkaj z aniołami
tylko o mnie pamiętaj…

w pierwszą rocznicę Twojego odejścia

już niebo nie odbija się
w Twoich oczach
i ciepła serca nie czuję
nie mogę się schować
w ramionach drogich
ciągle mi Ciebie kochany brakuje…

nie ma Cię tutaj już rok okrągły
straciły kwiaty zapach
następny raz uciekły bociany
znowu jest koniec lata…

niedługo liście kupią kolory
zakolegują się z tęczą
a ja przyklękam nad Twoim grobem
z różą i smutkiem pod rękę

łzawą rocznicę mamy dzisiaj
naszego na zawsze rozstania
zapalę świece położę kwiaty

otulę wspomnieniami…

wspólny płomień

Iskierką Twoją byłam
a Ty Moją Wielką Iskrą
płonęłam
i świeciłam
w naszym
Domowym Ognisku

i w Ogniu tej Wspólnoty
w Miłości Płomieniu
spalaliśmy się Oboje
pospołu w Przeznaczeniu…

Dwie Iskry
Jeden Płomień
płonął Jasnością Ogromną
ognistą nucił melodię
żarzącą się jak pochodnia

gorącą muzykę
Płonące Serca grały
powoli
stapiając się w Jednię
ale nadeszła chwila
… zgasła Wielka Iskra
zupełnie

i Dusza Moja spopielona
bo zgasło całe Ognisko
dziś… chyba
jak Feniks powinnam
zacząć odnawiać wszystko…

Pokój Twojej Duszy

miałam zamiar taki
aby prosić ptaki
powracające wiosną
bo Cię do mnie
z powrotem przyniosły

chciałam prosić

ale
zrezygnować muszę

bo Ty
wolą Duszy
teraz już mieszkasz
gdzie Twoje wieczyste miejsce

jesteś tam skąd pochodzisz
wróciłeś do Domu

zostałeś zabrany
w Cudzie Śmierci
ale
nie umarłeś przecież
bo nie umiera Istnienie

tutaj także przebywasz
cząstką swojej Miłości
oplatasz mnie jak tęczą
mieszkasz w swoich uczynkach
w mojej wiecznej pamięci

a Tam
zabrałeś moją cząstkę
ukrytą w Miłości do Ciebie
niech Cię otula
aksamitem poduszki
dzięki niej
nie zapomnisz mnie w Niebie…

Świetlistość

Ciebie tu ze mną
dawno już nie ma
z Aniołami dziś klękasz
oraz z innymi Świetlistymi Istotami
w niebiosach pływasz
ze Świętymi
Błogosławionymi
z Mistrzami
choć ciało ziemia przykrywa

mnie zostawiłeś z wykradzionymi emocjami

i tylko z góry patrzysz
w jasności się pławiąc

może płaczesz za mną świetlanymi łzami
bukiety połyskliwe tkając

kap kap
promyczki złote z góry kapią
lecą wiązki jasnych świateł
spadają wprost na moja głowę
opalizujące kolorowe

a ja
zbieram te promyki
układam z nich lśniące bukieciki
albo raczej
świetliste schodki
co mnie do góry wznoszą
gdy już nazbieram ich ile trzeba
pójdę po tych stopniach do Ciebie
do Nieba…
a może
może po tych ze światła utkanych sznurach
podciągnę się po prostu do góry
na lśniących barwnych linach
ja
Twoja na wieki dziewczyna…

wiosenna tęsknota

położyłeś ciernie
na moje serce
poprzez swoje odejście
kolce tęsknoty
wbijają się mocno
we wnętrze

rany duszy jątrzą się
pieką i bolą
poszarpane rozstaniem
i posypane
niedosytu solą

nie umiem
funkcjonować bez Ciebie jasno
czasem mam wrażenie
światła gasną

na szczęście
mam w sobie lamp zarzewie
nie wpadnę
w zupełną ciemnię

pierwszy rok po starcie
był okresem żałoby
drugi rok bez Ciebie
to czas ogromnej tęsknoty…

odleciałeś…

zachciało Ci się odejść tak wcześnie
powiedz – po coś żeś plany zmienił
zadecydowałeś, że właśnie – we wrześniu
w ulubionym miesiącu swoich imienin…

pewnie odleciałeś z ptakami za morze
z bocianami szpakami żurawiami
zdążyłeś nim się ochłodziło na dworze
i wichrzyska zatrzęsły konarami…

nie zdążyłeś ujrzeć tej jesieni złotej
co czaiła się już za rogatkami
nie widziałeś jej blasku kolorów
nie cieszyłeś oczu ciepłymi barwami…

nie czułeś uroku ostatniej jesieni
nie oplątało nitkami babie lato
nic się już nigdy w tej kwestii nie zmieni
omija Cię i szarość listopadowa…za to…

tylko mam cichą nadzieję jedną
że Cię ptaki na skrzydłach poniosły
no bo jak miałbyś bez jednej nogi
podążać do edenu i szczęśliwości…

też nie widziałam ni wrzosu ni liści
co barwami jesieni krzyczały do słońca
za to w smutku i żalu uroczystym
przeżywam jesień łzami bolejąca…

a ja nie zabrałam się z żurawiami
bo nie umiałam niestety latać
więc teraz sama siedzę godzinami
zabrakło ukochanego zwierciadła…

Bernadyna Łuczaj