„Tak, zostałam oddana na wychowanie dziadkom ze strony mamy. Opowiadano nam, że młoda matka nie radziła sobie z dwójką rozkrzyczanych dziewczątek” – wywiad z Bernadyną Łuczaj – matką, babcią, posiadaczką wielu talentów i pasji, a prywatnie siostrą bliźniaczką Jadwigi Zgliszewskiej, naszej redakcyjnej koleżanki. Wywiad powstał w ramach projektu “SuperSTARSi. Z pokolenia na pokolenie”. 

Pośrodku niska rudowłosa kobieta w odświętnej zielonej sukni, a po obu jej stronach – dwaj wysocy czarnowłosi młodzieńcy w galowych strojach

J.Z.– Niech więc nikogo nie zdziwi, że pytam o fakty, które sama dobrze znam, ale nie znają jej czytelnicy portalu. Opowiedz więc o sobie i swoich potomkach.

B.Ł. Jestem mamą czworga dzieci oraz babcią dwójki wnucząt. Jako matka czuję się spełniona. Moje najstarsze dwie córki, Dorota i Magda, to obecnie kobiety po czterdziestce. Synowie są młodsi. Karol bliższy wiekiem siostrom, zaś ostatni Bartek urodził się, gdy najstarsza Dorota miała już prawie 16 lat. Jest nawet jego matką chrzestną. To duża różnica wieku, ale ich wzajemne relacje są nadzwyczaj bliskie. Wszystkie moje dzieci są już w związkach małżeńskich. Mam dwóch wnuków, chłopaków. Niespełna osiemnastoletni Kacper od kilku lat, odkąd rodzina mojej pierworodnej przeniosła się na wieś, mieszka około 20 km od Białegostoku. Drugi wnuk, prawie piętnastoletni Adaś, mieszka bardzo daleko, bo aż za oceanem.

– Czy nie widzisz nic dziwnego w tym, że czwórka dzieci dała ci zaledwie dwójkę wnucząt?
B.Ł. Nie wydaje mi się, że liczba jest jakoś szczególnie ważna. Ja mam kogo kochać, właśnie tych dwóch młodzieńców. Jestem z nich bardzo dumna. Natomiast nie ukrywam, że od zawsze chciałabym mieć też wnusię. Wyobrażam sobie, że to właśnie jej chętnie powierzyłabym historię mego życia. Choć z wnukami mam dobry kontakt, to wnuczka-dziewczynka marzy mi się najbardziej właśnie do takich intymnych kobiecych zwierzeń. Wciąż nie tracę nadziei, że doczekam się malutkiej dziewczynki w rodzinie, bo obaj synowie są jeszcze młodzi tak wiekiem, jak i stażem małżeńskim. 

– A jak się ma miłość do odległości?
B.Ł. Właśnie ze względu na odległość związaną z miejscem zamieszkiwania wnuków oraz związaną z tym częstotliwością spotkań, moja miłość do nich z konieczności przejawia się trochę inaczej. O ile Kacpra widuję bardzo często, o tyle z Adasiem spotykam się sporadycznie. To determinuje w pewnym stopniu sposoby okazywania uczuć przez obydwie strony. Mogę wymienić jedną płaszczyznę, gdzie obaj są traktowani i honorowani identycznie. Otóż otrzymując od nich zdjęcia, zawsze starałam się, by fotki obydwu były prezentowane na równie honorowych miejscach. A okazjonalne, ozdobione i spersonalizowane wierszykiem, pisywanym tak samo dla obydwu. Znalazł się nawet niejeden wspólny, np. przed tegorocznym Dniem Dziecka:

Wnusiu Kacperku, wnusiu Adasiu
wyrośli z pnia Jednego Drzewa
dziś jednak nieco inną piosenką
każdy u siebie śpiewa

Jeden w Polsce w Białymstoku
przechadza się życia dróżką
a drugiego – Stanu Connecticut
ulice przemierzają nóżki…

Kacper z kolegami rozmawia po polsku
choć w angielskim też jest mocny
Adam z rówieśnikami tylko po angielsku
ale język polski również zna od dziecka

pamiętajcie – część waszych genów tożsame
bo obaj macie od Łuczajów mamę
Kochani, choć was dziś ocean dzieli
babcia jednak nie traci nadziei
że was niebawem razem zobaczy
nie może być przecież inaczej […]

*

– Czy brakuje Ci kontaktów z młodszym wnukiem?
B.Ł. No pewnie. Bardzo do niego tęsknię. Jednak po tylu latach jestem już przyzwyczajona i pogodzona. Zanim córka otrzymała obywatelstwo w Stanach Zjednoczonych i pojawiła się tutaj z synkiem, Adaś miał już skończone cztery lata i dopiero wtedy cała rodzina poznała go „na żywo”. Trochę zazdroszczę drugiej babci, Uli, że od urodzenia ma go blisko przy sobie. Ale jednocześnie bardzo mnie to cieszy, bo dzięki niej nasz wspólny wnuk ma stały kontakt z pokoleniem dziadków. Jest otoczony na co dzień wielką babciną miłością. Zdaje się, że Adaś jest dla tamtej babci całym jej światem. A ja mogę jej być tylko wdzięczna. Babcia Ula jest oczywiście Polką. To ważne również ze względu na podtrzymywanie w rodzinie polskich tradycji, a przede wszystkim polskiej mowy. Magda i jej mąż Tomek mówią w domu po polsku, a mimo to Adam kaleczy trochę polszczyznę. Odkąd uczęszcza do szkoły, zdecydowanie łatwiej operuje językiem angielskim niż ojczystym.

Na tarasie dwaj chłopcy-okularnicy, w wieku szkolnym patrzą w tablety. Za nimi starsza kobieta z włosami związanymi z tyłu. Dalej zielone konary drzew

– Czy taką miłością, jaką młodszy wnuk obdarowywany jest przez babcię w Ameryce, ten starszy otrzymuje tutaj od Ciebie?
B.Ł. Mam nadzieję. Jest przecież moim jedynym wnukiem na miejscu, więc siłą rzeczy ta miłość zawsze koncentruje się właśnie na nim. Od najwcześniejszego dzieciństwa widujemy się bardzo często; to sprzyja bliskości. Kacper doświadczył też wiele miłości od mojego nieżyjącego od dziesięciu lat męża. Chłopczyk był bardzo przywiązany do dziadka. Najszczęśliwsza jestem jednak wtedy, gdy widzę wnuków razem, a oni dobrze się ze sobą porozumiewają. Na szczęście Kacper jest bardzo biegły w angielskim, więc lepiej niż my dorośli rozumie mowę dwujęzycznego brata. Właśnie w tym roku latem rozkoszowałam serce takimi obrazkami, gdy gościliśmy w Polsce najbliższych zza oceanu.

– Na ile znasz świat swoich wnuków? Czy wiesz na przykład, czym się interesują i czym zajmują najchętniej?
B.Ł. Tak, tak, jestem w tym nieźle zorientowana. Kacper jako małe dziecko lubił rysowanie, dostawaliśmy od niego obrazki i ozdobne laurki. Pomagał zawsze mamie w dekorowaniu potraw, a zdobienie świątecznych pierniczków było ich wspólnym zwyczajem. Od dziecka uwielbia też jazdę na rowerze oraz spacery z rodzicami i psem, poza wsią, w której mieszkają. A że to miejscowość w Narwiańskiego Parku Narodowego, więc warunki do rekreacji mają znakomite. Jednak największą pasją Kacpra jest internet i wszystko, co z nim związane, Skąd u niego tak szeroka wiedza informatyczna? Naprawdę nie wiem, Jak większość rówieśników uwielbia też gry internetowe i często nawet w tych o największym stopniu trudności. Umiejętności plastyczne i komputerowe to najlepsza droga do zawodu jego wujka, a zarazem chrzestnego Karola, który jest grafikiem komputerowym. Może pójdzie w jego ślady?

Adaś z kolei od najmłodszych lat jest zapalonym sportowcem. Wspólnie ze swoim tatą systematycznie grywał w siatkówkę, w tym siatkówkę plażową, bo mieszkali nad oceanem. Potem stworzyli nawet drużynę, w której grali obaj. Drugą wielką pasją Adasia jest piłka nożna. Obie pamiętamy, że kiedy był zapowiedziany jego przyjazd, wszyscy tutaj w kraju kupowaliśmy mu prezenty związane z futbolem. Najwięcej – z wizerunkiem i nazwiskiem oraz numerem reprezentacyjnym Roberta Lewandowskiego. Tak więc, obok flagi polskiej i szalika kibica, otrzymywał dziecięcy, stylizowany komplet stroju boiskowego tego polskiego piłkarza, oraz rekwizyty: piłkę, buty, a nawet dywan imitujący boisko piłkarskie. Był to taki okres dziecięcej fascynacji, ale miłość do futbolu europejskiego pozostała. Adam ogląda nie tylko mecze reprezentacji Polski, ale również rozrywki ligowe czołowych klubów i drużyn starego kontynentu. Śledzi tabele wyników, zna klasyfikacje, bo pasjonuje go piłka. Dla mnie jako babci najważniejsze jest to, że kibicuje Polsce.
W tym roku chłopak rozpoczął naukę w szkole średniej. Bardzo zależało mu, aby należeć do dwu szkolnych drużyn. Nie znam kryteriów doboru, ale wiem, że była wielka radość, kiedy dostał się do obu. Teraz ciężko trenuje. Wraca do domu późno, jest zmęczony i wyczerpany, ale ani myśli spasować. Jeśli chodzi o sport – jest nadzwyczaj wytrwały. Nawet będąc w czasie tegorocznych wakacji w Polsce każdą wolną chwilę spędzał z piłką.

Na tle żywej zieleni – trzy pokolenia osób – trzy kobiety, dwaj młodzi mężczyźni oraz dwójka chłopców

– A jaki jest Twój wkład w wychowanie wnuków?
B.Ł. Pomagam, ile mogę. Kiedy urodził się Kacperek, nie byłam w stanie świadczyć wiele. Jeszcze pracowałam zawodowo. Nieco później miałam na swojej głowie chorego męża, którego musiałam w pełni obsługiwać, łącznie z karmieniem. A jednocześnie dwóch synów w domu, z których najmłodszy był wtedy jeszcze dzieckiem wymagającym opieki. Prowadziłam więc czteroosobowe gospodarstwo domowe. Na większą pomoc córce przy wnuku nie starczało czasu i siły. Jednak pomagałam doraźnie – przez kilka godzin lub czasem nawet dobę. Wtedy, gdy rodzice wnuczka brali udział w jakiejś imprezie czy wydarzeniu kulturalnym lub wyjeżdżali gdzieś bez dziecka. Na szczęście druga babcia Kacpra oddała się tej pomocy bez reszty. Dojeżdżała codziennie z pobliskiej miejscowości do Białegostoku i pilnowała go do czasu, aż zaczął uczęszczać do przedszkola. Co najmniej na równi jestem wdzięczna jej co i babci „amerykańskiej”, bo obie, dzięki tej opiece pomagały moim córkom, które mogły wtedy pracować zawodowo. W wakacje zawsze przez znaczny czas zajmowałam się Kacprem. Dwa do trzech tygodni przebywałam z nim na wsi, w domu po naszych rodzicach. Zresztą zawsze razem z Tobą (śmiech). Wspólnie organizowałyśmy mu czas, ale to ja przygotowywałam posiłki, kąpałam, ubierałam, karmiłam, układałam do snu. Kilka razy wyjeżdżał też podczas ferii zimowych. Jeździł ze mną do Węgrowa, gdzie wtedy mieszkałaś, do Ciebie – przyszywanej babci. Bardzo miło wszyscy to wspominamy.
Co do Adasia, trudno mówić o jakiejkolwiek pomocy, jedynie poza radą, o ile córka zapytała o coś dotyczącego dziecka. Natomiast kiedy przez miesiąc gościłam u nich w Stanach, trochę bardziej zbliżyłam się z wówczas kilkuletnim brzdącem. Robiliśmy przejażdżki autem i zwiedzaliśmy wspólnie okolicę oraz bywaliśmy razem po kilka godzin na plaży nad oceanem. W domu pod nieobecność mamy domagał się, bym smażyła mu naleśniki, które bardzo polubił. Czytałam mu też polskie książeczki na dobranoc i nie tylko. W minione wakacje bawiliśmy się wspólnie w Polsce na weselu jego najmłodszego wujka, a mojego syna Bartka.

– Czy starałaś się jakoś ukierunkowywać proces wychowywania wnuków? Jesteś przecież pedagogiem.
B.Ł. Rodzice moich wnuków mieli całkowicie wolną rękę. Czasem tylko zdarzało mi się zakomunikować żartobliwie lub w formie lekkiej dygresji, jak ja bym postąpiła w danej sytuacji. Nigdy do niczego nie nakłaniałam ani nie ingerowałam. Nie ukrywam też, że moje spojrzenie na wychowanie bywało z rzadka sprzeczne z ich podejściem do problemu.

– Wiemy już, jak pomagałaś przy wnukach. A czy one rewanżowały się jakoś Tobie?
B.Ł. Pamiętają o mnie choćby z okazji najważniejszego święta, to jest w Dniu Babci. Słowa życzeń od lekko speszonego wnuczka Adama zamieszkałego w USA usłyszę zawsze przez telefon. Ze wzruszeniem przyjmuję jego z trudem artykułowane typowo polskie spółgłoski, występujące na przykład we frazie: „najlepsze życzenia szczęścia”, w całości najeżonej słowami, będącymi zmorą wymowy dla cudzoziemców. Otrzymuję też życzenia i pozdrowienia z innych okazji oraz bardzo dużo zdjęć wnuka w różnych miejscach i sytuacjach. To jego wkład w utrzymywanie więzi ze mną.
Kacper zaś, mieszkający pod bokiem, bywał u mnie zawsze bardzo częstym gościem. Poza laurkami, życzeniami i upominkami, chłopak w miarę możności pomagał mi w drobnych czynnościach usługowych. Co ważne, z każdym rokiem więcej uczestniczył w sprzątaniu grobu dziadka. Przed dwoma miesiącami, czyli z okazji imienin zmarłego, uporządkował i umył pomnik w zasadzie sam. To dla mnie duża pomoc i radość.

– Skoro już jesteśmy przy przodkach, to czy Twoi wnukowie interesują się historią rodziny?
B.Ł. Przyznam szczerze, że nie wiem, czy córka Magda przekazuje taką wiedzę Adasiowi. Mam nadzieję, że może sam czasem o coś zapyta. Natomiast Kacper, ten na miejscu, jest bardzo dobrze zorientowany w rodzinnych koligacjach. Był zresztą już świadomym obserwatorem zdarzeń związanych ze śmiercią niejednego członka rodzin ze stron obydwojga rodziców. W tym – świadkiem odejścia własnego dziadka Wacława, z którym był mocno związany. Oczywiście odwiedza z rodzicami również groby swoich pradziadków i dalszej familii. Poza tym rodzina podróżuje i odwiedza licznych krewnych, więc chłopak ich na bieżąco poznaje. Bywając wielokrotnie na wsi ze mną miał okazję spotykania i dalszych kuzynów, którzy nas tam odwiedzali. Teraz ma dobre rozeznanie w temacie powiązań rodzinnych. A jeszcze bardziej istotne jest to, że on doprecyzowuje posiadane informacje, kiedy na przykład podczas rozmowy o kimś z dalszej rodziny dopytuje o szczegóły i łączy fakty. W ten sposób buduje coraz pełniejszy obraz przodków.

– Wiem, że masz wiele zainteresowań i pasji. Jesteś doskonałą kucharką, posiadasz zmysł estetyczny i wykonywałaś wiele pięknych prac z dziedziny dziewiarstwa ręcznego. Masz również talent poetycki i napisałaś setki wierszy. Wspomnę też o ważnych dla Ciebie zainteresowaniach zjawiskami metafizycznymi. Czy któreś z wymienionych przejęły Twoje dzieci lub wnuki?

B.Ł. Córki zdecydowanie przejęły wzorzec matki – gospodyni domu. Gotują i wypiekają, organizują rodzinne uroczystości i przyjęcia dla szerszego grona, np. Wigilię. Córka w USA obchodzi nawet Święto Dziękczynienia, obowiązkowo z pieczonym indykiem. Obaj ich synowie też poradzą sobie bez trudu w kuchni, nie zadowalając się jedynie kanapką. Niestety, nikt nie dzierga na drutach czy szydełku. Pochwalę się jednak, że starszy wnuk w pełni podziela mój szeroko pojęty światopogląd, który jest – mówiąc powściągliwie – nie w pełni zgodny z ogólnie przyjętym, czyli z tak zwanym głównym nurtem. Nasze jednakowe zapatrywania na rzeczywistość obecnie mamy szansę konsultować codziennie na bieżąco.

– No właśnie! W Twoim przypadku historia swoiście zatoczyła koło. Ciebie od dziecka wychowywali dziadkowie, a teraz wnuk zamieszkał pod Twoim dachem.
B.Ł. Poruszyłaś kwestię, o której wiesz, że jest dla mnie bolesna. Tak, zostałam oddana na wychowanie dziadkom ze strony mamy. Opowiadano nam, że młoda matka nie radziła sobie z dwójką rozkrzyczanych dziewczątek. Prawda, ojciec pracował często nocami, my byłyśmy kapryśne i chorowite. Rodzice z bólem „wydelegowali” tam mnie, bo byłam jakoby tą spokojniejszą. Ty zostałaś na miejscu, w domu, podczas gdy mnie – niczego nieświadomą – oderwano od najbliższych. Nie narzekam na brak miłości w dzieciństwie, bo dawali mi jej ogrom zarówno babcia z dziadkiem, jak i dwie mieszkające jeszcze z rodzicami niezamężne ciocie. Hołubili mnie, stroili, dogadzali. Miałam też zapewnione codzienne kontakty rówieśnicze, bo w tym samym domu mieszkali wujostwo, posiadający dwie córki w bardzo podobnym do mnie wieku. Dziadek mi śpiewał, huśtał na kolanach, pieścił. Ratował, kiedy zachorowałam. Nawet bezbłędnie rozpoznał zapalenie płuc, osłuchując mnie jedynie własnym uchem. Babcia dogadzała jak tylko mogła. Przypominam scenkę, jak nam zalewa mlekiem czarne jagody w kubeczkach, a to znów kiedy mi formuje kuleczki z tłuczonych ziemniaków do zsiadłego mleka. Albo gdy uskubnie ciasta gniecionego na zacierkę, byśmy mogły same uformować i piec wprost na płycie placuszki własnego wyrobu. Zapamiętałam babcię jako wiecznie krzątającą się, zapracowaną i bardzo usłużną. Spałam przy łóżku dziadków, więc kiedy się budziłam w nocy, to ona mnie uspokajała. Wydaje się, że miałam wszystko to, co inne dzieci w tamtym okresie. Choć nie byłam świadoma, co się tak naprawdę stało, to od pewnego czasu wiedziałam, że mam gdzieś rodzinę: mamę, tatę i siostrę Jadzię. Potem przez ostatni rok pobytu u dziadków był też już na świecie młodszy braciszek Andrzejek. Odwiedzali nas bardzo rzadko. Nie posiadali konia i furmanki, więc najczęściej przyjeżdżał do mnie tatuś, pokonujący kilkunastokilometrową trasę rowerem. Przywoził mi orzechy ze swojej leszczyny, swojskie masło, czasem jakiś nowy ciuszek, który mama kupiła nam obydwu. Wtedy wydawało się, że interesowały mnie bardziej prezenty niż wizyta ojca. Jednak jakimś siódmym zmysłem wyczuwałam, że to właśnie ta rodzina jest mi bliższa niż wszyscy inni goście odwiedzający dom dziadków. Kiedy wiedziałam, że macie przyjechać do nas na wesele cioci Marysi, to nie mogłam się wprost doczekać. Z córkami wujka robiłyśmy wypieki z piasku, wzorując się na tym, że kucharki szykowały akurat weselne torty. Nasze dziecięce „smakołyki” miały być niespodzianką dla Ciebie. Kiedy ukazały się wasze sylwetki na horyzoncie, zdążające z przystanku autobusowego, wybiegłyśmy naprzeciw. Wtedy już nie miałam wątpliwości, że jesteście mi bliżsi od innych.
Mimo zaspokojenia u dziadków nie tylko podstawowych potrzeb, gdzieś podskórnie musiałam czuć, że to nie do końca tak ma wyglądać. Niewiele po ukończeniu czterech lat poczułam jakiś zew. Coś mi nagle kazało, abym poszła do babci i poprosiła: „Zawieźcie mnie do Kadłubówki”. Nawet nie pamiętam, skąd się wzięła w moich słowach nazwa rodzinnej wsi. Babcia była zdumiona i zdezorientowana, ale obiecała, że w niedzielę dziadek zaprzęgnie konia i pojedziemy. Tak też zrobili. Potem długo wszyscy dopytywali, czy na pewno chcę zostać. Ale nie zmieniłam zdania. Zostałam, a po ich odjeździe płakałam i tęskniłam, ale wracać nie chciałam.
Mam wielki szacunek dla dziadków, którzy zastępowali rodziców w czasie, kiedy tych bardzo potrzebowałam. Dlatego teraz, kiedy stoję nad ich grobem, łzy płyną same (płacze, ociera łzy). I jednocześnie przykro, że nad mogiłą rodziców nic takiego nie ma miejsca…

– Wiem jak bardzo bolesny to dla Ciebie temat. I choć rozumiesz, dlaczego tak się stało i świadomie nie masz już do rodziców żalu, to gdzieś w głębi pozostała ta niezagojona rana, wyrażająca się w poczuciu opuszczenia. Ja również nie czuję się z tym dobrze, bo mam poczucie współwiny. A przecież obie wiemy, że tak nie jest.

B.Ł. Jasne, więc nie wracajmy już do tego wątku. Jestem zdania, że świat i historia, w dążeniu do równowagi, zawsze upomną się o swoje. Dlatego mam wrażenie, że teraz oddaję właśnie ten dług pod postacią pomocy swoim wnukom. Akurat starszy tego potrzebował.
Kacper rozpoczął naukę w III klasie LO w Białymstoku. Tymczasem oni zamieszkują na wsi, gdzie chłopak po lekcjach nie ma ani z kim, ani gdzie pójść. Rodzice pracują w Białymstoku, codziennie dojeżdżają. Ojciec pracuje zmianowo. W dowożeniu wnuka do szkoły pomagał nawet dziadek mieszkający kilka kilometrów od nich. Miejscowość usytuowana w obszarze parku narodowego nie jest skomunikowana z miastem za pomocą jakiejkolwiek z form transportu publicznego. Dotarcie do szkoły to jedno. Z biegiem poznawania nowych kolegów, a ostatnio także dziewczyny, prawie osiemnastoletni chłopak potrzebował spotkań z nimi także poza szkołą. Ponadto chodzi w mieście na basen. Poprosili mnie o wzięcie go pod swoje skrzydła i dach zarówno jego rodzice, jak i sam wnuk. Nie mogłam odmówić zważywszy bodaj tylko na fakt, że druga babcia opiekowała się nim od maleńkości, dojeżdżając codziennie przez trzy lata, aż do czasu oddania dziecka do przedszkola. Teraz przyszła kolej na mnie. Kiedyś nie mogłam, teraz mam szansę. Kacper mieszka u mnie już dwa miesiące i myślę, że mu to bardzo odpowiada. 

– Spodziewam się, że macie dobre relacje?
B.Ł. Ależ tak! Czujemy się przy sobie całkiem swobodnie, mamy trochę wspólnych tematów. Pomagamy sobie nawzajem. Ja mu tylko przyrządzam posiłki. Oczywiście staram się dogadzać, aby śniadania były na ciepło, potem obiad złożony z jego ulubionych potraw. Szykuję mu ulubione naleśniki, pierogi, krokiety. Ale też schabowe, które uwielbia. Dbam o urozmaicone surówki. Nie ingeruję zaś w jego rozkład dnia, wyjścia i powroty. To było omówione na starcie. Żadnych sekretów przed rodzicami, ale wszystko z nimi wcześniej konsultowane. Jeżeli nie ma go po szkole, to ja jestem informowana przez rodziców, że ma to z nimi ustalone. Nic nie dzieje się poza plecami. Lecz Kacper ma też u mnie swoje obowiązki. Drobne usługi w mieszkaniu, wynoszenie śmieci oraz zakupy. Większe robią mi dzieci, ale te częste to teraz zadanie dla wnuczka. A dla mnie to znaczna pomoc. Choć jego zamieszkanie ze mną zmieniło rytm i porządek dnia oraz dodało trochę obowiązków, to jednocześnie cieszę się, że mogę w taki sposób pójść im na rękę. Bo trzeba sobie nawzajem pomagać.

– Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego Bernardyny Łuczaj

Wywiad powstał w ramach projektu “SuperSTARSi. Z pokolenia na pokolenie” Projekt realizowany jest w ramach realizacji zadania publicznego, współfinansowanego ze środków programu wieloletniego na rzecz Osób Starszych „Aktywni+” na lata 2021-2025 – edycja 2023.

Zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego Bernardyny Łuczaj

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok