Nasza marność
Spójrz na niebo… w noc gwiaździstą…
I uruchom… wyobraźnię…
Będziesz widział… lepiej wszystko…
Dużo bliżej… i wyraźniej…
–
Srebrny księżyc… wręcz ogromny…
Na tle jego… twoja głowa…
Całość… jak w obrazie świętym…
Dobrze wiecie o czym mowa…
–
Na świetlistej… aureoli…
Ujrzysz morza i pustynie…
A to gratka… bardzo rzadka…
Księżyc właśnie… z tego słynie!
–
Nad twą głową… rewia gwiazd…
Co ja mówię!… gwiazd plejada…
Jak lampiony… fajerwerki…
Nie kochani! Nie przesadzam!
–
Ale gdy już… kontent będziesz…
Na pamiątkę… zrób też foto…
Ono ci przypomni… nieraz…
O marności twej… istoto!
Dbamy o kornika?
Jeszcze przecież tak niedawno…
Co pamiętam doskonale…
Szumiał tu… świerkowy bór…
Dzisiaj… nie ma go… już wcale.
–
To, co po nim… pozostało…
Nie jest godne tego miana…
To nie bór… lecz już zarośla…
Ale to nie nasza sprawa?
–
Kiedyś piękne… gonne świerki…
Prawie z niebem się witały…
Dzisiaj suche ich szkielety…
Straszą ludzi… stercząc z trawy!
–
Jaka tego jest przyczyna?
Wiedzą o tym… pewnie wszyscy!
Nie! To nie kornika wina…
Kornik przecież…drzew nie niszczy!
–
Jak kochani… mam nie zakląć!
Kiedy nawet… niebo płacze…
Piękne świerki? Komu? Po co?!
Chroń owady… głupcze… raczej!
Walcz o swój… los…
Będziesz… sterem i okrętem…
Sam… na życia oceanie…
Będziesz pływać… tam gdzie chcesz…
Tylko zostań… losu panem!
–
Los… to ,,coś”… jak wiatr przeciwny…
Ale wygrać… można z nim…
Tylko zrób tak… jak ci radzę!
I tę radę… zamień w czyn!
–
Złap go w swoje silne dłonie…
Walka będzie przecież… wręcz…
Czujny bądź na jego ruchy…
Bo los ostry jest… jak miecz!
–
Krzyk… niczego tu nie zmieni…
Nie pomoże… szloch i płacz…
Jak chcesz życie swe odmienić…
Stań do walki… twarzą w twarz!
O miłości…
Nie braterskiej… nie matczynej…
Ale o tej… jakże innej…
O uczuciu… płci przeciwnych…
O sercową… więź… intymną…
–
Miłość jest uczuciem rajskim…
Delikatnym i bezbronnym…
Miłość jest… największą cnotą…
Więc nie każdy… jest jej godny.
–
Jest bezcennym darem w życiu…
Celebrujmy ją namiętnie…
Nie trzymajmy jej… w ukryciu…
Okazujmy miłość chętnie!
–
Lecz… szanujmy ją bezwzględnie…
I nie… lekceważmy jej!
Bo gdy miłość zacznie blednąć…
Życie… zmienia się… w gehennę!
Jak zważyć radość…
Ile waży radość z życia?
Może ktoś mi powie… wreszcie?
Bo ci ludzie… których pytam…
Kręcą głową… jak w proteście…
–
Albo… ręce rozkładają…
W pustym geście… wiecie jakim!
O co tu w ogóle… chodzi…
Nie! Nie szukam z nimi draki…
–
Czegoś boją się… czy co?
Nie chcą zdradzić tajemnicy?
Szkoda jest mi już języka…
Strzępić… prosząc po próżnicy!
–
Szczęście z życia… zważę sam…
Co też i wam… udowodnię…
Swoją wagę… w sercu mam…
A ta szczęście… waży godnie!
Kij ma dwa końce…
Każdy kij… ma po dwa końce…
Czyżbyście… już zapomnieli?
Pora powrócić na ziemię…
Czas… zwykłych ludzi docenić!
–
Zamknięci w swojej enklawie…
Jeszcze… idei swej wierni…
Wiodą życie królewskie…
Butni… nad wyraz bezczelni…
–
Podobni do ziaren… maku…
W swoim korcu zamknięci…
Nie znają już… biedy smaku…
Myślą… że są wniebowzięci…
–
Wkrótce im przypomnimy…
Że… każdy kij… ma dwa końce…
A razy… nimi zadane…
Są zawsze… bardzo bolące!
–