W drodze do Budziejowic

Między lekcjami a zbiórką harcerską, już w mundurze, Paula Maja zabrała psa na spacer do pobliskiego parku. Dzień był prawdziwie wiosenny. Słoneczko przygrzewało. Dziewczyna spuściła zwierzaka ze smyczy i rozsiadła się wygodnie na ławce. Przymknęła oczy, poddając się pieszczocie wiosennych promieni. Nie chciało jej się nawet zerknąć, kto przysiadł obok niej.

– Ma panienka ładnego pieska – usłyszała miły, męski głos.
– Nie rozmawiam z obcymi.
– Jestem Józef Szwejk..

Wyprostowała się gwałtownie. Spojrzała. Obok niej siedział, ubrany w uniform austriackiego żołnierza CK Austrii,  poczciwie wyglądający człowieczek, ze szczerymi, niebieskimi oczami.

– To pan jest TEN Szwejk ?
– Przypuszczam, że muszę nim być, bo mój ojciec był Szwejk, a matka pani Szwejkowa. Nie mogę zrobić im takiego wstydu, że­bym się miał wypierać swego nazwiska.
– Co Pan tu robi ?
 Wędruję sobie do mojego 91 pułku piechoty do Budziejowic.
 I Pan myśli, że ja w to uwierzę?
 Ja w ogóle nie myślę, ponieważ żołnierzom w wojsku jest to zabronione. Nam kapitan zawsze mawiał: „Żołnierzowi nie wolno myśleć, za niego myśli jego przełożony”. Jak tylko żołnierz zacznie myśleć, to nie jest żołnierzem, ale marnym, wszawym cywilem.

 Szwejku, plecie Pan straszne głupstwa.
 Ja o żadnych głupstwach nic nie wiem. Ale w wojsku byłem poddany subordynacji z powodu idiotyzmu i urzędowo zostałem przez najwyższą komisję lekarską uznany za idiotę. Ja jestem idiota z urzędu.
 Nie chce mi się w to wierzyć. Proszę się przyznać, Pan odrobinę przesadza.
 Ja się przyznam do wszystkiego, dyscyplina musi być. Jak panienka sobie życzy, to się przyznam, bo to mnie nic nie szkodzi. Ale gdyby panienka powiedziała: „Szwejku, nie przyznawajcie się do niczego” – to się będę wykręcał ze wszystkich sił.

 To prawda nic dla Pana nie znaczy?
 Nigdy, a w szczególności w sądzie, nie należy mówić prawdy. Kto się da nabrać i przyzna się, że kłamał, to jest stracony. I z takiego głupca nigdy nic nie będzie.
 Przynajmniej jest Pan w tym wszystkim co mówi, uczciwy.
 Co do uczciwości, to jest, według mnie, rzecz bardzo piękna, ponieważ człowiek zajdzie z nią bardzo daleko. Jak na przykład przy zawodach szybkiego chodu. Jak tylko zacznie taki cyganić i podskakiwać, zaraz go zdystansują. Uczciwego człowieka wszędzie szanują i poważają! Sam też jest z siebie zadowolony, bo czuje się jak nowo narodzone dziecię, gdy udaje się na spoczynek i może sobie powiedzieć: „Dzisiaj znowu byłem uczciwy”.

 Im bardziej słucham, tym bardziej wydaje mi się, że nie jest Pan żadnym idiotą. Czy nie chciałby się Pan poddać badaniu na in­teligencję? Nie boi się Pan?
 Ja się żadnych badań nie boję. Jakem służył w wojsku, to badał mnie jeden weterynarz i nic mi się nie stało. A poza tym, wszyscy nie mogą być mądrzy. Gdyby wszyscy byli mądrzy, to z tej całej mądrości, co drugi zgłupiałby do cna. Niech już będzie jak jest. Mnie idiotyzm nie przeszkodzi w handlu psami. Bo ja handluję psami. Jak panienka będzie potrzebowała jakiegoś rasowego pieska, to niech się zwróci do mnie.

 Ależ Szwejku, ja już mam pieska. Sam pan mówił, że ładnego.
 Ale gdyby się temu co przytrafiło, gdyby zdechł, albo wbrew swojej psiej woli zmienił właściciela, to chętnie służę pomocą.
– Jak pan może coś takiego sugerować! Chyba się na Pana obrażę!
 Co też panienka mówi! Ja to chyba mam jakiegoś pecha. Za­wsze chcę wszystko robić dobrze, a i tak w końcu wszystko odwra­ca się ku złemu, jak jakiemuś męczennikowi. Nawet w handlu psami, gdzie zawsze byłem uczciwy, musiał znaleźć się niezadowolony klient, który przychodził do mnie z pretensjami, że niby sprzedałem mu jakiegoś zdechlaka zamiast rasowego, zdrowego psa, jakby wszystkie psy musiały być zdrowe i rasowe.

– Och, Szwejku, nie chciałam Pana zasmucać! Nie chce mi się wierzyć po prostu, że Pan, taki miły i serdeczny, może mi źle życzyć.
 Z tą życzliwością, to po prawdzie, trzeba bardzo uważać, bo gdyby wszyscy ludzie życzyli sobie dobrze, to by sobie niedługo łby pourywali.
 Chyba nie jest tak źle. Myślę, że ludzie nie są aż tak bardzo egoistycznie i konsumpcyjnie nastawieni do życia.
 Sądzę, że poniekąd ma panienka rację, bo na wszystko trzeba spoglądać z pogodniejszej strony. Każdy się przecież mylić może, a musi się pomylić tym bardziej, im bardziej o czymś rozmyśla.

– Bardzo mi się z Panem przyjemnie rozmawia, ale muszę biec na zbiórkę harcerską. Zostało mi bardzo mało czasu, a nie chciała­bym się spóźnić.
 To panienka do skautów należy! Bardzo lubię skautów, toteż zatrzymywać nie będę, gdyż Napoleon spóźnił się pod Waterloo o pięć minut i zapaskudził sobie całą swoją sławę.
– Z całego serca dziękuję Panu za cudownie spędzony czas. Do widzenia!
 Wenn die Leute auseinander gehen, da sagen sich auf Wiedersehen! (Gdy ludzie się rozchodzą, mówią sobie do widzenia.)

__________________________________________________________________________________________________________________________

Na ławce w parku z nieznajomym rozmawiała Paula Maja, która również dokonała autoryzacji tekstu.
Słowa Józefa Szwejka przez Jarosława Haszka zanotowane, zgrabnie przetłumaczył Paweł Hulka-Laskowski
(Jaroslaw Hašek, PRZYGODY DOBREGO WOJAKA SZWEJKA podczas wojny światowej, t. I – IV, przełożył Paweł Hulka-Laskowski, Książka i Wiedza, Warszawa 1989)

A wszystko to Wam drodzy Czytelnicy, gwoli rozrywki i przytoczenia idących w niepamięć prawd poczciwych, przedstawiła wszędobylska Ismogena.

fot. pl.wikipedia.org

Jolanta Maria Dzienis
Podlaska Redakcja Seniora Białystok