Pamięci dr. Leszka Wandzla, białostockiego psychiatry i psychoanalityka; psychoterapeuty, który odszedł nagle i bardzo przedwcześnie 29 października 2007 roku, lekarza, który krok po kroku pomagał mi odnajdować sens wszystkiego. Dziś mija 15 lat od tej tragedii. A oto moja skromna wiązanka wierszy poświęconych Jego Osobie.

Kolejna bolesna rocznica

Zamiast kwiatów, laurki i życzeń,
telefonów, maili czy też znicza
ja ponownie do Pana z tym listem…
Ach, Doktorze! – znów Twoja Rocznica.

Tak brakuje mi Twojej terapii,
Twoich pytań… czekania… przystanków…
jakże mądrze i jasno stawianych
i pomocy w ich rozsupływaniu!

Ja podążam wskazówek Twych szlakiem,
świeżość ich w pamięci swej przywracam.
Kiedy tylko w duszy mi szarzeje,
tamte rady przynoszą nadzieję!

Kogo teraz leczysz i pocieszasz,
może rad też skutecznych udzielasz?
Któż to może być w takiej potrzebie
blisko nieba, albo już i w niebie?

I znów Ty, Doktorze

od kilku lat
o tej samej porze
pamięci nie ujarzmię
i taka sama boleść
i myśl jednakowej treści
że ten świat
opuścić musiałeś za wcześnie…

mój Przewodniku
Niezastąpiony
choć po Tobie
odeszło już tylu
znajomych i nieznajomych
to nadal data Twojego odejścia
jest najważniejsza

zabrałeś się w ostatnią drogę
(nie powiadamiając nikogo)
tuż przed dniem
Wszystkich Świętych
– czyżby tam zadomowieni
otwierali Raj
na Twoje przyjęcie?

… że jesteś tam
– nawet wątpić nie chcę
no bo przecież
tylko na takie zasłużyłeś miejsce!

czekaj spokojnie
pośród aniołów
na bliskich swoich
oraz… pacjentów!
nie zapomnij i o mnie…

ja –
zawsze Ci wdzięczna
autorka niniejszego wiersza…

List, którego nie wyślę…

Panie doktorze, to ja do pana wznoszę te słowa wśród ciszy –
pan by się cieszył, panie doktorze, że ja nareszcie znów piszę!
Bo pan się martwił, panie doktorze, że wena mi gdzieś przepadła,
więc ja z radością panu donoszę, że się cudownie odradza…

Ach, jaka szkoda, panie doktorze, że nie pokażę już panu,
że nie przeczyta pan nowych wierszy i że ich pan nie pochwali.
Pan by zrozumiał, panie doktorze, pan jeden na świecie całym,
dlaczego twórczość mogła rozkwitnąć i skrzydła poodrastały…

Dlaczego nastrój zbyt nie szwankuje i czemu radzę już sobie –
ciekawa jestem, panie doktorze, czy pan się tam o tym dowie?
Czy ktoś te słowa panu przekaże, że wena mnie odnalazła,
lecz trochę obaw mam, czy tam w niebie, poezja… jest równie ważna?

Interesuje mnie jeszcze jedno, czy wie pan aby, doktorze,
że dedykować wiele swych wierszy wciąż pragnę pana osobie?
I że zakątek swój w internecie niepocieszone „sieroty”
znalazły, aby wspominać ciebie – my, pogrążeni w żałobie.

Dziś w środku nocy czarnej i wietrznej – takiej, co bardzo je lubię,
piszę do pana ów list-wyznanie, tym wierszem tak samorzutnie.
Pragnę zapewnić, że za terapię musi mi to wystarczyć…
A pan niech wspiera, patrząc z wysoka, na chmur niebieskim pułapie!

To już piętnaście lat, odkąd Cię tu nie ma

to już lat całych piętnaście
odkąd przestałeś
być mi przystanią
bezpieczną
do której zawijałam
po nagłym sztormie
i powracałam
z każdego rejsu

dzisiejszy port
bliższy niby
a odległy bardziej
przejściowy
zwykły przystanek
a ja ciągle tęsknię
i brak mi boleśnie
tamtej
przedwcześnie zgasłej
latarni…

… i tylko pytam jeszcze czasem
samą siebie
co możesz tam robić?
przecież w niebie
wszyscy są… zdrowi!

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok