Wypatruję z okna…
Ostatnie podrygi zimy, której nie było

Na wieczór niebo odziało się w czerwień –
W nocy jeszcze mrozik złapie!
Za to dzień będzie w promieniach słońca.
Pewny tego, jak świat jutrzejszego dnia.
Niebo w pełni wolne od jakichkolwiek chmur.
Wracając na noc, od czasu do czasy ptaki przelecą.
Drzewa bezwietrznie stoją w bezruchu.
Ludzi nie ma, wokół ani żywej duszy,
Tyle co jakiś czas auto drogą przemknie
W pośpiechu, jakby ludzie uciekali od koronawirusa?!
Aż strach się bać! Więc przed życiem nigdzie nie uciekniemy.
Mimo wszystko trzeba żyć, trzeba żyć, trzeba żyć.
Choć czasami tego i owego trzeba się bać.
Kto się nie boi niczego, jest nierozważnym.

Rozpoczęta na dobre…

Kos co ranka mi śpiewa…
Inne gatunki też nie próżnują…
Pąki pokrywają drzewa…
Boćki gniazda zajmują
I w klekocie idą w gody…
Słońce coraz wyżej się wznosi…
Krajobraz co dnia ma więcej urody…
Kawka budulec na gniazdo nosi…
Ludzie zarazie się nie poddają
Tak jak żyli, tak dalej żyją…
Sposób na koronawirusa mają
„Ducha Puszczy” po domach piją…

I ja, tak jak pisałem, tak piszę
O tym co widzę i słyszę…
Wiosna…

***
Gdy do głowy przychodzą myśli-
Na papier trzeba je przenosić…
A nie zginą, jak giną słowa,
O których ludzie szybko zapominają,
Choć sami je wypowiedzieli.

Z Ziemi Śląskiej
do Ziemi Rodzimej, Podlaskiej

Kiedy wracałem na Podlasie –
Tak mocno w tęsknocie
Umierałem za tą Ziemią…
A kiedy już na dobre na stałe
Wróciłem na ziemię rodzinną,
Dostałem olśnienia w zachwycie
I w radości, że już nie będę umierał
W tęsknocie za jej widokiem.

Dzisiaj nie tylko mogę patrzyć na tę Ziemię –
Z podziwianiem w zachwycie kolorów –
To jeszcze w wierszu ją upiększam…:
O, jakże piękno tej Ziemi dostrzegam…
Nieprzemierzone lasy drogą przemierzam…
Wzrokiem po majowej ukwieconej łące biegam…
Żytem zielonym z wiatrem, z falą wzrokiem się zderzam…

A kiedy wiosna się stanie i w fakt realny to odmieni.
Już nie zadam sobie pytania, czy to o tym na Śląsku śniłem.

Na lewo i na prawo wioski drewniane spotykam…
Wzgórki i pagórki po drodze odliczam…
I końca nie ma ani krajobrazu, ani drogi.
A kiedy gniazdo bocianie spotkam,
Zatrzymam się i do dzieciństwa czasu wrócę.
Spozierać z takim żalem będę, jakobym zza mórz wrócił,
Z drżeniem serca i rąk sfotografuję, po czy wierszem otoczę…
Z podzięką tak mi dopomóż Bóg, że żyję na tej Ziemi…

Spozieranie na wiosnę…

Z dziką rozkoszą spozieram na piękno przyrody…
Ptaki szepcą mi do ucha, że to już wiosna!
Dzięcioł z zapałem wiosennym obstukuje sosnę…
Kos śpiewa w moim „trójkącie wierszowym”…
Drzewa upajają mój wzrok rozwijaniem się zieleni…
Niebo śle mi pierzaste anioły w pełni słońca…
A koronawirus zamknął ludzi w domach i powiada –
Jeżeli chcecie przetrwać – siedźcie na d***e w domu.

w otulinie Puszczy Knyszyńskiej na Podlasiu
(do lasu zakaz wstępu pod karą grzywny!
W tym przypadku szczęście moje, że nie chodzę po ziemi)

Ból

Przez spozieranie żal ścisnął mi serce.
Zaciekawione ptaki wracają z puszczy.
Puszcza sięga po nieboskłon aż do wiosek i miast.
Gdybym nie był stąd zdawałoby mi się, że nie posiada końca.
Moje serce i dusza owiane wrażliwością i natchnieniem
Płaczą bez głosu, jak ptak o zranionych skrzydłach,
Który bez lotny umiera w miejscu i znikąd ratunku.
Obydwa jesteśmy złowieni w sieci przez niedobre duchy!
Nasze drogi, to zerwane mosty na ziemi i w powietrzu,
Którymi już nigdy nie pójdziemy w swoim życiu.
Kazano nam żyć ani na ziemi, ani w powietrzu,
A co w tym najgorsze, że nie jesteśmy duchami,
Choć ciągle żyjemy w natchnieniu jakbyśmy nimi byli.
Kos przestał śpiewać, zapewne odfrunął ze skraju w głąb puszczy.

tego samego dnia

Świtający obudził mnie dzień
Nie pierwszy dzień, a z kolei któryś,
Gdy w „trójkącie wierszowym”
Śpiewa mi od tygodnia kos…
W jego pobliżu inne ptaszęta
Śpiewem dorównać starają mu się,
Ale on… bije je wszystkie na łeb.
Z tej przyczyny napisałem kosowi,
Choć krotki, ale to zawsze wiersz.

Mieczysław „Strzelec Mietko” Borys