
Zadaniem historii jest badanie faktów.
Niesienie przesłania jest zadaniem legend.
Badając własną historię spotkałem legendy, na których wyrosłem.
Uznałem, że warto je spisać. Wy ocenicie, czy miałem rację.
Wojciech Więckowski
Pożegnanie Tija
Na początku czerwca byłem na pogrzebie Tija. Piszę „Tija” choć formalnie rzecz biorąc to Tijem On mi nie był. Jego bratanek – Tadeusz Werner – gdy jeszcze mówić nie bardzo umiał, przemianował stryja na tija i tak już zostało. Stąd, odkąd pamiętam, brat mojej Mamy, Stanisław Werner, nie był mi wujem, lecz Tijem właśnie.

Uroczystości rozpoczęły się mszą świętą w katolickim kościele parafialnym w Brwinowie. Zaznaczyłem „w katolickim”, ponieważ Tijo urodził się i wychował w rodzinie ewangelickiej. Na katolicyzm konwertował – jak mi opowiadał mój Tata – po dramatycznych przeżyciach Powstania Warszawskiego. Ciocia Marta, żona Tija, była natomiast ewangeliczką – jej mama przyjęła to wyznanie już jako dorosła osoba. Wspominam te zaszłości wyznaniowe, ponieważ bardzo utkwił mi w pamięci fragment pożegnalnego kazania. Otóż brwinowski proboszcz

wspominał, jak to Ciocia Marta go pilnowała, by nie zaniedbywał częstych odwiedzin Tija z sakramentami. Po Mszy pojechaliśmy na cmentarz na Żytniej. Od cmentarnej bramy, z wojskową asystencją, odprowadziliśmy urnę z prochami Tija do rodzinnego grobowca Wernerów. Tam katolicki ksiądz – na ewangelickim cmentarzu – dokończył pogrzebowej liturgii. Trębacz odegrał sygnał, wojskowa asystencja oddała salwę honorową. Na zakończenie zabrał głos gospodarz miejsca – pastor z warszawskiej gminy ewangelicko – reformowanej. Wspominając bardzo ciepło zmarłego powiedział, że postawa życiowa Stanisława bardzo blisko mu się kojarzy z opowiadaniem o rabinie Pinkasie z Leżajska. Cytuję je z pamięci:
Pewnego razu rabin Pinkas z Leżajska zapytał swoich uczniów: Wy mi powiedzcie, kiedy jest taki moment, że kończy się noc a zaczyna dzień – kiedy kończy się ciemność a zaczyna jasność. Uczniowie myślą, myślą, po czym jeden zapytuje: Rabbi, czy to jest taki moment, kiedy ja patrzę i

dostrzegam, czy to jest pies czy to jest owca? Nie – mówi rabin – to nie jest ten moment. Uczniowie znowu myślą, po czym odzywa się inny: Rabbi, czy to jest taki moment, kiedy ja patrzę i dostrzegam, czy to drzewo to jest figa czy oliwka? Nie – zaprzeczył ponownie rabin – to nie jest ten moment. Rabbi – proszą uczniowie – to Ty nam powiedz, kiedy jest taki moment, kiedy kończy się noc a zaczyna się dzień. To jest taki moment – mówi Rabbi – kiedy ja patrzę na twarz innego człowieka i dostrzegam, że to jest mój brat. Bo kiedy ja nie dostrzegam, że to jest mój brat, to jest noc, to jest ciemność. Ale kiedy ja dostrzegam, że ten inny człowiek to jest mój brat, to zaczyna się dzień, to już jest jasność.

Katolicki pogrzeb na ewangelickim cmentarzu, zakończony głęboko ewangeliczną przypowieścią rabina. Taka jest moja Ojczyzna. Żyłem w niej przez długie lata razem z Karolem Wojtyłą, który do grobowej deski pielęgnował przyjaźń z Żydem – swoim kolegą ze szkolnej ławy. Który – jako papież – modlił się o pokój wraz z Dalaj-Lamą, odwiedził rzymską synagogę i miał odwagę na oczach całego świata ucałować Koran. W tej Ojczyźnie przeżyłem cud okrągłostołowej transformacji, kiedy nikomu nie odmawiano prawa bycia patriotą, kiedy do NATO wprowadzał mnie jeden aparatczyk nieboszczki PZPR, a z Ukraińcami pojednał jego szorstki przyjaciel. I taką Ojczyznę pragnę przekazać swoim dzieciom i wnukom.
Wojciech Więckowski
Współpracownik Podlaskiej Redakcji Seniora
Related posts
4 Comments
Comments are closed.
Panie Wojciechu, podobają mnie się pańskie legendy. Liczę, że będzie ich więcej.
Panie Marku, zmartwię pana, a może ucieszę; siedem opublikowanych legend to „wykopaliska” z mojej szuflady, która właśnie opustoszała. I ten cykl wydaje mi się być już zamkniętym. Mam natomiast „na warsztacie” autobiograficzne wspominki pisane w podobnej konwencji, ale to jeszcze za mało, by rozpocząć publikację cyklu. Pański komplement przemawia za intensyfikacją pisania, co w natłoku zajęć nie jest sprawą prostą, ale obiecuję, że się będę starał. Pozdrawiam Wojtek.
Z zainteresowaniem i przyjemnością czytam legendy, obrazy barwnego życia Pięknych Ludzi. Ludzi, którzy w innym człowieku widzą przede wszystkim Człowieka. Potrzeba nam takich opowieści dzisiaj. Często piękne inicjatywy w trakcie realizacji rozchodzą się, gubiąc istotę, cel, który przyświecał projektowi – Człowieka. Dziękuję Wojtku, wg mnie, jesteś Zieloną Perłą Redakcji. Pozdrawiam
Antosiu, a może Antoszko?
Jestem szczęśliwym człowiekiem dzięki darom licznych Ludzi Pięknych oraz – wg. dzisiejszych „standardów” – brzydkich. Np. racjonalnego wykorzystywania czasu nauczył mnie sekretarz komórki PZPR na Wydz . Rolnym SGGW. Prowadził on z nami ćwiczenia z chemii, a kiedy nieprzygotowani „z braku czasu” poprosiliśmy o odłożenie sprawdzianu, powiedział: „Jeśli kiedyś zobaczycie, że do tramwaju wsiadła zakonnica, to zauważcie, że jak tylko uda jej się usiąść, to wyciąga tą swoją książeczkę i odrabia te swoje lekcje. Gdybyście potrafili tak gospodarować czasem, nie odkładalibyście sprawdzianu”. Uważam, że wszystkim tym ludziom należy się „pokwitowanie” – pan sekretarz to dr. Makowski. Uważam też, że darami należy się dzielić – stąd „Legendy”. I bardzo cieszy, jeśli „się przyjmują”. Pozdrawiam Wojtek