Ten zbliżający się wielkimi krokami cudowny czas zazwyczaj budzi w nas promienny nastrój. Czasami jednak budzą się wspomnienia, które na szczęście dosyć szybko pokrywa kurz zapomnienia. 

Mężczyzna rozmawia przez telefon. Przed nim na półce kilka świątecznych prezentów.

Wracam do przeżyć, które miały miejsce 24 lata temu. Żartem można stwierdzić, że wiek minął, bo to był wówczas wiek dwudziesty. Życie miało swój scenariusz. Znalazłem się w miejscu oddalonym od Ojczyzny tysiące kilometrów. W nowej rzeczywistości wylądowałem raptem 19 dni przed tym cudownym świątecznym okresem. Łatwo sobie wyobrazić, jaki był mój stan ducha. Telefon do najbliższych i… wstyd było pokazać łzy, ale hasło Boże Narodzenie mówi wszystko. Choinka pięknie udekorowana, kolędy, nastrój rodzinny, oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, łamanie się opłatkiem, życzenia, świąteczne zapachy. Miałem jedyną możliwość – puścić wodze wyobraźni, zamknąć oczy i, mimo dzielącego dystansu, poczuć bliskość tych, którzy są dla nas najważniejsi. 

Nie wspomniałem, że miałem przyjemność gościć u krewniaków, ale myślami byłem w zupełnie innej rzeczywistości. Do końca moich dni nie zapomnę jednego momentu. Podczas pasterki światła wygaszone, nagle melodia „Cicha noc”, przyciemniony żłóbek powoli się rozjaśnia, robi się radośnie, a ja… Ukradkiem wycieram łzy. Taka chwila, a ja daleko od najbliższych nad Lake Michigan. 

Przy choince oraz w otoczeniu dekoracji świątecznych stoją dwie uśmiechające się pary.

Przeżycia i doświadczenia kolejnych lat pozwoliły w miarę szybko zrelaksować się, odświeżyć myśli i ponownie naładować baterie. Nie będę ukrywał, że główna w tym zasługa mojej drugiej połówki, krewniaków, przyjaciół oraz fantastycznych Amerykanów, z którymi miałem bliskie kontakty. Tak to już bywa, że czasami życie stawia przed nami przeszkody, które sprawiają, że sięgamy dna. Co prawda ze mną aż tak źle nie było, ale po tym dołku psychicznym okazuje się, że jednak mamy dość sił, żeby się odbić w górę i zbudować swoje szczęście od nowa. No, a szczęście, które trwało 50 lat. Myślę, że wiecie co mam na myśli. Dawało ono takie światło, którego nikt i nic nie było w stanie choćby na chwilę przygasić. 

zdjęcia: Eugeniusz Regliński

 Eugeniusz Reglinski
Redakcja Podlaskiego Seniora Kolno