ZEGAR…

Zegar… możemy… zatrzymać!
Zegar… możemy też cofnąć!
Zegar… możemy… przyśpieszyć!
Zegar… możemy też kopnąć…

Po takim zabiegu… wskazówki…
Potrafią przerwać swą… podróż…
Nie martw się z tego powodu…
Spokojnie… na półkę go odłóż…

Zegar… o którym rozmyślam…
Nie cyka… nie tyka… lecz bije…
Niechaj to czyni… bez końca…
Bo piękne… są życia… chwile…

Zegary… stworzone przez ludzi…
To są zabawki… drobnostki…
Nie mylmy… gadżetów z sercami…
Bo serca… szczególnej są… troski!

FART… TO ŻART?

Czy doczekam się… tej chwili…
Bowiem z życiem… nie ma żartów!
Aby jak… normalny człowiek…
Mieć od losu… kilka fartów?

Może już je… otrzymałem?
Lecz… amnezję jakąś mam?
Nie! Pewnie o nich… bym pamiętał…
Fart… to przecież… klucz do bram!

Gdy tak siedząc… medytuję…
Nagle słyszę… głos sumienia…
– Nie narzekaj! Nie wymagaj!
– Wrzuć do kosza… swe roszczenia!

– Bo bogactwo… to nie wszystko!
– Inni mają przecież… gorzej!
Nie! Takich bzdur… nie mogę słuchać!
Niech ich słucha ten… kto może!

Nie chcę przecież… być pianistą…
I nie proszę… o talenty…
Chcę po prostu… żyć jak człowiek…
Taki zwykły… żaden święty…

O tych fartach… na początku…
Żartowałem! Tak… na przekór!
Lecz w tych żartach… cel swój miałem…
Jaki?… Zgadnij… mój… człowieku!

JEST NARESZCIE…

Nic nowego… nie odkryłem…
Ot! Potwierdzić tylko… chcę!
Że… nareszcie… przyszło ciepło…
Wiec!…ubieram się też… lżej…

Owocowe… drzewa w sadach…
W szczególności… śliwy… wiśnie…
Prezentują białe… kwiaty,
Jak zawilec… czy przebiśnieg…

Nie omieszkam… tudzież wspomnieć…
I o pszczołach… i o trzmielach…
Jak z kielichów… tych kwiatowych…
Każda… każdy… pyłek zbiera…

Nad łąkami… moi drodzy…
Nie! Nie da tego… się opisać!
Mgłę jak welon… wiatr unosi…
I skowronków… śpiewy słychać…

Oczywiście… dobrze wiecie…
Że o wiośnie… tu wspominam…
Nie o jakimś tam… przedwiośniu…
Który sztamę… z zimą trzyma…

Świat oszalał… rzec by można…
Co potwierdzam tu… w całości!
Kłamać… nie ma też… potrzeby!
Wiosna przyszła do nas… w gości!

PRAWDA I OLIWA…

Jeśli masz… sumienie czyste…
Spójrz swej prawdzie… prosto w oczy…
Nie! Nie odwracaj… od niej wzroku…
Prawda prostą… drogą kroczy!

Kiedy z nią jest… coś nie tak!
Zerkasz na nią… jednym okiem?
Licz się bracie… z konsekwencją…
Kłamstwo ci… wylezie bokiem!

Wiem… że prawdy… nikt nie lubi!
Nikt… nie lubi też… oliwy…
A te chodzą… razem w parze…
Mają smak też… osobliwy…

O nich właśnie… jest ten wiersz!
Wiersz o prawdzie… i oliwie…
Kiedyś ujrzą… światło dzienne…
Światło dzienne… sprawiedliwe!

I choć wszyscy… o tym wiemy…
Każdy ma coś… za uszami…
Trudno jest im… spojrzeć w oczy…
Lecz tak jest… niestety z nami!

ZASTANAWIAM SIĘ…

Kiedy patrzę… w niebo nocą…
Zastanawiam się dość… często…
Nad… Wszechświatem przeogromnym…
Gdzie od złotych gwiazd… aż gęsto…

I czy ta… kosmiczna otchłań…
Ma swą głębię? Swoje dno?
Nie! To nie mieści się w mej głowie…
Czyżby… w głowie mej… wciąż pstro?

Zastanawiam się… też nieraz…
Nad wrzeszczącą… niemą ciszą!…
Taką… która mózg rozsadza!
Chociaż uszy… jej nie słyszą?

Przytoczyłem tu… dwie sprawy…
Takie… pierwsze z brzegu prawie…
Może one was…. nie kręcą?
Lecz przyznajcie… są ciekawe?

Cisza krzyczy! Cisza wrzeszczy!
Wszechświat od… tajemnic trzeszczy!
Dzisiaj też… spoglądam w górę…
Lecz niestety! Widzę chmurę!

Wiesław Lickiewicz