List otwarty Ireny Piwowar z Bielska Podlaskiego do jej przyjaciela Archimandryty Ojca Gabriela

Już minęło pięć miesięcy jak od nas, Ojcze, odszedłeś, tam wysoko do Boga, tam gdzie my wszyscy zmierzamy. Czasami oczami wyobraźni przywołuję Twój tajemniczy uśmiech i szczere spojrzenie Twoich niebieskich jak barwinek oczu. Bardzo mi brakuje Twoich, Ojcze, słów, które stanowiły wielką pociechę w strapionym sercu:

– Przyjąłem do wiadomości.

Po tych słowach, człowiek odczuwał ulgę, a w Twoich, Ojcze, oczach widział kawałek nieba i cudowny blask słońca.
Nie tak dawno, przeglądając album „ Kolory Prawosławia”, zobaczyłam wiele sanktuariów, w tym to najcudowniejsze, z obrzędem „ Jordan w Odrynkach”. I wróciły wspomnienia.
Nic tak nie wycisza człowieka jak las. Idąc leśnym duktem w szumie drzew można usłyszeć cichy szept. To tak jak cicha modlitwa Ojca Gabriela, kiedy upraszał Boga o przebaczenie dla nas grzesznych ludzi i prosił o łaskę dla tegoż ludu. Bóg jego modlitw wysłuchiwał, bo zawsze, kiedy szło się do Archimandryty z problemami, przychodziła ulga w cierpieniu. Spływała na nas jak płótno delikatne, zwiewne, tkane ręką Pańską. Potem było już tylko dobrze. Szło się do Odrynek z ciężkim brzemieniem trosk, smutków i nieszczęść. Odchodziło się lekko i długo miało się wspomnienie czegoś, co było smaczne jak najprzedniejsze jadło.

Oto obraz, który został w moim sercu:  poletko ziół, niebieskie kwiecie,  kapelusz słomiany na głowie i uradowana twarz Ojca Gabriela. Tak, to zioła dla ludzi, którzy do niego przyjeżdżają po zdrowie. Dalej pasieka, ule, szum pszczółek, największa po Bogu miłość Ojca Gabriela. Będą przeróżne miody, które dadzą ludziom zdrowie.

Tak mijały lata. Ojciec Gabriel robił wszystko dla ludzi, nigdy nikt nie odszedł od niego z pustymi rękami. Pracował, działał, starał się. To była Jego modlitwa na chwałę Bożą. Były też lata chude, straszne, kiedy nad światem zapanował  zły duch. Wiele, Ojcze, mój przyjacielu wycierpiałeś, wiele krzywd doznałeś, ale do ostatniej chwili swego życia walczyłeś. Samotny wielki wojownik. No cóż, choć duch wielki, ciało słabe, przegrało walkę.

Idąc na spacer, słyszę Twój szept dobroci i miłości do nas, do ludzi:

– Przyjąłem do wiadomości.

Nadchodzi czas podsumowania … Wiem, mój Ojcze, że już nigdy Ciebie nie zobaczę, ale w moich uszach na zawsze będą brzmiały Twoje, Ojcze, mądre rady, nauki, jasno sprecyzowane myśli.

Smutek zostanie, tęsknota za czymś, co okazało się bardzo kruche, ulotne. Czas przemijania. Pytanie –  dlaczego? Wszystko za szybko, za krótko…
Pan upodobał sobie Ciebie, Ojcze. Zaprosił Cię na wieczną gościnę i służbę do siebie.

Ojcze mój, pozdrawiam Cię tam, w tej krainie wiecznego szczęścia. Nigdy też Ciebie, Ojcze, nie zapomnę. Nie robiłeś między ludźmi różnic, wszyscy byli dla Ciebie ważni,  wszyscy byli warci pomocy. Tymi słowami żegnam się z Tobą, mój Wielki Przyjacielu. Dziękuję za każde słowo Twojej nauki.

Irena Piwowar