Codziennie, kiedy wychodzę na dwór z psem, moim oczom ukazuje się natychmiast budynek Urzędu Marszałkowskiego w Białymstoku – instytucji bezpośrednio sąsiadującej z wieżowcem, w którym mieszkam. Nieco w głębi jest nasze podwórko, a na placyku pośród drzew rzadko kiedy nie ma stada miejskich gołębi. Dosyć liczne ich zgromadzenia oraz bezpośrednia bliskość bryły białostockiego „Marszałka” same narzuciły mi analogię do… sejmowych sesji. A ponieważ Białystok to tylko miasto wojewódzkie, przeto ten ptasi „parlament” nazwałam sejmikiem. Gołębim sejmikiem. Przez cały rok obserwuję więc jego „sesje” – zimowe i letnie.

Podziwiam to zjawisko już prawie siedem lat, odkąd tu mieszkam. Zafascynował mnie ów światek, ponieważ wcześniej spotykałam gołębie bardzo rzadko i w niewielkiej liczbie. Siadam więc na ławce i obserwuję. Najczęściej widuję je w stołówce – wiadomo, że tak naprawdę po to tutaj się gromadzą/przylatują. Mieszkańcy podrzucają im resztki jedzenia, a jakby co, to i śmietniki są w pobliżu. Zachwyca mnie gołębia zręczność, umiejętność przyczajania się i czekanie na okazję, by podkraść drugiemu smaczny kąsek, gdy tylko ten się zagapi. Dostrzegam też ciągłą czujność. Byle tylko jakiś niewielki ruch, a natychmiast całe stado z furkotem skrzydeł unosi się ku górze i odlatuje. Ale na krótko, bo po chwili powraca.
Trochę rzadziej siedzą na gałęziach drzew. Rozglądają się, wydają jakieś głosy, niektóre zdają się tkwić bezczynnie. Albo, dla odmiany, są ożywione. Niekiedy wzbijają się szczególnie wysoko, obsiadają konary albo nawet przerzucony między nimi przewód. Raz taki rzadki widok, podobny do korali, nazwałam w myślach „rozmowami na wysokim szczeblu”, ponieważ całe zbiorowisko siedziało najwyżej, jak to tylko było możliwe.
Czasem patrzę na mniejsze ich grupki, skupione na przykład przy jednej wspólnej bułce. W myślach nazywam je wówczas „komisją sejmikową”. Niekiedy towarzyszy sobie tylko dwoje lub troje ptaków, wtedy biorę to za „rozmowy kuluarowe”. A może całkiem prywatne? Bo na przykład trwa przerwa w obradach? Widywałam nierzadko również przysypiające gołębie. Podobnie, jak to zdarza się i w naszym sejmie.
Bywa, że tylko jeden poderwie się i wzniesie wyżej, siadając na jakimś cokoliku czy murku. Rozgląda się wokół, otwiera i zamyka dziobek. Jakby chciał przemawiać. Wówczas mam wrażenie, że to „marszałek” chcący prowadzić obrady. Albo czyjaś konferencja prasowa.
Jednak najdostojniej wyglądają, kiedy się rozsiądą na gałęziach drzew niczym posłowie w ławach. To naprawdę imponujący widok. Wtedy to trwają ptasie negocjacje. W moim mniemaniu oczywiście. Bywają w środku dnia, ale również wtedy, gdy zapada zmrok. Raz frekwencja jest wysoka, innym razem gromadka gołębi mniej liczna. Podobnie jak u ludzi. Dobrych obrad! – życzę im w myślach…
Czasem – niestety – umierają na moich oczach. Jedne z osłabienia czy choroby, następne zranione przez kota, psa czy jeszcze inne zwierzę. Albo z przemarznięcia, głodu lub pragnienia. Te przegrane ptaki to w mojej opowieści… posłowie z ostatnich ław. Nic nie znaczący. Albo jakieś skończone jednostki lub niewielkie ugrupowanie.
Czy istnieje tutaj opozycja? Tego nie wiem. Ale raczej takowej nie zauważam. Jeśli spór, to o kęs jedzenia, jeśli walka, to jedynie o przetrwanie. Nie widać zawiści, chęci odwetu, knucia ani szczucia, żadnych klik, poparcia lub odrzucenia. Co najwyżej obojętność. Czy właśnie tym świat ludzki różni się od ptasiego?
foto: Jadwiga Zgliszewska
Kliknij w poniższe zdjęcie:
Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok