Płoną góry, płoną lasy w przedwieczornej mgle,
Stromym zboczem dnia słońce chyli się …
Czerwone Gitary

O lesie na poważnie i wesoło

W weekendowej odsłonie gazeta.pl poruszyło mnie piękne zdjęcie dziewczyny samotnie stojącej pośród wielkiego lasu. Lubię las, lubię naturę, odczuwam je każdym zmysłem. Zaciekawiona sięgnęłam po lekturę.

Reportaż opowiada o pierwszym certyfikowanym przewodniku kąpieli leśnych, dr Katarzynie Simonienko, specjalistce psychiatrii. Tej samej, która w 2019 roku zaprosiła Elżbietę Urban – swą dawną nauczycielkę biologii – na spacer-kąpiel leśną, opisaną później na łamach portalu podlaskisenior.pl.

Nigdy nie uczestniczyłam w takim przedsięwzięciu z przewodnikiem. Uwielbiam las, kocham naturę, czuję się dobrze tam, gdzie dużo zieleni, zwierząt i ptaków. Jeśli one tu są, to znaczy, że jest to dobre miejsce do życia. Znam smak zajęczego szczawiku i igieł świerkowych, wonie brzeziny i sosnowego lasu, zapach grzybów. Podziwiam pięknie wyglądające „warkocze” splątanych pędów widłaków (coraz trudniejszy do napotkania, ale w zeszłym roku natrafiłam na widłakową polankę). W zachwyt wprawiają mnie kobierce puchatych mchów, ich różne odcienie zieleni, kształtów i form skupienia. Odkąd pamiętam, gdy nadchodziła wiosna, ciągnęło mnie w pola i plener, jak wilka do lasu. Zanim natura zaczynała na dobre tętnić radością bycia, to budząca się do życia ziemia zaczynała pachnieć wiosną. Była to, i jest, jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna woń, wołająca:
– Chodźcie do mnie, zajmijcie się mną, dajcie mi nasienie – jestem głodna i płodna!

No, a las ?
Istniał wcześniej, niż cywilizacja. Prastary bór, porastający przedpiastowski nadwiślański kraj, był niejednokrotnie opisywany w literaturze, np. w Legendzie o Lechu, Czechu i Rusie; Starej Baśni Kraszewskiego, Krzyżakach Sienkiewicza. Jest on naturalnym środowiskiem człowieka, dającym mu schronienie i budulec, pozwalającym wyżywić się i odziać. Stawał się też  często świadkiem bohaterskich walk powstańczych, czy miejscem zbrodni. Towarzyszył Ziemi od zarania dziejów i przeżywał wszystkie jej wzloty i upadki. Nie darmo mówi porzekadło ”Nie było nas – był las, nie będzie nas – będzie las” . Tylko, czy ludzka chęć zysku z pozyskanego drewna pozwoli nie tylko jemu, ale i nam dalej żyć? To taka dygresja.

Las jest najpiękniejszy wiosną – tętniący życiem, pełen radosnego ruchu, rozszczebiotany, ubierający się ochoczo w różne odcienie zieleni, udekorowany kwiatami i zapachami. Nie każdy, niestety, potrafi to dostrzec. Pamiętam, jakim szokiem dla mnie była reakcja mojej małej, 1,5 rocznej wówczas, siostrzenicy Ani, kiedy postawiłam ją na trawie. Najpierw długo przyglądała się na czym stoi, potem powoli podniosła jedną stopę, potem drugą, a jeszcze później z szaloną radością zaczęła tupać nóżkami, ciesząc się miękkim podłożem! Nasze dzieci pierwsze lata swego życia spędziły w domu z dużym ogrodem, w upalne dni spały w dzień na kocu na trawie, w cieniu majestatycznego klonu. Nieobca im była ani trawa, ani natura. W wakacje pakowaliśmy namiot, plecaki i ruszaliśmy w Polskę. Wprawdzie nie tak, jak to śpiewał Wiesław Gołas: „W Polskę idziemy, mili panowie, w Polskę idziemy! Nim pierwsza seta zaszumi w głowie, drugą pijemy!”, chociaż zdarzało się, że z gościnnymi i serdecznymi gospodarzami wychyliliśmy lampkę wina, czy częściej kieliszek czegoś mocniejszego. Tak więc dla naszych dzieci nie było odkryciem bieganie i chodzenie po lesie, trawie, czy piasku. Ale dla Ani, wychowywanej w mieście, gdzie do żłobka szła asfaltową alejką, do sklepu asfaltową alejką, na spacer asfaltową alejką… odczucie dotyku miękkiej trawy było odkryciem na miarę Kolumba!

Po kupnie gospodarstwa wyprowadziliśmy się z Warszawy. Wszyscy nasi znajomi chcieli nas odwiedzać, zobaczyć, co ta para szalonych ludzi tam robi i jak sobie radzi w nowych, nie ukrywam, na początku bardzo spartańskich, warunkach. Odwiedził nas mój serdeczny kolega, taki ze szkolnej ławki, i to od pierwszej klasy, chłopak niesamowicie muzykalny, obdarzony świetnym słuchem. Chcąc pokazać mu nasze włości, zabrałam go na spacer do lasu, do naszej brzeziny. Oprowadzałam po polach pięknie położonych, choć trudnych do uprawy. Był piękny, słoneczny kwietniowy dzień. Szliśmy polami rozmawiając i gawędząc o naszych gospodarskich planach. Nagle nad głowami rozszczebiotał się skowronek.
– Słyszysz? – zapytałam.
– Co? – padła odpowiedź.
Wtedy drugi raz dopadł mnie kompletny szok. Z niedowierzaniem zapytałam: nie słyszysz skowronka?

O lesie można też na wesoło:
Wybrał się Kowalski na grzyby, Chodzi po lesie i chodzi. Tu borowik, a tam rydz, tu podgrzybki wyglądają ze mchu, to znowu pod brzozami pyszni się koźlarz… Nie wiadomo kiedy i cały kosz pełen. Szczęśliwy chce wracać do domu. Ale, ale… W którą stronę ma iść? Zgubił się biedaczysko. Na szczęście miał telefon. Wyjął komórkę , wybrał numer 112 i mówi do dyspozytora:
– Zgubiłem się w lesie!
-To krzycz pan , może ktoś usłyszy i pomoże – pada odpowiedź.
Biedak wrzeszczy z całych sił:
– Pomooocy! Pomooocy! Pomooocy!
Nagle ktoś go trąca w ramię. Odwraca się, a tu niedźwiedź:
– Czego tak wrzeszczysz? – pyta.
– Zgubiłem się w lesie, to może ktoś mnie usłyszy, przyjdzie i pomoże.
– Usłyszałem, przyszedłem i co? Pomogło ci to?

Żeby nie narazić się na powyższą „pomoc”, należałoby posłuchać rad, bywającego w naszym domu, dobrego znajomego leśnika, kolegi naszego syna (Jego przekazaną przez Wojtka wypowiedź, zacytowała w swoim artykule Elżbieta Urban). Za którąś bytnością zapytał , czy wiemy, jak nie zabłądzić w lesie. Na nasze zgodnym chórem wypowiedziane „nie”, ze stoickim spokojem powiedział:
– Wystarczy tylko zapamiętać, gdzie które drzewo rośnie!
Uśmialiśmy się serdecznie, ale jakieś ziarenko prawdy tam było, bo chodząc na grzyby, czy spacery, staramy się zapamiętać jakieś charakterystyczne drzewa i miejsca, by nie zgubić drogi.

Można o lesie sporządzić następującą notatkę służbową:
– W lesie zastaliśmy drzewa, krzaki i towary nieznanego pochodzenia.

O lesie można też tak:

Nie trzeba w lesie kląć

Nie trzeba w lesie kląć,
kapelusz trzeba zdjąć,
Mogłyby listki leszczyny
pozwijać się bez przyczyny.
Mogłaby lipa bez powodu
odmówić pszczołom miodu.
Mogłaby osika
ze strachu dostać bzika.
A zając, ten maleńki, zbudzony w środku snów,
mógłby się jeszcze zgorszyć –
nauczyć brzydkich słów.

Nie trzeba w lesie kląć,
kapelusz trzeba zdjąć
jak najuroczyściej
i posłuchać, co też mówią liście…
                                                         Jan Sztaudynger, Zwrotki dla Dorotki

Ale las to przede wszystkim skarbnica wszelakiego dobra. Począwszy od tego, że są to „płuca Ziemi”, a skończywszy na właściwościach zdrowotnych. Igły i młode pędy sosny i świerka wykorzystywane są przy schorzeniach układu oddechowego, pokarmowego, moczowego, przy reumatyzmie i nerwobólach. Świerkowe zaś igły i znajdująca się pod korą miazga, w ekstremalnych warunkach, mogą stanowić pożywienie.

Czemu o tym piszę? Bo komentarze pod owym reportażem, kpiące i wyśmiewające taką inicjatywę, mówią, że są ludzie, którzy i bez przewodnika pozostają za pan brat z naturą. Ci bywają w lesie nie tylko od święta.  Są wrażliwi na piękno natury, a wypadami poza dom ładują swe „akumulatory”. Ale są też  i tacy, którzy wyrośli z dzieci przekonanych, że mleko pochodzi ze sklepu, a nie od krowy. Dla których spacer po trawie i lesie jest wielkim odkryciem, a śpiew słowika czy skowronka  niesłyszalny. Którzy patrzą i nie widzą, słuchają, a nie słyszą. I właśnie im potrzebny jest ktoś taki, jak dr Kasia Simonienko.


My bywamy w lesie przy każdej możliwej okazji, lub bez okazji. Zamieszczone zdjęcia – to fotki z ostatnich naszych pobytów 11 i 13 stycznia. Las drzemał sobie sennie pod śniegową pierzynką, tylko od czasu do czasu słychać było stukanie dzięcioła. Pomimo tego, że dokładnie słyszałam skąd ono dochodzi, nie udało mi się ani go dojrzeć, ani sfotografować. Szkoda!

Jak najwięcej wrażeń – zimą oczywiście też – ze spacerów leśnych życzy

Anna Małgorzata Więckowska

foto: Anna Małgorzata Więckowska