Szczęście

Ani za górą, ani za rzeką,
Ani stąd blisko, ani daleko;
mgiełką pajęczą z wiatrem nadbiegło,
chciałeś dosięgnąć – znowu uciekło.

Sprytne, przebiegłe i nieuchwytne,
wielkie, wspaniałe, ale ukryte.
Ktoś się zatrzymał pełen zachwytu,
a ono nie chce rozmawiać z nikim.

Pachnące wrzosem, konwalią, makiem,
rumiankiem polnym i tatarakiem.
Jesienią, zimą, wiosną czy latem –
wciąż upragnione, zawsze jednakie.

Ucieka, błąka się i ukrywa;
chciało już zostać, znów się podrywa.
Jak nuta rzewna, lekka i tkliwa –
to bardzo szczera, to znów fałszywa.

Miłość i przyjaźń w sobie jednoczy,
wiedzę o całym świecie uroczym;
dobro i piękno pokaże oczom –
oto jak wiele posiada mocy!

Jest śpiewem ptaków, pogodną wiosną,
każe odrzucić trwogę żałosną
i gonić wiecznie za czymś doniosłym.
Jak ma na imię? Szczęście – po prostu…

28.10.1982

W pogoni za szczęściem

Szukałam go daleko,
wypatrywałam blisko
– wszędzie szukałam.
I z ksiąg uczonych lektur
na pamięć definicję
opanowałam…

Spoglądałam wysoko,
wzdychałam do księżyca,
a wzrok ku gwiazdom.
W objęć czarnych obłoków
– macek kałamarnicy
się zaplątałam.

Pędziłam przez pustkowia
oraz dzikie ostępy,
zdobne ugorem.
I miast – olbrzymich mrowisk,
gdzie drogowskazy błędnie
myliły drogę.

Zarzucałam swe sieci
na szuwarne głębiny
w lichej nadziei,
że złowię trochę szczęścia,
choćby tylko drobinę,
ale jednak!

Przebijając się w gęstwach
przez tropikalne puszcze
z trudem przebrnęłam.
Że tylko chwila jeszcze
zdawało się, że… tuż, tuż!
Gdzie tam! Nic z tego!

Po pustyni stąpałam,
jak w tropieniu oazy
– oczekiwaniem.
Licząc piasek w sandałach,
osiągnęłam swój azyl
… fatamorganę!

W pogoni za mirażem
smętnie obojętniejąc,
mijałam bliskich.
Zapominałam twarze,
których dzisiaj już nie ma
– traciłam wszystko…

Szukałam całe życie
na krańcach tego świata
i dalej jeszcze,
a ono – na odkrycie
w moim wnętrzu czekało,
najbliżej serca…

Tkwiło we mnie po prostu,
pośrodku samej duszy
– moje szczęście…
Już pokonane mosty.
Nie pozwolę go ruszyć
– zawsze tu będzie!

09.01.2012

Obawa

Ja się szczęścia
najwyraźniej lękam
kiedy zdaje się
podnosić z klęczek
ja się jego
obawiam zwycięstwa
bom upodobała
bazować na klęskach?

ja się szczęścia
najzwyczajniej boję
kiedy chce już
uchylać podwoje
tysiąc obaw
jawi się w okamgnieniu
kiedy puka
i zagląda w serca czeluść

wtedy z hukiem
drzwi zamykam i uciekam
– czemu tak jest?
nie chcę nawet już dociekać!

21.09.2011

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok