Czy można połączyć w opowieść taki zestaw wyrazów jak: poliglota, meandry, ewoluuje, piegowaty, kombinator, grzyby, buty, pokrzywy, śliwki, pięść? Można, czego dowodem są krótkie opowiadania, których autorkami są członkinie Podlaskiej Redakcji Seniora.

Jolanta Maria Dzienis

Jesienny handel
fioletowe śliwki na gałęzi drzewa_pixabay.com

W starym sadzie, tuż u płota
Śliwki zrywał poliglota
Chciał z nich kompot ugotować
Ciut też do schrupania schować

Nadmiar zaś owoców z drzewa
Postanowił z zyskiem sprzedać
Spiknął się z kombinatorem
Kiepskim, przebrzmiałym aktorem

O obliczu piegowatym
Oraz niezmiernie pyskatym
Człek ten, mówiąc między nami
Skrycie handlował grzybkami

W kupczeniu ewoluował
Honor do kieszeni schował
Pięści zacisnął w kułaki
Buty wzuł nie byle jakie

Bo swój towar, jako żywo
Ukrył w chaszczach pod pokrzywą
Tam, gdzie szumią srebrne smreki
W meandrze pobliskiej rzeki

Owocami nie obraca
Bo mu się to nie opłaca
Nie chce śliwek, za złotówkę
Kupi zacier na śliwówkę!

Anna Anchimowicz

Interes Wacka
liście rosnącej pokrzwy-pixabay.com

Piegowaty Wacek Cwany były nie tylko świetnym poliglotą, ale też i niezłym kombinatorem. Jego nazwisko mówiło już samo za siebie. Po przejściu na emeryturę zamieszkał na Kurpiach, w uroczym siedlisku oddziedziczonym po dziadkach ze strony ojca. Czas na emeryturze spędzał aktywnie i kreatywnie. Był w swoim żywiole.

Zgniłe śliwki węgierki z sadu po dziadkach przerabiał na śliwowicę, a robaczywe grzyby, które grzybiarze wyrzucali w lesie zbierał i suszył na słońcu. Dzięki temu nie musiał zbierać w lesie suchych gałęzi na opał. Wygląd i zapach suszonych w ten sposób grzybów nie był zachęcający. Wacek jednak nie zwracał na to uwagi. Wysuszone tanim kosztem grzyby mełł w śrutowniku oddziedziczonym po dziadku Ambrożym. Nieprzyjemny zapach suszu łagodził dodatek tymianku, który rósł dziko na torfowisku. Tymianek, podobnie jak pokrzywę, Wacek kosił, a następnie suszył i mełł w śrutowniku. Następnie zmielony susz pakował w małe plastikowe torebki kupowane zazwyczaj w Biedronce. Na dziecięcej drukarce wnuka sąsiadów drukował etykiety z napisem „Gospodarstwo Proekologiczne Wacław Cwany Naturalny susz z borowika szlachetnego do kulinariów 100 % zdrowych ekologicznych grzybów”. Przyklejał je na torebkach, a potem sprzedawał na jarmarku. Chętnych na ekologiczny susz grzybowy było co niemiara. Podobnie było ze śliwowicą. Najbardziej opłacała się jej sprzedaż w małych, 250 gramowych buteleczkach, tzw. małpkach. Na flaszeczkach, pozyskiwanych z okolicznych śmietników, naklejał również zrobione własnoręcznie, naklejki z napisem „Ekologiczna Gorzelnia Wacław Cwany 100% Rakija wytwarzana wg Oryginalnej XVI Receptury Albańskiej ze śliwek z własnej uprawy proekologicznej”. 

Z roku na rok Wacek ewoluował. Z pokrzywy zaczął produkować eliksir młodości, który był rozchwytywany przez stałych bywalców czwartkowych jarmarków. Produkcja eliksiru nie wymagała dużych nakładów pieniężnych. Wystarczyły buty gumowe i grube rękawice. Miał je też po dziadkach. Nieodzowne okazały się też duże pięści Wacka, które były jego chlubą podczas potyczek ręcznych z kolegami w okresie młodości.
Za środkowym meandrem Pisy, w okolicach Kozła, tuż obok nielegalnego wysypiska śmieci było duże torfowisko, na którym rosła bujna pokrzywa. Wacek zakładał na nogi czarne, zużyte gumowce dziadka, do torby, którą zrobił własnoręcznie z dziurawego worka lnianego wrzucał dwie łapawice oddziedziczone po babci i wyruszał na żęcie pokrzywy. Nie miał kosy, więc pokrzywę kosił sierpem. Było to długie i mozolne zajęcie, ale Wacek nie zważał na to uwagi. Zaciskał pięści na drewnianej rękojeści i żął pokrzywę od świtu do zmierzchu. Koszenie odbywało się w maju. Kosił pokrzywę przez trzy dni. Podczas koszenia liczył zyski, jakie osiągnie ze sprzedaży eliksiru. Perspektywa dużych zysków była osłodą ponoszonego trudu.
Skoszoną pokrzywę przewoził taczką do domu i przepuszczał przez starą prasę do wytłaczania oleju z nasion siemienia lnianego. Była już trochę zardzewiała, ale to Wackowi nie przeszkadzało. Po co miał kupować wyciskarkę do soku, skoro oddziedziczył po dziadku sprawnie działającą prasę. Pozyskany w ten sposób sok przelewał do szklanych słoików. Słoiki, podobnie jak butelki, wynajdywał na okolicznych wysypiskach śmieci. Następnie przyklejał do nich własnoręcznie robione etykiety z napisem „Gospodarstwo Proekologiczne Wacław Cwany Naturalny eliksir młodości z pokrzywy ekologicznej”. Słoiczki z własnoręcznie robionym eliksirem sprzedawał po 25 zł. Chętnych na kupno specyfiku nie brakowało. Wacek był zadowolony. Interes się kręcił.

Janina Żarnowska

Leśne sprawki
wiklinowy kosz pełen grzybów stoi na trawie_pixabay.com

Piegowaty Felicjan z pobliskiego miasteczka zacisnął pięści i z uśmiechem stał w pokrzywach po kostki.
Długie buty skutecznie go chroniły. Kosz pełen grzybów cieszył oko, a zapach jesiennego lasu drażnił przyjemnie nozdrza. Niezwykle malownicze meandry rzeki, która wiła się płynąc przez las przyciągały turystów z całej okolicy.
Zmiany na lepsze w nadleśnictwie ewoluowały z dnia na dzień.
Dyrektor, mądry człowiek i wielki poliglota znający siedem języków, uwijał się by wszystko załatwić.
Był niezłym kombinatorem by utrzymać nadleśnictwo w ryzach.
Siedział na ganku zajadając pyszne śliwki i myślał jak nawiązać współpracę z leśnikami z Niemiec, Czech i Ukrainy. Języki nie były problemem, szukał dojść do dyrektorów w poszczególnych krajach. Oczami wyobraźni był już tam i podziwiał piękne i bardzo czyste niemieckie lasy,

Trzymajcie kciuki.

Maria Beręsewicz

Kombinator
ręka zwinięta w pięść uderza w blat stołu_pixabay.com

Antoni zacisnął pięści i ruszył do przodu. Podążał do dorodnej śliwki w sadzie. Pokonał połamany płot, wysokie pokrzywy, zarośniętą miedzę i meandry strumyka. Zamierzał pochwycić gagatka, regularnie wchodzącego mu w arendę. Dziś go dopadnę – postanowił.

Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy pod drzewem zastał piegowatego chłopaka, w dziurawych butach oglądającego przez lupę grzyby rosnące pod śliwką. Good morning – powiedział poliglota. Niech pan spojrzy jak one ewoluują. Jeszcze nie widziałem takiej odmiany. Wezmę je do laboratorium.

Niezły z ciebie kombinator, nie dawał wiary Antoni. Jeszcze się policzymy – powiedział, chwytając za kij. Chłopak poderwał się i wyciągnął z kieszeni legitymację Uniwersytetu w Białymstoku. Jestem studentem, przyjechałem z Anglii, w ramach Erasmusa.

Maria Heller

Nie kombinuj
filiżanka herbaty przykryta listkami pokrzywy_pixabay.com

Pewien znany poliglota systematycznie zgłębiał meandry języków romańskich. Był, niestety kombinatorem i zdarzało mu się często chodzić na skróty. Wtedy zwykle ewoluował w kierunku języków germańskich. Zauważywszy, że kombinowanie nie sprawdza się w zdobywaniu wiedzy wpadał w złość, zaciskał pięści, a na jego piegowatej twarzy pojawiały się czerwone plamy. Aby wrócić do równowagi i móc spokojnie kontynuować naukę języków romańskich, wypijał dwie szklanki herbaty z pokrzywy, przegryzając śliwkami w czekoladzie. Czasem to jednak nie pomagało. Ubierał wtedy odpowiednie buty i szedł do lasu. Niezależnie od pory roku zawsze coś w lesie znajdował. Szczególne sukcesy odnosił jesienią. Zawsze udawało mu się znaleźć piękne okazy grzybów. Znalezione trofea nie tylko go uspokajały, ale przede wszystkim poprawiały jego samoocenę. Myślał wtedy o sobie, że jest zdolny i sprytny i nie musi kombinować, żeby osiągnąć sukces w nauce ukochanych języków

Halina Wiszowata

Na wycieczce
wyjście z jaskini do lasu_pixabay.com

Nasza wycieczka dobiegała końca. Wszyscy byliśmy zmęczeni tą wędrówką meandrami różnych jaskiń, ale zadowoleni i oczarowani ich urokiem. Dowiedzieliśmy się, między innymi, że na proces ewolucji w jaskiniach ma też wpływ klimat, geologia i czas. Z osadów na ścianach, niesionych przez wodę, można odczytać wiele informacji, na przykład o wieku jaskini. Została nam jeszcze do zwiedzenia jaskinia „Raj”, jedna z najpiękniejszych w Polsce. Musieliśmy do niej dotrzeć. Wspinaliśmy się po nierównościach i wertepach. Wokół rosło dużo pokrzyw. Kasia potknęła się o wystający kamień, straciła równowagę i wylądowała w nich. Syknęła przez zęby:
– Wpadłam jak śliwka w kompot. – I z bólu zacisnęła pięści. Na dodatek na czubku jej buta odkleiła się podeszwa.
– Super – warknęła. – Jeszcze i to.

Widząc to Kuba, o ksywie Kombinator, który szedł za Kasią, rzucił się jej na ratunek. Pomógł się dziewczynie pozbierać i z kieszeni wyciągnął sznurek.
– Obwiążę ci nosek buta, żebyś mogła dotrzeć do jaskini i nie zaczepiała podeszwą.
Z drugiej kieszeni wyjął żel łagodzący ukąszenia owadów i podał go dziewczynie.
– Posmaruj tam, gdzie piecze. Mogę ci pomóc.
Kasia spłonęła rumieńcem i mruknęła pod nosem:
– Prawdziwy kombinator._

Obolała ruszyła na górę. Kuba przystanął na chwilę, bo zobaczył w trawie kanię. O, jeszcze jedna i następna. Nie mógł się powstrzymać, zdjął czapkę z głowy i zebrał wszystkie grzyby. Dogonił Kasię i chwalił się swoimi zbiorami.
– Będą schabowe, lubisz?
– Pewnie. Tylko kto nam je usmaży?
– Moja w tym głowa. Ładnie poproszę panią Celinkę z kuchni.
Gawędząc doszliśmy na miejsce, gdzie czekał na nas przewodnik. Wielu było też obcokrajowców, którym jeden z przewodników opowiadał w różnych językach o bogactwie stalaktytów i stalagmitów tej jaskini.
_

Kuba przysłuchiwał się z uwagą i tłumaczył Kasi.
– Ale z ciebie poliglota – rzekła z uśmiechem.
– Za chwilę wchodzimy do środka – poinformował przewodnik. – Proszę włożyć coś ciepłego, bo wewnątrz jest tylko 9 stopni.
Plecaki poszły w ruch i wszyscy w gotowości czekaliśmy na swoją kolejkę. Ostatnia jaskinia zrobiła na nas największe wrażenie. Już nikt nie mówił o zmęczeniu. Zadowoleni wróciliśmy do ośrodka wczasowego.

Elżbieta Urban

Dziw natury

Piegowaty kombinator włożył buty nie do pary w kolorze śliwki. Ruszył przed siebie wędrując wzdłuż meandrów Supraśli. Przedzierał się przez gąszcz pokrzyw, malin i jeżyn. W sercu puszczy napotkał malutkiego, jak pięść rzęsorka poliglotę, który wyewoluował z polnej myszy, lecz wciąż potrafił się z nią dogadać. Taki dziw natury.

Wiesława Szwed

Poliglota Zbysio
koszt stoi na trawie obok muchomora_pixabay.com

Zbysio stał na chodniku w centrum dużego miasta i zastanawiał się, czy gdyby teraz przeniósł się do lasu to by ewoluował się czy się teleportował? Ta myśl ciągle do niego wracała, jak meandry wiła się, odchodziła i uparcie powracała. Pewnego dnia idąc ulicą oglądał wystawy. Na jednej z nich zobaczył buty. Brązowe, wysokie, idealne by iść na spacer do lasu i zbierać grzyby. Będąc w lesie piegowate muchomory jak śliwki wpadały do jego koszyka. Zbysio tak kombinował, tak wypatrywał, by zbierać jak najpiękniejsze. Wracając, idąc po łące, zrywał dorodne pokrzywy. Był z siebie zadowolony, nazbierał piegowatych grzybów i młodej, zieloniutkiej pokrzywy. Wszystko zaniósł na targ, by sprzedać. Jak poliglota zachęcał przechodzących, by kupowali jego towar. Jednak nikt nie kupował grzybów, gdyż były to muchomory. Grzyby piękne, ale trujące i nie nadawały się do jedzenia. Zbysio był zrozpaczony, buty wyrzucił i nigdy już grzybów nie zbierał.

Zebrała Jolanta Falkowska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok