Veni, vidi, vici – przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Samego siebie. A najważniejsze dla mnie wydarzyło się 3-12 czerwca 1994.

Wczesny poranek przed startem

W latach 70-tych ubiegłego stulecia rozpocząłem studia na Akademii Wychowania Fizycznego. Interesowała i absorbowała mnie tematyka olimpijska, twórca igrzysk nowożytnych baron Pierre de Coubertin, kolejne odsłony letnich i zimowych zmagań, towarzysząca im otoczka. 

Historia maratonów

Kiedy w 1977 roku rozpocząłem systematyczne treningi biegowe, przypomniałem sobie o królewskim dystansie maratońskim. W 490 p.n.e. posłaniec Filippides przybiegł na rynek ateński, aby powiadomić o pokonaniu Persów, ale wysiłek ten przypłacił życiem. Pokonał trasę z Maratonu do Aten długości 38 – 40 kilometrów. Ten dystans obowiązywał od pierwszych igrzysk nowożytnych w Atenach w 1896 roku do igrzysk w Londynie w 1948 roku. Wtedy z szacunku dla króla metę umieszczono przed zamkiem Buckingham. Od tej pory maraton liczy sobie 42 km 195 m. 

Kiedy poznałem historię pierwszego zwycięzcy, Spirydona Luisa, postanowiłem przygotować długofalowy plan treningowy pod kątem maratonu. Mój pierwszy start maratoński miał miejsce dwa lata później, ale to była tylko skromna przygrywka. 

Wspominałem już o starcie na 100 km oraz o sukcesie w Norwegii, ale cały czas marzyłem o pokonaniu historycznej trasy Maraton – Ateny. I oto marzenie się spełnia, bo IX Mistrzostwa Europy Weteranów Lekkiej Atletyki zostały zorganizowane przez Greków. Fantastyczna sprawa. Jednak nie można mieć cały czas farta. Takie życie. Przygotowania zbliżały się do końca, gdy nagle dwa tygodnie przed startem doznałem kontuzji. Kolega, który widnieje na zdjęciu ze mną, przekonał mnie, żeby nie rezygnować. Kilkadziesiąt godzin w autokarze, upał, zmęczenie, brak ruchu, kontuzja, po drodze zastrzyki. Ciekawa prognoza na „udany” start. 

Przebieg maratonu

Jak na królewską konkurencję wypada, start w ostatnim dniu mistrzostw. Potocznie mówi się „start na żywca”. Wczesna pobudka, dojazd na miejsce. I – mimo wszystko – jestem w tym historycznym miejscu. Kilkuset uczestników gotowych do startu. Ruszamy. Zagadka, jak to będzie? Temperatura typowo grecka. Na szczęście, to nie wilgotność Nowego Jorku czy Chicago. Trasa prawie bez cienia, pofałdowana. Współczuję Filippidesowi jego biegu z pełnym wojskowym oporządzeniem. Ja bez ekwipunku, ale i bez treningu od 2 tygodni. Biegnę rozsądnie, ale cały czas zadaję sobie pytanie, kiedy po raz pierwszy w mojej 7-letniej karierze biegowej dopadnie mnie kryzys? 

Parę razy, wspólnie z pewnym Rosjaninem, przechodzę do marszu. Organizatorzy zawalili sprawę zaopatrzenia w wystarczającą ilość płynów. W pewnym momencie wszedłem do jakiegoś sklepiku na trasie i poprosiłem o banana. Feralny 35 km. No i po raz pierwszy przekonałem się, co to kryzys. Siadam na poboczu, koszulkę z numerem zakładam odwrotną stroną, co oznacza wycofanie się z biegu. Koledzy co chwilę mijają mnie, dziwiąc się, bo znali moje umiejętności, a nie wierzyli w moją kontuzję. Długo czekałem na samochód, który zabiera maruderów. W końcu postanowiłem po prostu maszerować. Samopoczucie jakby się polepszyło. A co mi tam. Spróbuję potruchtać.

Finisz

Koszulka znowu na stronę z widocznym numerem. Zaczyna pojawiać się siła woli i wiara w możliwość ukończenia biegu. Na ulicach miasta trochę kibiców. Stadion coraz bliżej. Poczułem się trochę jak Filippides, ale nie zamierzałem zakończyć żywota na obczyźnie. Wbiegam w bramę historycznego stadionu, koledzy dopingują. I meta! Krzyczę do siebie – zrobiłem to! Veni, vidi, vici – przybyłem, zobaczyłem, zwyciężyłem. Samego siebie.
Tak więc smutek, mimo wszystko, obrócił się w radość. Wcześniejsze, dodatkowe atrakcje – wizyta na Akropolu, parlament grecki, spotkanie z grupą rodaków, wieczorny spacer na placu Omonia, piękne plaże i cudowna ulga w przejrzystej wodzie osłodziły nieco mieszane uczucia z trasy maratonu. 

Podsumowując moją grecką eskapadę, mogę śmiało powiedzieć, że warto było przed laty dać się porwać marzeniom. Rację miał też Wergiliusz mówiąc w „Eneidzie” – Ne cede malis, czyli przeciwnościom nie daj się zwyciężyć. 

Foto: Eugeniusz Regliński 

Kliknij w zdjęcie:

1/15
Pożegnanie - Acropolis adieu
Pożegnanie - Acropolis adieu
Na Akropolu
Na Akropolu
Na Akropolu
Na Akropolu
Na Akropolu
Na Akropolu
Przed Parlamentem greckim
Przed Parlamentem greckim
Miłe spotkanie z rodakami
Miłe spotkanie z rodakami
Sportowi weterani z Polski
Sportowi weterani z Polski
Wczesny poranek przed startem
Wczesny poranek przed startem
Miejsce zmagań sportowych
Miejsce zmagań sportowych
Zmęczenie długą podróżą
Zmęczenie długą podróżą
Revers medalu
Revers medalu
Avers medalu
Avers medalu
Identyfikator uczestnika
Identyfikator uczestnika
Dyplom uczestnika
Dyplom uczestnika
regulamin organizatora
regulamin organizatora

 

Eugeniusz Regliński
Podlaski Redakcja Seniora Kolno