SPOKOJNA STAROŚĆ

Przeczytałam napis: „Dom Spokojnej Starości”. Weszłam do środka. Chciałam się przekonać, czy można tam odzyskać spokój. Personel składał się z młodych ludzi, dziewcząt i chłopców. Kierowniczka, około lat trzydziestu, zadbana, niezamężna, była całkowicie oddana swej pracy. Przywitała mnie ciepło.
– Czy pani przyszła kogoś odwiedzić? Jakoś sobie nie przypominam, żeby pani tu bywała, znam wszystkich odwiedzających.
– Nie mam tu nikogo, po prostu przyszłam zobaczyć warunki. Jestem już stara i schorowana, chciałabym wiedzieć, jak się tu dostać. Mam też znajomą z pracy, która mieszka sama, bez opieki. Dzieci już dawno wyjechały za granicę. Nie interesują się matką. Wiktoria, bo tak ma na imię, jest prawie niewidoma.
– Jak sobie radzi?
– Robię jej zakupy, sprzątam i gotuję, mimo że mam swoje obowiązki. Lecz już nie radzę sobie. Dlatego szukam opieki dla niej, a w przyszłości i dla siebie. Obejrzałam pokoje, stołówkę i świetlicę. Staruszkowie są uśmiechnięci, zajęci robótkami ręcznymi, z kolorowych papierków robią kwiatki i przyozdabiają swoją świetlicę. Inni śpiewają lub grają w warcaby. Tak tu tak ciepło i rodzinnie. Spodobało mi się, przywiozę tu swoją znajomą. Będę ją systematycznie, co tydzień odwiedzać.
– A jak można skontaktować się z jej dziećmi? To ważne. Czy zechcą chociaż przyjechać, gdy…

Anastazja Michalina Banasiak