Do popularyzowania tradycji oraz regionalnych potraw i smaków województwa podlaskiego przyczyniła się również zdobywczyni trzeciego równorzędnego miejsca Jadwiga Zgliszewska. Autorka pozostawiła ślad o naszych smakach dla przyszłości.

Budowanie tradycji rodzinnych to nie tylko wspólne biesiadowanie,  to czas, podczas którego można się zatrzymać, dać drugiej osobie chwilę wytchnienia oraz wskazać, że jest dla nas ważna i kochana.

Trzecie równorzędne miejsce w konkursie Smaki zdobyła Jadwiga Zgliszewska za „Misterium wypieku makowca”

III miejsce w konkursie SMAKI – Jadwidze Zgliszewskiej

Dyplom za III miejsce Jadwidze Zgliszewskiej

Wypiek strucli z makiem przed Bożym Narodzeniem stanowił kiedyś swoiste misterium, porównywalne jedynie z celebrą wyrobu domowego chleba. Na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia mak ucierało się wałkiem w glinianej donicy. Była to praca długa i uciążliwa. Kręciło się tak dopóty, dopóki nie pojawiło się białawe „mleczko”. Ukręcony z mozołem i połączony z cukrem mak służył do przekładania ciasta.

Tego dnia wcześniej niż zwykle rozpalaliśmy w piecu. Dokładanie drewek i pilnowanie ognia  było zadaniem dzieci. Mama, zakasawszy rękawy, siadała okrakiem na stołku, a w zasięgu ręki ustawiała różne produkty. Całe życie używała ich „na oko”, a ciasto zawsze jej się udawało. Do drewnianej kopańki wsypywała mąkę formując dołek, do którego dodawała pozostałe składniki. Jajka „na bogato”, bo te były od własnych kur. Potem mleko, cukier i zaczyn z drożdży. Ciasto miesiła bardzo długo. Ostatnim dodatkiem było masło, które przed świętami sami ubijaliśmy w drewnianej tłuczce. Kończąc wyrabianie masy, wygładzała powierzchnię, przykrywała ciasto płótnem i odstawiała w ciepłe miejsce przy rozgrzanym kaflowym piecu.

Kiedy ogień się dopalał, a ciasto wyrosło, trzeba było urabiać strucle. Ale do ich skręcania mama talentu nie miała, więc zapraszała teściową. Babcia zaś potrafiła formować udane zawijańce. Mieszkała w domku obok, więc któreś z dzieci, odziawszy naprędce serdak, gnało po nią. Po chwili dróżką wśród śniegu dreptała i ona sama. Osóbka o filigranowej postaci, a jakże pomocna! Zrzuciwszy okrycie, brała się za wałkowanie grubych placków z wyrośniętego ciasta. Nakładała na nie masę makową, sprytnie zawijając zgrabne strucle. My, dzieci, przepychaliśmy się jej pod pachami do naczynia z makiem, aby wetknąć tam swoje palce, które potem można było z rozkoszą oblizywać do woli.

Wierzch gotowego ciasta na blachach mazaliśmy rozbełtanym jajkiem. Pędzelek do tej czynności był wiechetkiem zrobionym z piórek zgubionych przez gęsi. Potem szybko wsuwano blachy do pieca. Skrupulatnie przestrzegano czasu i kolejności postępowania. A do świątecznych wypieków podchodziło się wtedy z nabożeństwem. Upieczone gorące ciasto umieszczano na pierzynach, aby nie opadło i skórka nie odstała. Tak przed półwieczem wyglądał jeden z corocznych dni magii i cudów mojego dzieciństwa

Jagoda Zgliszewska

Fot. pixabay.com

Baner SMAKI – Smaczny Konkurs dla Podlaskich Seniorów

Zredagowała Jolanta Falkowska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok