Mija lato, nadchodzi jesień, a z nią listopad. Letnie dni odchodzą, przyroda przygotowuje się do zimy. Liście z drzew opadają, zielone części roślin obumierają. Niektóre zwierzęta przygotowują się do hibernacji. Czas zasypiania…

Jesień… Dla ludzi czas refleksji, zadumy, czas wspomnień. Ja chciałabym wspomnieć moją mamę Rozalię, do której wszyscy zwracali się Róża. 

Z zawodu była położną. Na początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku ukończyła szkołę położnych w Białymstoku. W tamtych czasach dziewczęta uczące się w tej szkole (a więc i moja mama) i odbywające praktyki, nosiły szare fartuchy i białe czepki na głowie. Pacjentki w szpitalach, widząc takie panienki wiedziały, że są to uczennice. 

Mama w białym czepku i szarym fartuchu
Mama w białym czepku i szarym fartuchu
Mama jako położna przy pacjentce
Mama jako położna przy pacjentce

Po ukończeniu szkoły, na ich czepkach pojawiał się czerwony pasek, a szary fartuch został zastąpiony białym. Moja mama z dumą nosiła ten czepek. Pracowała w szpitalu jako położna. Jeśli trzeba było odebrać poród, nie liczyła swego czasu. W tamtych latach kobiety często rodziły w domach, a akuszerki, położne, pomagały maleństwom w przyjściu na świat. 

Praca mojej mamy to było powołanie, bo gdy tylko mąż kobiety rodzącej przyjeżdżał po nią, by pomogła rodzącej, nigdy nie odmawiała. Zabierała swój specjalny zestaw położnej, metalowe pudełko o wymiarach 13 x 23 cm, w którym były nożyczki, pęsety, strzykawki i igły wielokrotnego użytku i jechała do porodu. Aby z nich korzystać, takie metalowe pudełko stawiano na gorącej kuchni kaflowej, zawartość zalewano wodą i gotowano w celu sterylizacji. Wracała zmęczona, ale też szczęśliwa, bo pomogła przyjść na świat maleństwu. Rozpierała mnie duma, gdy będąc na spacerze z mamą, zatrzymywały nas młode kobiety z dziećmi i dziękowały bądź prosiły mamę o radę.

Czas płynie… Zmieniły się szpitale, zmieniły się uniformy, noszone przez położne, ale nie zmieniły się cechy ważne dla położnych: wrażliwość, życzliwość, opiekuńczość i uśmiech dla pacjentek.

I, mimo iż często myślę o swojej mamie, to listopad, dzień zmarłych, wyjazd na groby jest dla mnie szczególny. Wtedy właśnie wspominam i widzę, i czuję… przemijanie.

Foto z archiwum autorki

Wiesława Szwed
Podlaska Redakcja Seniora Białystok