Natrętna jesień
Po co ta jesień przychodzi do mnie?
Zmarszczkami rzuca. Włosy mi srebrzy.
W zębach remanent robi dosłowny.
I liczy wszystko, wszystko, bez przerwy.
–
Po co mi liczy dzionki i nocki?
Lata i siły, bezsiłą wieje?
Po co me kilogramy mnoży i dzieli?
Kiedy ja właśnie teraz młodnieję!
–
Po co? Skoro u mnie wciąż wiosna.
Trochę szczerbata, trochę brzuchata,
Trochę zgarbiona, trochę zmarszczona,
Trochę zdziwiona, ale radosna.
–
Czy jest zazdrosna o mą urodę?
Czy się po prostu nudzi zwyczajnie,
Że przesiaduje w moim fotelu,
Moim pumeksem czyści się w wannie?
–
Po co różaniec wciska mi w ręce,
Gdy ja mam serial, ciekawsze sprawy?
Po co ta jesień mnie męczy, dręczy
I ziółka parzy zamiast kawy?
–
Na emeryturze brak jej zajęcia,
Że herbatniki kruszy mi wszędzie?
Po co ta jesień przychodzi do mnie?
I ile jeszcze siedzieć tu będzie?
–
Co? Zapomniała stara skleroza,
Że ja jej nie chcę tutaj i basta?
Niech z naftaliny wywietrzy płaszcze
I niech się więcej tu nie rozpłaszcza.
–
Niech włoży szkiełka i na mnie spojrzy.
Gdzie ja, gdzie ona? Życiowa przepaść.
Przecież ja jestem młoda, zrobiona.
Chyba ta jesień całkiem jest ślepa.
–
Niech się rozerwie w klubie seniora,
Albo do parku pójdzie na spacer
I niech mi w PESEL już nie zagląda,
Bo ja się przez nią w końcu rozpłaczę.
_
Anna Czartoszewska