Refleksja…
Cmentarne tablice i krzyże…
W mgłę szarą jak życie… ubrane…
A w ich otwartych… obliczach…
Nazwiska… imiona nam znane…
–
Tuż obok… zdjęcia ich twarzy…
Z wyrytą sentencją żałosną…
Wcale… nie goją nam ran…
Lecz jeszcze… bardziej je… jątrzą…
–
Odgarniam dłonią igliwie…
Wilgotne… i lepkie od mgły…
I czytam… słowo po słowie…
choć gorzko… smakują mi łzy…
–
Znam je na pamięć… od dawna…
Lecz zawsze… się jawi refleksja…
Że… z życia egzamin… nastąpi…
Gdy tylko… skończy się lekcja!…
Namiastka zimy…
Kiedyś… to były zimy… mój drogi…
Powiada dziadek… do wnuka…
Nie złamać ręki?…czy… nogi?…
Nie lada… była to sztuka…
–
Kiedyś… kochany mój chłopcze…
Pękały sztachety… od mrozu…
A dzisiaj… zima choć w pełni…
Zające chowają się w… zbożu…
–
Dziś babce… na złość nie zrobisz…
Bez czapki… a ciepłe masz uszy…
O mrozie?…języka żal strzępić…
A śnieg?… nawet nie prószy!…
–
O sankach i nartach… zapomnij…
Na łyżwy…to tylko do miasta…
Uwierz w me słowa… mój wnuku…
Ta zima… to zimy namiastka!…
Takich świąt…
Takich świąt… nie było jeszcze…
Pomijając… stan wojenny…
Cały kraj nasz… znów w areszcie…
Czas jest bowiem… niecodzienny!
–
Każdy z nas… rodzinę ma…
Bliższą… dalszą… ale zawsze…
Jest wigilia… w oku łza…
Chciało by się… pójść też na mszę…
–
Ale strach jest… jednak większy…
Nie… że wielkie oczy ma…
Zdrowie nasze jest ważniejsze…
A z wirusem… trudno grać…
–
Piszę to ze smutkiem wielkim…
Chociaż święto… jest radosne…
Lecz ten czas… musimy przetrwać…
Święta również… są na wiosnę…
–
Wiem… że nie są takie same…
Lecz tym rządzą… siły wyższe…
Myślmy więc o tacie… mamie…
I osobach nam najbliższych…
Ze świętowaniem w tle…
Trochę ze… świątecznym wątkiem…
Bo dlaczego… niby nie…
Nowy rok… się zacznie z piątkiem…
Niech świętuje więc… kto chce…
–
Tam… za tydzień… drugie święta…
Znów wigilia… znów prezenty…
Przełom roku… na Podlasiu…
Jest okresem… nieprzeciętnym…
–
Jakby komuś brakło… świąt…
Trwa karnawał… ,,całą gębą”…
A w nim drugi… nowy rok…
Nowe też okazje… będą…
–
Aż do środy popielcowej…
Później… dzięki Bogu… post…
Końskie zdrowie… trzeba mieć…
Pora też… powiedzieć… dość!…
–
Nie ma więc… jak na Podlasiu…
Jak świętować… to świętować…
A że zdrowie… mamy jedno…
Później trzeba… odchorować…
Dreszcz… i niechęć…
Nie dość… że jest bardzo zimno…
Wieje wiatr… i pada deszcz…
Na myśl… że mam z domu wyjść…
Przeszedł mi po plecach… dreszcz!…
–
Taki co to… marszczy skórę…
Jeży niemal… każdy włos…
Wstrząsa przy tym… całym ciałem…
Jakbym życia… miał już dość…
–
Ale ja nie o tym chciałem…
Wiemy przecież… że trwa zima…
Ale kiedy… wyjść już miałem…
Czułem… że mnie niechęć trzyma…
–
Niechęć… do całego świata…
Do wirusa… do pogody…
Nie!… dziś nie zrobię nawet kroku…
Nie chcę żadnej… mieć przygody…
–
A że wierzę w swą… dewizę…
„nic na siłę… nie masz młota”…
Pozostanę… dzisiaj w domu…
Bo za oknem… chłód… i słota…
Gruba linia…
Odkreślijmy… grubą linią…
Ten nieszczęsny… stary rok…
I pomyślmy… już o nowym…
Do którego… tylko krok!…
–
Oby był… szczęśliwy nam…
Niechaj wskrzesi w nas nadzieję…
I pozwoli… żyć normalnie…
Bo już wiara w nas… się chwieje…
–
Myślę bowiem… o szczepionce…
Która… jest już podawana…
Ale głosy… za… i… przeciw…
Z mędrca zrobią… też barana…
–
Dziś… rozwaga i… roztropność…
A nie… „bon mot” i krytyka…
Wciąż pandemia… tryumfuje…
Stop!.. „,nie gońmy już królika”…
–
Życzę wszystkim w nowym roku…
Szczęścia… zdrowia… pomyślności…
A od linii… symbolicznej…
Niech się zacznie… rok mądrości!…
Wiesław Lickiewicz