TĘSKNOTA…

Zapach ziemi… łąk zielonych…
Barwne kwiaty… ptaków śpiew!
Widzę… czuję… kocham… pragnę…
Lecz to wszystko jest… we śnie!

A na jawie… miesiąc marzec!
Nie chcę… ale wstawać muszę…
Myję twarz… przecieram oczy…
I przekleństwo w sobie duszę!

Ktoś wspominał o żurawiach…
Że podobno… przyleciały…
I… że kwitną już przylaszczki…
Czy to nie są… dyrdymały?

Powiem wam kochani szczerze…
Miesiąc marzec… to nie gnom!
Ja już teraz… pragnę lata!
Na myśl o nim… oczy lśnią!

Ale jeszcze… jeszcze trochę…
Wkrótce wiosna… po niej lato!
Błękit nieba… zapach kwiatów…
Komu mam dziękować za to?

POŁOWICZNA MIŁOŚĆ

Niewątpliwie jest… uczuciem…
Ale takim… niespełnionym!
Jest mi żal tych… dwojga ludzi…
Myślę o niej… jak i o nim!

Miłość ta prawdziwa… wielka…
Czy istnieje? Nie wiem sam!
Wiem… że musi być kompletna…
Bez tajemnic i bez bram!

W połowiczność się nie bawmy…
Ale jest to… moje zdanie!
Lecz szacunek do niej… miejmy…
Chociaż żadne to… kochanie!

LUDOWA MĄDROŚĆ

Że ludowa i… że mądrość…
Nie od dzisiaj wiemy o tym!
Rzec by można… mówią prawdę…
A nie jakieś tam… głupoty.

Język prosty… słowa proste…
Treść ich jasna… zrozumiała…
Temat zawsze… oczywisty…
Za to przodkom… cześć i chwała!

Bo przysłowia moi drodzy…
Są wartością wychowawczą!
Uczą… kształcą… ostrzegają…
Mają również siłę… zbawczą!

Autorami tych mądrości…
Są zazwyczaj… prości ludzie…
Tacy zwykli… bezimienni…
Nikt do tego… nie ma złudzeń!

Już na koniec… powiem żartem…
Tego jest… przysłowie warte…
Kto nie kocha i nie łyka…
Robi z siebie… nieboszczyka!

SŁOŃCE W OCZY

Oj ty słońce! Oj ty słońce!
Piszę cię z litery małej…
Nie dlatego… żeś gorące…
Tylko z mej… postawy śmiałej!

Oczywiście… że cię kocham…
Za twe zorze… wschody… tęcze…
Nie da się twych zalet… zliczyć…
Za co swoją głową… ręczę!

Nic nam ciebie nie zastąpi…
Tyś jest alfą… i omegą
Jesteś ojcem nam… i matką…
Jesteś bratem… i kolegą!

To jak wpływasz na przyrodę…
I na nasze całe życie…
Nie! Nie muszę wcale pisać!
Jest to takie… oczywiste!

Ach ty… moje złote słońce…
Oprócz tych cudownych zalet…
Masz niestety… jedną wadę!
I wiesz o tym… doskonale!

Nie udawaj… naiwniaka!
I posłuchaj mnie… uważnie!
Nieraz bowiem nas… oślepiasz!
Co jest wielce… niepoważne!

Ale wiem… że nikt na świecie…
Nie ma nigdy samych… zalet!
Wadę więc tę ci… wybaczam!
Drogie słońce… świeć nam dalej!

BEZSENNOŚĆ

Już późny wieczór… kładę się spać…
Z rozkoszą oczy zamykam.
Liczę barany… sen nie nadchodzi…
Dzień… przed oczami przemyka…

Scena po scenie… jak w filmie…
Obraz przesuwa się… raźnie
Oczy zamknięte… lecz widzę…
I słyszę rozmowy… wyraźnie.

Po chwili… głosy rozróżniam…
Słyszę wśród nich… również siebie…
Mówię o jakiejś pomocy…
O wojnie o Bogu… o niebie!

Obraz mętnieje… zanika głos…
Barany też gdzieś zniknęły…
Lecz umysł mój wciąż… pracuje!
Nad czym! Do jasnej cholery!

Aż nagle słyszę… dzwonienie…
Tak! To mój zegar przeklęty!
Po nocy bezsennej mnie budzi…
Czuję się jak z krzyża… zdjęty!

Wiesław Lickiewicz