Niespodzianka

Chociaż już dawno wyrosłam z dzieciństwa i miałam dorosłe wnuki, cieszyłam się jak dziecko, kiedy dostałam skierowanie do sanatorium. Za trzy tygodnie miałam wyjechać. Pozałatwiałam sprawy bieżące, takie jak opłata za mieszkanie, gaz i energię elektryczną. Podlewanie kwiatków i opróżnianie skrzynki na listy oraz opiekę nad moim skromnym, dwupokojowym mieszkaniem, w którym przeżyłam z mężem pięćdziesiąt lat, zleciłam synowi. Wielką wagę przywiązywałam do mebli, choć niemodnych. Miały one dla mnie duże znaczenie. Każda zgromadzona pamiątka niosła własną historię. Stare fotografie ożywały, gdy się im przyglądałam. Moje M-3 miało duszę. Zostawiłam je pod dobrą opieką i spokojnie wyjechałam do Dusznik-Zdroju.

To było moje pierwsze sanatorium. Towarzystwo wspaniałe, bawiłam się dobrze. Kupiłam kilka pamiątek dla siebie i bliskich mi osób. Żałowałam, że dopiero teraz zdecydowałam się pojechać. Po śmierci męża bowiem siedziałam w domu i wychowywałam wnuki. Całkowicie oddałam się rodzinie.

Gdy wróciłam pociągiem do Warszawy, nikt nie czekał na dworcu. Wzięłam taksówkę i pojechałam na Pragę. Otworzyłam drzwi, serce mi zamarło… W przedpokoju jakieś paczki, pudła, kuchnia pełna nie moich rzeczy, tak że nie można do niej wejść. To syn zrobił mi taką niespodziankę.

– Pewnie robi mały remont pod moją nieobecność, pomyślałam. Skoro duży pokój zagracony, to pewnie ten mniejszy remontuje. Już dawno zabierałam się do odświeżenia ścian.

Ale co to? Sypialka zamknięta na klucz? Nowy zamek tkwi w drzwiach. Zdziwiłam się. Co tu się dzieje?

Podniosłam słuchawkę, chcąc dzwonić do syna. Wtedy do mieszkania wszedł mój ukochany wnuczek.

– Babciu, byłem na dworcu, ale już cię nie spotkałem. Może trochę się spóźniłem – tłumaczył się. Wskazałam ręką na drzwi wiodące do małego pokoju.

– O to ci chodzi, wybacz że się wprowadziłem, u nas jest tak ciasno, a ty masz dwa pokoje
i mieszkasz sama. Teraz będzie ci weselej. O nic się nie martw, potrafię ugotować i sprzątnąć.

Nie odzywałam się, on trajkotał dalej.

– Meble wniosłem swoje, twoje starocie wyrzuciłem, a lepsze rzeczy spakowałem w kartony. Poza tym, po co ci aż dwa pokoje?

Zasnęłam z trudem. Nie wiem, ile spałam. Poczucie bezpieczeństwa, związane z azylem, jakim było moje małe mieszkanko, zniknęło. Minęły dwa tygodnie, a ja ciągle nie mogłam uporać się z porządkami. Wyjechałam do Milanówka i zatrzymałam się u brata, który ma domek jednorodzinny z ogrodem, ładnie zagospodarowanym. Tam chciałam pozbierać się i wszystko przemyśleć. W końcu odzyskać spokój. Zaproponował mi, żebym u niego zamieszkała na stałe, ale nie mogłam.

Czy ja za długo żyję? Czy powinnam iść do domu opieki, żeby nie wyrzucili mnie na śmietnik?

 

Anastazja Michalina Banasiak