foto: Dariusz Marek Gierej


_
Wiosna zielona

Zieleń coraz bujniejsza
opatula zewsząd mnie.
Wzrok mój coraz krócej sięga,
w zamian w duszy bogaciej,
wiosna wkoło mnie,
na jawie jest ładniejsza,
aniżeli we śnie.

Współczuję ludziom,
którzy leżą w łóżkach,
nie mogąc sycić
wzroku przyrodą.
Jest jedno wyjście,
czytanie moich wierszy.

Nieopodal brzozy siostrzeniec
bliźniaczki tańczą na wietrze,
jabłoń odziała się w biel,
kaliny przypominają kalafior,
głóg zakwitnie lada dzień,
wesołe ptaki z prawa
i lewa, nad głową też.
Wesoło jest jak nigdzie, oj nie.
Świerki, choć południe,
kołyszą się jakby do snu,
sosny nie inaczej.

Niebo błękitne, bez chmur,
jerzyki szukają pokarmu, niezłomne,
a ja ich ambicję biorę za wzór.

Przy ziemi motyle upojone nektarem
w różne strony latają zygzakiem,
lecz nikt ich nie widzi, prócz mnie.

Mustang 

Wieź mnie, mój koniku
do stolicy Podlasia.
Tam, cyganka karty
rozłoży na stoliku –
i wywróży, co mnie spotka
w najbliższym czasie

Dotychczas sny się sprawdzały,
lecz dziś sensu ich sam nie odgadnę
Cyganka, jak Nostradamus przewidzi,
co mi bogowie przeznaczyli
na pewno los gorszy niż innym
Taka już dola kalekiego poety.

Niestety.

jestem

jestem ptakiem w myśleniu
poetą w czynie
mężczyzną w rodzinie
ludziom uczynny
ziemię miłujący

Mimo

Mimo że los złamał mi grzbiet,
Mimo, że kalectwo przyznał mi dożywotnio,
To jednak godziwie przez Boga zostałem nagrodzony,
Bowiem żyję, widzę, piszę wiersze,
Czuję się jak ryba w wodzie.

Napawam się Puszczy Knyszyńskiej powietrzem,
Wdycham woń nagromadzoną kwitnącym majem…
Tu, w mrocznych wodach rozlanych w głębi lasu
Widzę swoje odbicie, inne od reszty ludzi.
A jednak rozpacz nie pomieszała się z żalem
Na tyle by nie chcieć patrzeć na świat i żyć.

Tu, w mrocznym lesie, echo z gałęzi się niesie –
W postaci lotu ptaków do mnie dochodzi.
Tu moje wiersze odnalazły swój sens
I stąd cały obraz przekazałem światu.
Znalazłszy się tutaj napawam oczy
Pięknym tłem nieba i zielenią w leśnym poszyciu.

Mimo że od dekad nie chodzę po ziemi,
Piękno dostrzegam tu i dookoła, tak w lecie, jak i jesienią
Na zimę wejdę w hibernację niedźwiedzia,
By na wiosnę powtarzać to samo,
Jak da Bóg i los mi przeznaczył.

Mam czas przyjrzeć się

Szczęśliwe małżeństwa to te,
które dożyły razem leciwego wieku 
i dalej funkcjonują.

Na zazdrość nie mam czasu,
w ogóle jej nie mam.

Miej pretensje do Boga

Bóg się pomylił, miałem
być chłoporobotnikiem,
a zrobił ze mnie poetę.

Podlasie przyjazne Naturą

Tu Auchan, obok Leroy Merlin, przez ulicę Selgros,
na dachach szumią wentylatory,
pośrodku parkingi na setki aut,
pod rondem obwodówką północną przemykają samochody,
hałas dociera aż tu, a w krzakach słowik kląska,
nawet drozd treluje, słyszę doskonale.

Niebo pełne chmur dwuwarstwowych,
pod nimi jerzyki furgają i skowronek śpiewa,
nie widzę go, choć wzrokiem szukam po niebie,
bo wysoko, wysoko się wspiął.

Wróbli, szpaków, srok, kawek nie liczę,
jest ich przecież bez liku.

U Ciebie też tak jest?

Gdy wyjdę na „tron”

Gdy wyjdę na „tron” naraz 
słowa znajduję do wiersza…

Na nic mi ekran szklany, gdy rozmyślam,
że na wsi tam, gdzie jutro pojadę,
na majowych łąkach klekoczą bociany.

Na nic mi ekran szklany,..
gdy unoszę głowę do góry,
widzę jak śmigają jerzyki
po niebie nieodzianym w chmury.

Jedynie na szerokiej przestrzeni,
jak okiem sięgnąć, gdzieniegdzie
pchane przez wiatr płyną białe anioły,
między jerzykami, a aniołami krążą 
patrolując ziemię dwa bystrookie sokoły.

Nad aniołami samolot kursu Wilno – Warszawa?
smugą strzelistą bezboleśnie przecina niebo
i znika po krótkim czasie za horyzontem puszczy.

Głóg rozłożysty na całego wystrzelił bielą,
dla pszczół raj, dla mnie wonny zapach kwiatostanu,
w popołudniowym cieniu z lekka wiaterek kołysze,
brzóz listki drżą na wietrze, motyle wędrują
w „trójkącie wierszowym”, ptaszyna w śpiewie
daje z zaangażowaniem przedwieczorny koncert.

A ja jeszcze nie spożyłem obiadu,
oddany w zupełności majowej przyrodzie.
Wracam do domu. Jutro też będzie dzień.

 Mieczysław „Strzelec Mietko” Borys