Czy można połączyć w opowieść taki zestaw wyrazów jak: poliglota, meandry, ewoluuje, piegowaty, kombinator, grzyby, buty, pokrzywy, śliwki, pięść? Można, czego dowodem są krótkie opowiadania, których autorkami są członkinie Podlaskiej Redakcji Seniora.
Jolanta Maria Dzienis
Jesienny handel
W starym sadzie, tuż u płota
Śliwki zrywał poliglota
Chciał z nich kompot ugotować
Ciut też do schrupania schować
–
Nadmiar zaś owoców z drzewa
Postanowił z zyskiem sprzedać
Spiknął się z kombinatorem
Kiepskim, przebrzmiałym aktorem
–
O obliczu piegowatym
Oraz niezmiernie pyskatym
Człek ten, mówiąc między nami
Skrycie handlował grzybkami
–
W kupczeniu ewoluował
Honor do kieszeni schował
Pięści zacisnął w kułaki
Buty wzuł nie byle jakie
–
Bo swój towar, jako żywo
Ukrył w chaszczach pod pokrzywą
Tam, gdzie szumią srebrne smreki
W meandrze pobliskiej rzeki
–
Owocami nie obraca
Bo mu się to nie opłaca
Nie chce śliwek, za złotówkę
Kupi zacier na śliwówkę!
Anna Anchimowicz
Interes Wacka
Piegowaty Wacek Cwany były nie tylko świetnym poliglotą, ale też i niezłym kombinatorem. Jego nazwisko mówiło już samo za siebie. Po przejściu na emeryturę zamieszkał na Kurpiach, w uroczym siedlisku oddziedziczonym po dziadkach ze strony ojca. Czas na emeryturze spędzał aktywnie i kreatywnie. Był w swoim żywiole.
Zgniłe śliwki węgierki z sadu po dziadkach przerabiał na śliwowicę, a robaczywe grzyby, które grzybiarze wyrzucali w lesie zbierał i suszył na słońcu. Dzięki temu nie musiał zbierać w lesie suchych gałęzi na opał. Wygląd i zapach suszonych w ten sposób grzybów nie był zachęcający. Wacek jednak nie zwracał na to uwagi. Wysuszone tanim kosztem grzyby mełł w śrutowniku oddziedziczonym po dziadku Ambrożym. Nieprzyjemny zapach suszu łagodził dodatek tymianku, który rósł dziko na torfowisku. Tymianek, podobnie jak pokrzywę, Wacek kosił, a następnie suszył i mełł w śrutowniku. Następnie zmielony susz pakował w małe plastikowe torebki kupowane zazwyczaj w Biedronce. Na dziecięcej drukarce wnuka sąsiadów drukował etykiety z napisem „Gospodarstwo Proekologiczne Wacław Cwany Naturalny susz z borowika szlachetnego do kulinariów 100 % zdrowych ekologicznych grzybów”. Przyklejał je na torebkach, a potem sprzedawał na jarmarku. Chętnych na ekologiczny susz grzybowy było co niemiara. Podobnie było ze śliwowicą. Najbardziej opłacała się jej sprzedaż w małych, 250 gramowych buteleczkach, tzw. małpkach. Na flaszeczkach, pozyskiwanych z okolicznych śmietników, naklejał również zrobione własnoręcznie, naklejki z napisem „Ekologiczna Gorzelnia Wacław Cwany 100% Rakija wytwarzana wg Oryginalnej XVI Receptury Albańskiej ze śliwek z własnej uprawy proekologicznej”.
Z roku na rok Wacek ewoluował. Z pokrzywy zaczął produkować eliksir młodości, który był rozchwytywany przez stałych bywalców czwartkowych jarmarków. Produkcja eliksiru nie wymagała dużych nakładów pieniężnych. Wystarczyły buty gumowe i grube rękawice. Miał je też po dziadkach. Nieodzowne okazały się też duże pięści Wacka, które były jego chlubą podczas potyczek ręcznych z kolegami w okresie młodości.
Za środkowym meandrem Pisy, w okolicach Kozła, tuż obok nielegalnego wysypiska śmieci było duże torfowisko, na którym rosła bujna pokrzywa. Wacek zakładał na nogi czarne, zużyte gumowce dziadka, do torby, którą zrobił własnoręcznie z dziurawego worka lnianego wrzucał dwie łapawice oddziedziczone po babci i wyruszał na żęcie pokrzywy. Nie miał kosy, więc pokrzywę kosił sierpem. Było to długie i mozolne zajęcie, ale Wacek nie zważał na to uwagi. Zaciskał pięści na drewnianej rękojeści i żął pokrzywę od świtu do zmierzchu. Koszenie odbywało się w maju. Kosił pokrzywę przez trzy dni. Podczas koszenia liczył zyski, jakie osiągnie ze sprzedaży eliksiru. Perspektywa dużych zysków była osłodą ponoszonego trudu.
Skoszoną pokrzywę przewoził taczką do domu i przepuszczał przez starą prasę do wytłaczania oleju z nasion siemienia lnianego. Była już trochę zardzewiała, ale to Wackowi nie przeszkadzało. Po co miał kupować wyciskarkę do soku, skoro oddziedziczył po dziadku sprawnie działającą prasę. Pozyskany w ten sposób sok przelewał do szklanych słoików. Słoiki, podobnie jak butelki, wynajdywał na okolicznych wysypiskach śmieci. Następnie przyklejał do nich własnoręcznie robione etykiety z napisem „Gospodarstwo Proekologiczne Wacław Cwany Naturalny eliksir młodości z pokrzywy ekologicznej”. Słoiczki z własnoręcznie robionym eliksirem sprzedawał po 25 zł. Chętnych na kupno specyfiku nie brakowało. Wacek był zadowolony. Interes się kręcił.
Janina Żarnowska
Leśne sprawki
Piegowaty Felicjan z pobliskiego miasteczka zacisnął pięści i z uśmiechem stał w pokrzywach po kostki.
Długie buty skutecznie go chroniły. Kosz pełen grzybów cieszył oko, a zapach jesiennego lasu drażnił przyjemnie nozdrza. Niezwykle malownicze meandry rzeki, która wiła się płynąc przez las przyciągały turystów z całej okolicy.
Zmiany na lepsze w nadleśnictwie ewoluowały z dnia na dzień.
Dyrektor, mądry człowiek i wielki poliglota znający siedem języków, uwijał się by wszystko załatwić.
Był niezłym kombinatorem by utrzymać nadleśnictwo w ryzach.
Siedział na ganku zajadając pyszne śliwki i myślał jak nawiązać współpracę z leśnikami z Niemiec, Czech i Ukrainy. Języki nie były problemem, szukał dojść do dyrektorów w poszczególnych krajach. Oczami wyobraźni był już tam i podziwiał piękne i bardzo czyste niemieckie lasy,
Trzymajcie kciuki.
Maria Beręsewicz
Kombinator
Antoni zacisnął pięści i ruszył do przodu. Podążał do dorodnej śliwki w sadzie. Pokonał połamany płot, wysokie pokrzywy, zarośniętą miedzę i meandry strumyka. Zamierzał pochwycić gagatka, regularnie wchodzącego mu w arendę. Dziś go dopadnę – postanowił.
Jak wielkie było jego zdziwienie, gdy pod drzewem zastał piegowatego chłopaka, w dziurawych butach oglądającego przez lupę grzyby rosnące pod śliwką. Good morning – powiedział poliglota. Niech pan spojrzy jak one ewoluują. Jeszcze nie widziałem takiej odmiany. Wezmę je do laboratorium.
–
Niezły z ciebie kombinator, nie dawał wiary Antoni. Jeszcze się policzymy – powiedział, chwytając za kij. Chłopak poderwał się i wyciągnął z kieszeni legitymację Uniwersytetu w Białymstoku. Jestem studentem, przyjechałem z Anglii, w ramach Erasmusa.
Maria Heller
Nie kombinuj
Pewien znany poliglota systematycznie zgłębiał meandry języków romańskich. Był, niestety kombinatorem i zdarzało mu się często chodzić na skróty. Wtedy zwykle ewoluował w kierunku języków germańskich. Zauważywszy, że kombinowanie nie sprawdza się w zdobywaniu wiedzy wpadał w złość, zaciskał pięści, a na jego piegowatej twarzy pojawiały się czerwone plamy. Aby wrócić do równowagi i móc spokojnie kontynuować naukę języków romańskich, wypijał dwie szklanki herbaty z pokrzywy, przegryzając śliwkami w czekoladzie. Czasem to jednak nie pomagało. Ubierał wtedy odpowiednie buty i szedł do lasu. Niezależnie od pory roku zawsze coś w lesie znajdował. Szczególne sukcesy odnosił jesienią. Zawsze udawało mu się znaleźć piękne okazy grzybów. Znalezione trofea nie tylko go uspokajały, ale przede wszystkim poprawiały jego samoocenę. Myślał wtedy o sobie, że jest zdolny i sprytny i nie musi kombinować, żeby osiągnąć sukces w nauce ukochanych języków
Halina Wiszowata
Na wycieczce
Nasza wycieczka dobiegała końca. Wszyscy byliśmy zmęczeni tą wędrówką meandrami różnych jaskiń, ale zadowoleni i oczarowani ich urokiem. Dowiedzieliśmy się, między innymi, że na proces ewolucji w jaskiniach ma też wpływ klimat, geologia i czas. Z osadów na ścianach, niesionych przez wodę, można odczytać wiele informacji, na przykład o wieku jaskini. Została nam jeszcze do zwiedzenia jaskinia „Raj”, jedna z najpiękniejszych w Polsce. Musieliśmy do niej dotrzeć. Wspinaliśmy się po nierównościach i wertepach. Wokół rosło dużo pokrzyw. Kasia potknęła się o wystający kamień, straciła równowagę i wylądowała w nich. Syknęła przez zęby:
– Wpadłam jak śliwka w kompot. – I z bólu zacisnęła pięści. Na dodatek na czubku jej buta odkleiła się podeszwa.
– Super – warknęła. – Jeszcze i to.
Widząc to Kuba, o ksywie Kombinator, który szedł za Kasią, rzucił się jej na ratunek. Pomógł się dziewczynie pozbierać i z kieszeni wyciągnął sznurek.
– Obwiążę ci nosek buta, żebyś mogła dotrzeć do jaskini i nie zaczepiała podeszwą.
Z drugiej kieszeni wyjął żel łagodzący ukąszenia owadów i podał go dziewczynie.
– Posmaruj tam, gdzie piecze. Mogę ci pomóc.
Kasia spłonęła rumieńcem i mruknęła pod nosem:
– Prawdziwy kombinator._
–
Obolała ruszyła na górę. Kuba przystanął na chwilę, bo zobaczył w trawie kanię. O, jeszcze jedna i następna. Nie mógł się powstrzymać, zdjął czapkę z głowy i zebrał wszystkie grzyby. Dogonił Kasię i chwalił się swoimi zbiorami.
– Będą schabowe, lubisz?
– Pewnie. Tylko kto nam je usmaży?
– Moja w tym głowa. Ładnie poproszę panią Celinkę z kuchni.
Gawędząc doszliśmy na miejsce, gdzie czekał na nas przewodnik. Wielu było też obcokrajowców, którym jeden z przewodników opowiadał w różnych językach o bogactwie stalaktytów i stalagmitów tej jaskini.
_
Kuba przysłuchiwał się z uwagą i tłumaczył Kasi.
– Ale z ciebie poliglota – rzekła z uśmiechem.
– Za chwilę wchodzimy do środka – poinformował przewodnik. – Proszę włożyć coś ciepłego, bo wewnątrz jest tylko 9 stopni.
Plecaki poszły w ruch i wszyscy w gotowości czekaliśmy na swoją kolejkę. Ostatnia jaskinia zrobiła na nas największe wrażenie. Już nikt nie mówił o zmęczeniu. Zadowoleni wróciliśmy do ośrodka wczasowego.
Elżbieta Urban
Dziw natury
Piegowaty kombinator włożył buty nie do pary w kolorze śliwki. Ruszył przed siebie wędrując wzdłuż meandrów Supraśli. Przedzierał się przez gąszcz pokrzyw, malin i jeżyn. W sercu puszczy napotkał malutkiego, jak pięść rzęsorka poliglotę, który wyewoluował z polnej myszy, lecz wciąż potrafił się z nią dogadać. Taki dziw natury.
Wiesława Szwed
Poliglota Zbysio
Zbysio stał na chodniku w centrum dużego miasta i zastanawiał się, czy gdyby teraz przeniósł się do lasu to by ewoluował się czy się teleportował? Ta myśl ciągle do niego wracała, jak meandry wiła się, odchodziła i uparcie powracała. Pewnego dnia idąc ulicą oglądał wystawy. Na jednej z nich zobaczył buty. Brązowe, wysokie, idealne by iść na spacer do lasu i zbierać grzyby. Będąc w lesie piegowate muchomory jak śliwki wpadały do jego koszyka. Zbysio tak kombinował, tak wypatrywał, by zbierać jak najpiękniejsze. Wracając, idąc po łące, zrywał dorodne pokrzywy. Był z siebie zadowolony, nazbierał piegowatych grzybów i młodej, zieloniutkiej pokrzywy. Wszystko zaniósł na targ, by sprzedać. Jak poliglota zachęcał przechodzących, by kupowali jego towar. Jednak nikt nie kupował grzybów, gdyż były to muchomory. Grzyby piękne, ale trujące i nie nadawały się do jedzenia. Zbysio był zrozpaczony, buty wyrzucił i nigdy już grzybów nie zbierał.
–
Zebrała Jolanta Falkowska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok