Każdego roku w tych grudniowych dniach na naszej stronie pojawiają się opowieści o rodzinnych, tradycjach związanych z przygotowywaniami do Świąt Bożego Narodzenia. Dziś kartkę z opowieścią o Domu z Piernika otrzymaliśmy od Jana Różdżyńskiego. Dziękujemy.
Oto, jak zwykle przed Gwiazdką, od kiedy pamiętam z dzieciństwa, u nas w domu wypiekało się i (z pomocą lukru) lepiło i budowało Domek z Piernika, żeby w Wigilię mógł stanąć blisko choinki. Za mojej pamięci najpierw robiła to Babcia, potem Mama, a potem… już ja. Dlatego od wielu lat ta niewielka, piernikowa budowla towarzyszy na Boże Narodzenie naszej z Jolą rodzince. I każda, jako „rękodzieło”, jest inna od poprzedniej. Bo zawsze jest troszeczkę… hmm, nierówna, czasem ozdobiona migdałami, innym razem kolorowymi lukrami, wiórkami, maczkami itd.
Od co najmniej dwóch lat, mnie, czyli dziadka, wspierają w dziele budowy piernikowego domku nasze wnuki: Felek i Leoś. Wczoraj też, chociaż w „procesie produkcji” z rozpędu zjedli jeszcze ciepłe, pachnące cynamonem i goździkami domkowe drzwi i komin, to jednak pomogli mieszając i piekąc ciasto. I tak oto, we trójkę, my, „pomocnicy Mikołaja” wznieśliśmy kolejny, smakowity piernikowy domek, który, wedle odwiecznej rodzinnej tradycji, Oni, nasi najmłodsi (a i starsi, jeżeli zechcą) mogą przed Nowym Rokiem tylko oglądać. Ale następnego dnia… natychmiast spożyć. Bo taka jest tradycja. Bo naprawdę jest smaczny. Tylko słodkie ozdoby, te kolorowe, które razem z Wnukami umieściliśmy na Domku z Piernika są w tym roku może zbyt… abstrakcyjne.
Jeszcze przedświątecznie, ale bardzo serdecznie pozdrawiam Was wszystkich.
Jan Różdżyński
Dziadek Felka i Leosia