Dzwoni siostra i pyta, czy może przyjść za godzinę. No oczywiście – odpowiadam. A w tyle głowy zapala się światełko, że przecież nie mam nic do herbaty. I tak szczęście, że to tylko siostra, a nie na przykład teściowa, śmieję się sama do siebie.

Zaraz, zaraz, wszak  przez ten czas mogę przygotować jakieś proste ciasto. Tak, od dawna marzy mi się piernik, nawet przyprawa leży w szufladzie, bo zamysł z pieczeniem go na Boże Narodzenia jakoś nie wypalił. No dobrze, wszystko inne mam, ewentualnie dam jakiś zamiennik. Jest wszelako zasadniczy szkopuł – w lodówce tylko jedno jedyne jajko. Jadłam wprawdzie kiedyś ciasto upieczone w ogóle bez jajek, ale to dawno temu u koleżanki, która … zapomniała je dodać. Sama nie znosiła ciast, więc nie tylko nie włożyła weń serca, ale  nawet uwagi. A że synuś uwielbiał, czasem usiłowała wymyśleć coś dziecku na słodko.  Nie powiem, zjeść się dało, ale żeby tak świadomie? No nie, ja się na taki eksperyment nie piszę.

I nagle przypominam sobie niedawny artykuł Joli Dzienis. Chyba nie mylę się, że jej przepis na zakręcone ciasto był… jednojajeczny? Sprawdzam – ależ tak! No to do roboty.

Ciasto polane czekoladą

A oto i mój przepis na „awaryjny piernik”, zainspirowany podobnym przepisem redakcyjnej koleżanki.

Składniki:
– półtorej szklanki mąki pszennej
– pół szklanki mąki kukurydzianej
– 1 jajko
– pół szklanki płynnego miodu
– pół szklanki masła orzechowego
– 1 szklanka mleka
– pół kostki masła śmietankowego (bardzo miękkiego lub roztopionego)
– 1 duże opakowanie przyprawy do piernika
– dwie płaskie łyżeczki sody
– cukier puder do oprószenia
– pół słoiczka dowolnych konfitur do przełożenia (opcjonalnie).

To wszystko. Jakie składniki miałam, takie wykorzystałam. Nawet nie spojrzałam na przepis, który zapewne był na torebce z przyprawą. Na pewno nie jest konieczny ten dodatek mąki z kukurydzy. Ale często tak postępuję, jeśli chcę, by wypiek zawierał mniej glutenu. Proszek do pieczenia mógłby też przypuszczalnie zastąpić sodę. Nawet bez masła orzechowego ciasto by wyszło, ale ja mam je zawsze. Konfitury miałam akurat swojskie, niedawno otrzymane ze spiżarnianych zapasów siostrzenicy Dorotki. Składniki dodaję i mieszam, a następnie miksuję. Intuicyjne, w utrwalony od zawsze sposób, to żadna filozofia w przypadku seniorki.

Dodatkową motywacją moich działań była, czekająca jeszcze w opakowaniu, nowa foremka do pieczenia babki. Silikonowa, w pomarańczowym kolorze. Ciekawa byłam, jaki kształt będzie miało ciasto. Do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni wsunęłam foremkę z ciastem. Zaglądałam przez szybkę, a jeden raz wykonałam test suchego patyczka. Był pozytywny, więc wyjęłam ciasto z piekarnika po trzech kwadransach. Gotowe. Choć nieco pęknięte na dole. Lekko przestudzone posypałam cukrem pudrem. Było jeszcze nieco ciepłe, kiedy skosztowałyśmy je z siostrą przy pogaduchach. Bez owocowego  przełożenia. Tylko z herbatką.

Dopiero wieczorem, po pełnym wystygnięciu, rozkroiłam pozostałą część i przełożyłam gęstymi powidłami z wiśni. Mniam! To było to! Palce lizać. Szczerze polecam przepis. Smacznego!

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok