Mnóstwo atrakcji w miniony weekend zafundowała czytelnikom i miłośnikom sztuki Książnica Podlaska na Festiwalu Literackim Autorzy i Książki. Od 6 do 8 lutego 2020 r. mogliśmy brać udział w wystawach, warsztatach, koncertach i spotkaniach z autorami ulubionych książek.

autorka podpisuje książki

Uczestniczyłam w „Warsztacie krótkich form” prowadzonym przez Loesje, bardzo interesującym i pobudzającym do kreatywności. W sobotę wybrałam się na spotkanie z Agnieszką Pajączkowską, promującą swoją książkę „Wędrowny zakład fotograficzny”. To młoda absolwentka kulturoznawstwa, twórczyni projektów interdyscyplinarnych, fotograficznych i kulturalnych, autorka tekstów naukowych i reportaży, absolwentka studiów doktoranckich w Instytucie Kultury Polskiej UW, animatorka kultury. W pracy nad fotografią interesuje ją łączenie praktyki i teorii z pamięcią i lokalną historią.

Począwszy od 2012 roku Agnieszka Pajączkowska każdego lata przemierzała setki kilometrów wzdłuż wschodniej granicy Polski. Zajrzała również na Dolny Śląsk. Kupiła trzydziestoletniego volkswagena T3, przerobiła go na swój tymczasowy dom, by nie mieć kłopotu z szukaniem noclegu. Wzięła ze sobą cyfrowy aparat fotograficzny, cyfrową drukarkę i papier fotograficzny. I ta drobniutka, filigranowa dziewczyna ruszyła w drogę do małych, zapomnianych wsi, gdzie większość mieszkańców to ludzie bardzo wiekowi. Proponowała wykonanie zdjęć i podarowanie ich właścicielom. Pomysł, aby za zdjęcia „płacono” opowiadanymi historiami ewentualnie poczęstunkiem, zrodził się w trakcie podróży.

W książce jest sporo zdjęć bez twarzy i wcale ich nie brakuje. Spracowane stare dłonie obejmujące strąk własnoręcznie wyhodowanej fasoli mówią więcej niż opis człowieka. Zdjęcia starych gospodarstw i obrazki z życia wsi wydają się nierealne w XXI wieku. Artystka ukazała inny poziom relacji, który tworzy się za sprawą fotografii – poznanie przez obserwację. Zachowanie ludzi przed obiektywem, ubiór, gesty, tło wiele mówią o tej społeczności.

Pajączkowska zbiera drobne opowieści o różnej barwie i fakturze, czasem urwane, ale zawsze starannie wykadrowane i tworzy z nich mozaikę codziennych trosk, ale też zachwytów i dumy. Niektóre zostały napisane na gorąco, inne odtwarzane są z pamięci i notatek. Nigdy do końca nie wiadomo, w jakim kierunku skręci narracja i w jakim momencie przyśpieszy lub się zatrzyma. Każdą z tych opowieści można wyjąć jak zdjęcie z albumu. Jest w nich kilka kręgów tematycznych: realia życia na przygranicznej wsi, przedwojenne stosunki polsko-żydowskie i polsko-ukraińskie po rzezi wołyńskiej, przesiedlenia ludności w ramach akcji „Wisła”. Ta historia pisana przez duże H ma inny wymiar jednostkowy, daleki od drętwej podręcznikowej narracji. Bez dat, bez faktów, bez sensacji. Książka “Wędrowny zakład fotograficzny” to opowieść o granicach, o konfrontacji na linii swój – obcy. To opowieść o wsi, która znika. Młodzi wyjeżdżają, starzy umierają, wsie wyludniają się i znikają.

Autorka jeździ od wsi do wsi starym żółtym vanem, zjawia się nagle na chwilę i burzy stały rytm hermetycznej społeczności. Czasem spotyka się z niechęcią, wręcz lękiem, a innym razem jest miłym gościem, wręcz wyczekiwanym. Portretuje swoich bohaterów za pomocą obrazów i słów w ich naturalnym, a więc bezpiecznym środowisku. Stara się przeniknąć do świata nieznanych rytuałów, pełnego tajemnic i odmiennych poglądów. Konfrontuje wyobrażenia z rzeczywistością, ale ich nie ocenia. Ta książka to zapis powrotów do miejsc, osób, wspomnień, rzemieślniczej praktyki fotograficznej. Pokazuje, jak wielkie znaczenie ma fotografia przechowywana w domowym archiwum. To jedna z książek, która więcej daje niż obiecuje. Przeczytałam ją jednym tchem.

“Wędrowny zakład fotograficzny” Agnieszki Pajączkowskiej jest nominowany do nagrody im. Wiesława Kazaneckiego w kategorii najlepsza książka roku 2019. Myślę, że jeszcze będzie głośno o tej wspaniałej kobiecie.

(foto: Janina Żarnowska)

Janina Żarnowska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok