O kolejnym wielkim spełnianym marzeniu, a przy tym i paru mniejszych, opowiada Elżbieta Karczewska – esperantystka, była wieloletnia prezeska Białostockiego Towarzystwa Esperantystów.

Chorwacja- E. Karczewska pierwsza z prawej

„W klasie maturalnej nauczyciel języka angielskiego zapytał o nasze życiowe plany. Wtedy powiedziałam, że mam zamiar objechać kulę ziemską. Klasa zaczęła się nieprzytomnie śmiać. To były czasy siermiężnego PRL-u. Nikt nigdzie nie jeździł, a wyjazd do Związku Radzieckiego był nieprawdopodobnym luksusem. Poszłam więc na studia turystyczne. Moi rodzice bardzo mnie wspierali w podjętej decyzji.

Jako wykwalifikowany pracownik turystyki trafiłam do Białegostoku i tu pozostałam. Moja ukochana ciocia, u której spędzałam ostatnie wakacje, powiedziała: Idź do Wojewódzkiej Rady Narodowej, może tam potrzebują kogoś z takim przygotowaniem zawodowym. Okazało się, że był wolny etat. Zostałam przyjęta.

Wiele lat pracowałam w turystyce. Organizowałam wyjazdy innym ludziom. A marzyłam o swoich wyjazdach. Owszem, w trakcie wakacji pojechałam do Bułgarii, gdzieś tam do Związku Radzieckiego, bo firma zorganizowała. Lecz to nie było to. W międzyczasie wyszłam za mąż. Mój mąż i jego mamusia powiedzieli, że moje przygotowanie zawodowe jest symboliczne. Cóż ja w tym wielkim świecie będę robiła? Zdawałam więc na studia prawnicze będąc w ciąży i mając nadzieję zadowolić męża i jego mamusię. Było 40 kandydatów na jedno miejsce i, o zgrozo, dostałam się. Pięć lat udręki z malutkim chorym dzieckiem, pracą zawodową i studiami. Ale udało się. Skończyłam studia. Jednak nie zadowoliłam męża i jego mamusi. Miałam za to satysfakcję. Pracowałam nadal w przedsiębiorstwie turystycznym, organizując innym wyjazdy. Dalej marzyłam o wyjazdach na Zachód.

Maroko

Moja teściowa na pierwszym naszym spotkaniu, powiedziała, że jeśli się przyjmę do rodziny, to po śmierci w nagrodę znajdę miejsce w rodzinnym grobowcu. Powiedziałam: Dziękuję. Ale nie skorzystam. Prawdopodobnie cierpię na klaustrofobię. Mój mąż obiecał, że w takim razie skremują moje zwłoki, wrzucą do podziurawionej puszki po konserwach, zaczepią ją sznurkiem do autobusu jadącego do Paryża. Była to moja nadzieja, że kiedyś uda mi się trafić do Paryża.

 Dopiero zetknięcie się z językiem esperanto otworzyło mi świat. Zaczęłam pracować w biurze turystycznym i jeździć na zachód i na wschód. W pierwszym roku schudłam 13 kilogramów ze zmęczenia, zatroskania, bowiem w domu mąż z dwójką dzieci, w tym jedno malutkie. A mimo to czułam radość z urealniania marzeń. Z jednej strony był to dobry okres, bo przywoziłam to, czego dzieciom brakowało. Mój syn niedawno wspominał: Mamo, a pamiętasz jak w koszu na śmieci znalazłem tabliczkę czekolady? Ha, to nie był kosz na śmieci. To był specjalny kosz, w którym ukrywaliśmy większe ilości tego, co przywiozłam z zagranicy. Przez przypadek mój syn tam się dobrał. Znalazł tabliczkę czekolady. Jakie to było szczęście. Pierwsze dżinsy przywiezione z Turcji. Mój czternastoletni wówczas syn powiedział: W życiu tego nie założę. Poszedł do swojego pokoju, przymierzył i stwierdził: Przydałaby się jeszcze jedna para. Tak wyglądała moja praca zawodowa.

Spacer wybrzeżem M. Śródziemnego w pn. Afryce

Dużo czytałam. W latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku wchodziły do użytku komputery. Pierwszy moja rodzina kupiła, gdy z grupą esperantystów pojechałam na Syberię. Moi synowie walczyli o miejsce przy komputerze. Ja nie byłam brana pod uwagę. Kiedy zaczęłam pracować w Komunikacji Miejskiej, nauczyłam się obsługi komputera. Ta umiejętność pozostała do dziś. Jest jedną z najpiękniejszych rzeczy, która trafiła się dorosłemu człowiekowi”.

Elżbieta Karczewska zwiedziła siedemdziesiąt cztery państwa. W niektórych państwach Europy była po kilka razy. Planowany w 2020 roku wyjazd do Indii z uwagi na pandemię koronawirusa został odłożony do czasu otwarcia granic.

Z umiejętności organizatorskich i doświadczenia Elżbiety Karczewskiej korzystali i korzystają polscy esperantyści. Często dzięki jej pomysłowości zaspokajają swoją ciekawość i chęć poznawania innych zwyczajów i ludzi innych kultur. 

Aby żyć pełnią życia – trzeba mieć marzenia i cierpliwie dążyć do ich spełnienia.

fot. z archiwum Elżbiety Karczewskiej i Steni Romanowicz

 

Wysłuchała i opracowała
Stenia Romanowicz
Podlaska Redakcja Seniora Białystok