Odpoczywając na Costa del Sol, na południu Hiszpanii w kwietniu 2011 roku miałam szczęście być w Maladze. Rano w Niedzielę Palmową przyjechałyśmy kolejką podmiejską do Malagi z Torremolinos, gdzie mieszkałyśmy. Przed katedrą podziwiałyśmy palmy wyplatane misternie z liści palmowych, lecz główną atrakcją były procesje Semana Santa.

 

 

Wszystko zaczęło się w 1505 roku. W Europie był Renesans, gdy Hiszpania na świeżo odzyskanych od Maurów terenach Andaluzji, wprowadzała swoje porządki. To wtedy powstały pierwsze bractwa, które zrzeszały rzemieślników zamieszkujących poszczególne kwartały miasta. Po pięciuset latach tradycja jest wciąż żywa.

Bractwa w Maladze zrzeszają 70 tysięcy osób a uczestnictwo w bractwie przechodzi z pokolenia na pokolenie. Zresztą młodzieży jest sporo. Już niemowlętom rodzice kupują stroje w barwach bractwa. Kilkuletnie dzieci podczas procesji co chwilę podbiegają do pątników i proszą o nakapanie wosku na gałganek, z którego formują wielkie kule. To element sportowej rywalizacji: im większa kula z zebranego wosku – tym większy szacunek na podwórku.

 

Centrum Malagi już od Niedzieli Palmowej jest zastawione płotkami. Ulice są zamykane, a na przystankach autobusowych wiszą skomplikowane mapy ukazujące trasy i godziny przejść procesji. Takie przejście trwa ok. sześciu godzin. Każde z osiemnastu bractw niesie po dwie platformy: jedną z figurą Maryi i drugą ze sceną z życia Jezusa – w Niedzielę Palmową jest to scena wjazdu Jezusa na osiołku do Jerozolimy .

Platformy są ozdobione świeżymi kwiatami, kunsztownymi srebrnymi świecznikami, potrafią ważyć pół tony, a niesie je na swoich barkach nawet trzystu mężczyzn. Większość ma na sobie długie, powłóczyste szaty i spiczaste kaptury zasłaniające twarz. Chodzi oczywiście o symbolikę: „Wszyscy jesteśmy równi wobec Boga”. Wysokie kaptury pomagają ukryć różnice wzrostu pomiędzy pątnikami. Kolory strojów są charakterystyczne dla parafii. Przygotowania do procesji trwają trzy miesiące, pątnicy uczą się miarowego, wolnego kroku, odnawiają, czyszczą i ozdabiają platformy.

Przyłączyłyśmy się do procesji „fioletowych”. Co kwadrans był postój na odpoczynek pątników. Wtedy zdejmowali kaptury, popijali, nie tylko wodę, zapalali papierosa. I znowu rozlegały się trzy uderzenia w dzwon. Wtedy pątnicy gaszą papierosy, zakładają kaptury i nakładają na barki ciężką, drewnianą platformę. Odzywają się werble, a potem dołączają trąbki i puzony. Procesja rusza wolnym, miarowym krokiem. Zbliżamy się do miejskiego placu gdzie oczkuje spory tłum.

Platforma z Maryją kłania się tłumowi, rozlegają się oklaski, a po chwili słyszymy znajomą melodię. Rozbrzmiewa znana nam, ulubiona pieśń Jana Pawła II: “Barka”. Byłyśmy zaskoczone.

– Jak to? Hiszpanie śpiewają naszą Barkę?!

Przyłączyłyśmy się śpiewając po polsku. Łzy wzruszenia i radości płynęły po policzkach. To było niezapomniane przeżycie.

Po powrocie z urlopu znalazłam w Wikipedii zaskakującą informację:

Barka – pieśń religijna, do której słowa napisał w 1974 salezjanin, ks. Stanisław Szmidt. Została zainspirowana południowoamerykańską pieśnią z hiszpańskim tekstem zatytułowaną Pescador de hombres, której autorem jest Cesáreo Gabarain. On też napisał do niej muzykę. Tekst pieśni został po raz pierwszy wydrukowany w salezjańskim śpiewniku “Radośnie przed Panem”.

 

Elżbieta Urban
Podlaska Redakcja Seniora Białystok