Szkolna miłość

Kto

Kto w szkole ukradkiem
na mnie zerkał
kto posyłał na lekcji liściki
których odczytanie
wymagało lusterka

kto karteczkę słodką wsunął
w kieszeń płaszcza
i tłumaczył w liście
swoje zachowanie
zwłaszcza…

kto mi ofiarował
najpiękniejsze słowo świata
oczywiście napisane
na cieniutkiej serwetce

kto podarował
chłopięce serce
kto nie mógł nie potrafił
popatrzeć mi w oczy
czy bał się głębi
mojego wzroku…

dziś tkwi to we mnie
słodką zadrą
ta szczenięca miłość
co była naprawdę…

i tylko po to się wtedy
do szkoły chodziło
by codziennie tam spotkać
swoją miłość…

Wtedy

gdy smakowały lizaki
oraz gry w klasy
poznali drżenia serca
pierwsze…

tamte dziecięce uczucia
zdawałoby się szczenięce
ale jakże prawdziwe
żywe jak kwiaty

w niej
przetrwały do dzisiaj
minione szczęścia kropelki
wspomina
z gorzką nostalgią

niespełnione marzenia
odloty jak niezapominajki

teraz ona – już jesienna pani
purpurą dziś płonie
w brązy ubrana
oczarowana wspomnieniem
tamtym płomieniem…

nie zapomni wiosny życia
zielonych uniesień
na zawsze zapamięta
ogień zamknięty w tornistrze…

Bez ciebie Perseidy

Z inną liczyłeś gwiazdy szczęście z mgieł składałeś
to z mojej przyczyny stać się tak musiało
teraz to bym chciała z tobą przy księżycu
ubrana w mgłę białą perseidy liczyć

przeminęła młodość i wiatrem przewiało
znikła gdzieś uroda zdrowie zardzewiało
serce ciągle czeka, ono takie durne
gdzieś na Mlecznej Drodze tęsknotą podkute

bez ciebie mój drogi w duszy smak piołunu
pustynia bez wody mroczna noc bez luny…

Droga

Czy mam bilet do ciebie? Nie wiem.
Zawędrowałam daleko
przez niebo idąc, przez piekło.
Na gapę chyba, bez biletu…
Niestety!
Dworce były i lotniska
a ja płaczu bliska,
Zapomniałam, straciłam.
Drogę tylko, czy bilet zgubiłam?

Idę dalej przed siebie.
Kiedy dotrę do celu?
Nie wiem…
Czy zostało mi wiele do mety
i czy dojdę tam bez biletu?

Wprawdzie jesienią
ostatnią
nić cienką podarowało mi babie lato.
I z tą nicią
z kłębkiem Ariadny
wędrówkę podjęłam
bez planu…

Nie doszłam
nić była za cienka
i… pękła
ta srebrna… nadziejna tasiemka.

A może to ty…
piękną wiosną
trafiłeś na Ariadny krosna?
I celowo nić zerwałeś
nie wiedząc o tym wcale,
że po nitce do kłębka
podróż nie może być prędka!

Odnajdę cię w pąkach piwonii

Odszukam cię, odszukam,
wiatru zapytam o drogę,
choć znaleźć cię to sztuka,
wiatr mi szukać pomoże.

Odnajdę cię w liści zieleni,
odnajdę w słońca promieniach,
będę cię szukać wytrwale,
zajrzę w jarzębin korale.

Rozrzucę w parku liście złociste,
może cię znajdę pod złotym listkiem?
A może w lesie Ty się ukrywasz?
Znajdę cię w drzewach – będę szczęśliwa.

A jeśli jesień mi nie pomoże,
poszukam w mokrym deszczu na dworze.
Prawdopodobne, że jesteś… deszczem,
a może jego kropli szelestem?

Gdy przyjdą słoty oraz szarugi,
wołać cię będę w wieczory długie.
A ty może mieszkasz w zimnym błocie?
Wezmę, odchucham i… po kłopocie!

Może się zdarzyć – nadejdzie zima
a ciebie nadal przy mnie nie ma,
Zacznę szukać cię w śniegach nowych,
w lodowych soplach, w gwiazdkach śniegowych.

Jeśli i zima cię nie zatrzyma,
znajdę na wiosnę – no, mowy nie ma!
Odszukam ciebie w pąkach piwonii,
przede mną nigdzie się nie schronisz…

Zobaczę w cudnych piwonii pąkach,
za długo trwa ta nasza rozłąka,
wiosną – wszystko się budzi na nowo,
i zobaczę ciebie w bzach liliowych.

Wtedy na pewno ciebie zatrzymam
i będę znowu młodą dziewczyną,
razem spędzimy wiosnę i lato,
pokłonimy się wszystkim kwiatom.

Znajdziemy w nich kolory tęczy,
weźmiemy w nasze ciepłe ręce
i tak prosto – bez etykiety,
zrobimy z nich cudne bukiety.

Wpleciemy w wiązanki serca nasze,
na zawsze, już na zawsze.
Odszukam cię, odszukam!
Tyle we mnie determinacji…

Tumany czasu zamgliły azymut

Jesteś moim zamglonym azymutem,
którego ponad pół wieku szukam.
I choć dobrze wiem gdzie teraz jesteś
jam zmoknięta poszukiwań deszczem…

Płonie serce zarzewiem ognia,
tego deszczem zagasić niepodobna.
Milkną półcienie zapomnienia,
tak – to możliwe gdy ciebie… nie mam
Istniejesz, żyjesz chyba… świetnie.

Niestety – w osobistym królestwie,
w rodzinnym gniazdku, wśród zieleni.
A w moim życiu nic się nie zmieni…

W krainie złudzeń

Zobacz – niczego nie trzeba więcej
lecz nie wiedziałeś tego aż tak dobrze.
Chcę mieć ręce i serce zajęte.
Ręce jednak pozostają wolne.

Jak wiadomo rąk Twoich nie dotknę
Ale serce… ono jest wielkie.
I choć znać mnie już chyba nie chcesz
podaruj – proszę – pamięci kropelkę…

O nadziei niekiedy dumam…
Czy naprawdę jest głupich matką?
Bo ja moją – jak balon nadymam
i trwam przy niej aż do ostatka.

Wierzę mocno, wierzę głęboko
w strumień zielony, w myśli powoje
i w fakt, iż kiedyś wrócę w te strony
gdzie mocniej bije serce moje…

W krainie złudzeń mogę mieszkać
jak mgły rozdartej prześcieradło.
Tylko mi pozwól choć z daleka
popatrzeć w szczęście jak w zwierciadło…

Musisz to wiedzieć

Tobą pachnie moje serce
poprzez ogrom zewnętrznych barykad
poprzez kosmos oddalenia
podczas wędrówki
przez eony lat świetlnych
moja dusza rozpozna twoją
odnajdzie
i nie zapomni
bo z pyłu gwiazd jesteśmy
stworzeni jednakowo

a przyczyna rozstania młodych serc
w ziemskiej rzeczywistości
naznaczona kiedyś tajemnicą
niechże zacznie wychodzić
z mroku niebytu…

i tylko nikt nie wie
bo wiedzieć nie może
czy pojawisz się kiedyś
na dotknięcie ręki
na poczucie ciepła
czy tylko zawsze będziemy się błąkać
uwięzieni w pajęczynie marzeń…

czy może jednak
w harmonii przestrzeni
się odnajdziemy naprawdę?

Wtedy

też kwitły rudbekie
słoneczniki rumianki i cynie
też i zieloność wokół tańczyła
Zjawił się… niewinnie…

Ona – skąpana w emocjach
drżąca niecodziennie
na zawsze zapamiętała
tamto spotkanie płomienne…

Ogniki lśniące pląsały w oczach
wzajemny wzrok iskry krzesał
na progu sierpnia uczta urocza
gdy mrok już zieleń zaczynał czesać.

Czy tamta słodka chwila
ma jemu dziś znaczenie?
Nie ma go tu by zapytać –
– Sama na pewno tego… nie wie…

Usłysz o czym milczę

proszę
masz uszy z moich snów
wszystko możliwe
wytęż słuch usłysz znów…
i ciągle nie wiem jeszcze
czy smakujesz
miodem z moich wersów
czy może… tytoniem?
w domysłach tonę…

skąd mam wiedzieć –
nie smakowałam ciebie
nie znam też dotyku
nawet… widoku szkicu
jesteś utkany raczej
z moich marzeń
widzę cię
w makijażu wyobrażeń
i w poświacie z mgły…

ty
lśniący jednorożec ze snu
ubrany w eteryczne wspomnienia
o oczach koloru orzecha
ciągle uciekasz…

i mentalnie ze mną
nadal się droczysz
uparcie nie chcesz pokazać oczu
których głębię i tak odgadnę
gdy łaskawie pozwolisz wejrzeć
kiedyś gdy się wkradnę…

uśmiechu też widzieć zabraniasz
skryty jak zawsze
skąpisz swego wizerunku a jakże
tak to możliwe
skrzętnie prywatność skrywasz
i tylko nieliczni szczęśliwcy
mogę cieszyć swe źrenice
blaskiem twoim sokole tęczowy…

a ja w oddaleniu
ciągle – w milczeniu
czekam
i jeśli naprawdę zechcę – odnajdę cię
ubiorę w miłości tęczę…

Wysłuchaj

Usiądź przy mnie.
Usiądź i wysłuchaj!
Ja na twoje wołanie
nie byłabym głucha…

Słowa moje nie mają odwagi
by móc twój słodki mir zakłócać.
Smutne Serce zarządza alarm
głupie Serce rozumu nie słucha.

Ty nie słyszysz słów ni rytmu serca
bo to wszystko jest tylko moje.
Masz swoje życie i własne zajęcia
a lato powoli zamyka podwoje….

Odjadę znowu w miastowe mury
na betonową pustynię.
Wtedy na wszystko spojrzę z góry.
Ty – nadal gorzkim wspomnieniem…

Bernadyna Łuczaj