Spacerujemy

Taki zwyczajny spacer przez życie,
Tam droga polna, na niej kałuża
I krzyż cierpienia, gdzieś na rozstaju
I wierzba garbata co roni łzy.

Taki zwyczajny spacer przez życie.

I słońce, które skroń naszą grzeje,
Choć cienia wówczas nam tak potrzeba.
Kamień na drodze, by ranić nogę,
Tych co beztrosko idą przez życie.

Taki zwyczajny spacer przez życie.

Śpiew ptaków, który goi rany
I odgłos burzy, życia naszego.
Gdzieś napotkane, skulone zwierzę,
Po to, by sprawdzić co w środku mamy.

Taki zwyczajny spacer przez życie.

I strumyk życia przejść czasem trzeba,
Gdy inną drogę wybierzemy.
Deszcz nas zastanie, gdy płacze serce,
Gdy bolą oczy, w mrok też wejdziemy.

Taki zwyczajny spacer przez życie.

Żyjąc my ciągle spacerujemy.

Zmiana czasu

Czas poukładał nam to życie
I bożkiem stał się tego świata,
Każdy gdzieś pędzi już o świcie,
Tak mija czas, a z czasem lata.

A może czas już się zatrzymać,
Nawet, gdy ktoś znów woła nas,
I choć na chwilę oddech wstrzymać,
A może czas, mieć własny czas.

Taki czas wolny, bez pośpiechu,
Nie taki, który tylko znasz,
Czas przeznaczony do uśmiechu,
Taki beztroski, tylko nasz.

Pozwól czasowi zwolnić czas,
Pozwól, by zmienił nasze życie,
Pozwól, by czas był tylko w nas,
By nim się cieszyć należycie.

Słowo

Słowo, czym jesteś? Czy tylko dźwiękiem,
Który wydany w ucho gdzieś wpada?
Słowo znaczące, słowo raniące, puste, bezbarwne, nasze, niczyje.
Uśmiech wprowadzasz, objawiasz się jękiem,
Wyrwane z głębi czasem coś znaczysz.

Wyplute w złości, przekleństwem się stajesz.
Kajdany zrywasz, serca zamykasz
I trumny wieko nieraz przybijasz.
Twardsze niż diament, ostre jak brzytwa
I jak aksamit miłe w dotyku.

Rzucone w eter, wracasz bez echa
Albo jak strumyk rzeźbisz duszę.
Słowo milczeniem zastąpione,
Gdy już nie mamy nic prócz bólu,
Gdy już nie chcemy nic powiedzieć,
Gdy chcemy by mówiła cisza.

Po co żyjemy?

Żyjąc ranimy innych, ranimy siebie.
Całując uderzam, kochając ranię.
Jak wyjąć ostrze wbite, nie w serce, lecz w miłość?
Bo tam już nie ma mięśnia, tam tylko uczucie.
To nie powinno boleć, a boli.
Wyjaśniam, tłumaczę. Sobie nie muszę, innym nie trzeba.
A jednak to robię.
Zabliźnić się nie da, bo jak ma powstać blizna zranionej duszy?
Blizna po łzach, płynących w sercu.
Czy tworzy się blizna po krzyku, po bólu, po rozpaczy?
To nie blizna, to nie rana, to znamię pięknej miłości.
Bo tylko taka pozwala żyć, karmiąc bólem, tęsknotą.
Lecząc goryczą i bezsilnością.
Żyjemy by kochać, jednak by kochać.

Marek Mozyrski