Zamiana

Dwie koleżanki przyjaźniły się od dziecięcych lat. W szkole siedziały razem w tej samej ławce. Jedna drugiej pomagała w nauce, jednakowe też miały zainteresowania. Razem uczęszczały do szkoły zawodowej. Magda skończyła fryzjerstwo, Ewa natomiast krawiectwo. Po wyjściu za mąż zamieszkały w tej samej miejscowości. Ich domy przylegały do siebie, dzielił je płot z maleńką furtką. Ewa rodziła same dziewczynki. Już miała ich cztery. Magda odwrotnie, miała czterech synów. Odczekały kilka lat. Jednocześnie zaszły w piątą ciążę. Przyrzekły sobie, że gdy urodzą dzieci tej samej płci, co ich pozostałe, zamienią się noworodkami. Tak też się i stało. Ewa urodziła piątą dziewczynkę, Magda chłopca. Odbierała dzieci ta sama, wtajemniczona we wszystko, akuszerka. Podmieniła je na prośbę matek. Ojcowie dzieci nic nie wiedzieli. Dumni, że osiągnęli cel, zrezygnowali z zabiegania o dalsze potomstwo. Obydwie przyjaciółki, dochowując tajemnicy, przyglądały się z bliska, jak ich pociechy rosną i zaczynają już chodzić.

Któregoś dnia chłopiec wdrapał się na płot, zaczepił o niego spodenkami.

– Mamo, mamo, mamusiu! – krzyczał przerażony.

Lecz matka przybrana nie słyszała, wyszła w tym czasie na zakupy. Był pod opieką Magdy, biologicznej matki. Magda pobiegła na ratunek, pomogła synkowi zejść z płotu.

– Ciociu, jakie ty masz jedwabne ręce, jak czule mnie przytulasz. Moja mama, jak mnie przytula, ma ręce drewniane. Zimne, gdy mnie przebiera. Gdy całuje na dobranoc, to mnie odpycha. Ty ciociu jesteś inna, ładnie pachniesz, lubię być z tobą.

Magda nie wytrzymała, rozpłakała się. Jaś, niczego nie podejrzewając, pocieszał swą ciocię jak potrafił. Tymczasem Ewa wróciła z miasta.

– Mamo, chodź prędko – zawołał Jaś – ciocia płacze.

– Ewuniu musimy oddać sobie dzieci, nie mogę już dłużej udawać – odezwała się Magda.

– Ależ Magdusiu, z ust mi to wyjęłaś. Nie wiedziałam, jak ci powiedzieć. Dawno chciałam zabrać swoją dziewczynkę. Nie do ciebie przychodziłam na ploteczki, tylko żeby popatrzeć na moją Lucynkę, jak z każdym dniem staje się mądrzejsza, jej pierwsze ząbki zobaczyć. Słowo „mama”, mówione było do ciebie, ale ja wiedziałam, że ona do mnie się zwraca.

Serce matki krwawi, rozsądek nie pozwala oddać dzieci, są za małe, żeby zrozumiały. Jak wytłumaczyć małżonkom. Ta tajemnica okazała się straszna. Postanowiły poczekać, aż pociechy podrosną. Czy zdecydują się powiedzieć?

                                                             Anastazja Michalina Banasiak