Proszę… przyszła…

Nie spodziewał nikt się zimy…
Chociaż… Tak… co roku bywa…
A tu proszę… co widzimy…
Śnieżek prószy… mrozek trzyma…

Wszystkim mediom… teraz głupio…
Bo wciąż tylko… ocieplenie…
O lodowcu… że się topi…
A w Afryce… woda w cenie…

Naukowcy… profesorzy…
O nich nie chcę nawet… wspomnieć…
Ich mądrości… mam po uszy…
Nie!.. .Nie dotrą z nimi do mnie…

A pogoda… jak pogoda…
Nic nowego… nie odkrywam…
Raz jest cieplej… raz jest chłodniej…
Tak w przyrodzie przecież… bywa…

Lecz do zimy chcę… powrócić…
Do tej właśnie… z tego roku…
Śnieżek prószy…mrozek trzyma…
W duszy radość… w sercu spokój…

Fenomen…

Jest wartością… samą w sobie…
Fenomenem… wiec go zwę…
Nie ma przecież… nic droższego…
Kilka zdań więc… o nim chcę…

Chcę… przypomnieć… nie nauczać!
Każdy przecież… rozum ma…
Niech go do… myślenia zmusza…
Życie bowiem… jedno ma!…

Nasze życie… jest zjawiskiem…
Biologicznym… i złożonym…
A w naturze… wprost magicznym…
I dlatego… tak cenionym…

Jest po prostu… fenomenem…
Tak!…to moje określenie…
Brak mi bowiem… innych słów…
Takich które… wciąż są w cenie…

Nie ma w świecie… nic droższego…
Ponad nasze… ludzkie życie…
Nie ma też nic… piękniejszego…
Nie!… Nie moje… to odkrycie…

Głosy…

Dotknął prawą dłonią czoło…
Chciał uczynić… krzyża znak…
Brzmią mu bowiem… w uszach głosy…
Już od wielu… wielu lat…

Kilka dekad… już minęło…
A te chłopa… ciągle dręczą…
Coś mu mówią… proponują…
Wkrótce pewnie… go zamęczą…

By od tego… nie zwariować…
Znakiem krzyża… wciąż się żegna…
I chce w sposób… bogobojny…
Głosy w czeluść… piekła przegnać!

Jak na razie… to skutkuje…
Na jak długo?… Kto to wie!…
Coraz gorzej… już się czuje…
A i słuch wciąż… słabszy jest!

Ale może… to i dobrze…
Jak mniej słyszy… zdrowszy będzie…
Tylko… jak coś jest… z zaświatów…
Nie!… Nie będzie to… orędzie…

Może to…nie głosy ludzkie?
Tylko jakieś?… Inne dźwięki…
Lecz jak mu… znak krzyża służy…
Tobie Boże!… Wielkie… dzięki!…

Nie!…Nie o sobie… w wierszu tym…
Jeszcze mnie to… nie dotyczy…
Ale wkrótce?… Kto to wie?…
Nie!…Nie mówię po próżnicy…

Takiej zimy…

Na początek… trzeciej dekady…
Dwudziestego pierwszego wieku…
Jest zima… nie od parady…
Prawda?… Młody człowieku?…

Takiej zimy… dawno nie było…
Nie pamiętacie… kochani…
Jesteście przecież… zbyt młodzi…
A nie ma już koni…i sani…

Myślami… w przeszłość powracam…
Czuję jak mróz… szczypie w uszy…
Lecz ciągle… czatuję… na sanie…
By w pogoń… za nimi… ruszyć…

I tak by… woźnica nie widział…
Czepiałem się często… tuż za nim…
Zabawa… przednia bywała…
Choć dłonie… bat… często ranił!

Kiedyś to… zimy bywały…
Aż łezka… kręci się w oku…
Tę zimę… dziś zapamiętaj…
O przyszłych?… Nie! Nie prorokuj!

O sobie… sami…

Już ode mnie… wszystko wiecie!…
O czym drodzy… mam napisać?
Może mi coś… podpowiecie?
Bo o zimie… i o wiośnie…

Jeśli chcecie… o przyrodzie…
Abym coś… napisał wam?…
Proszę bardzo!… Prozą?… Wierszem?
Nawet temat… w głowie mam…

Ale… jak nie o …przyrodzie?
Może coś o naszym… życiu?
Które nas…  codziennie bodzie…
Poczynając już od… świtu!…

Wiem!… Że to jest gorzki temat…
Może więc coś o… miłości?…
Ale ona… jak… „bohema”…
Miewa różne… przypadłości!

Co?…Milczycie moi drodzy?
I pomysłów… też nie macie?
Może więc… napisać o was?…
No!… I będzie… po temacie!

Wiem!…że kogoś krytykować…
I wytykać go… palcami…
Nie!… Nie będę o was pisał…
Wy o sobie… piszcie… sami!

Wiesław Lickiewicz