_
Opowieść z dzieciństwa
pamiętam
nikt nie czytał mi bajek
nie uczył ojczystej mowy
w chłopskiej rodzinie mówiło się zwyczajnie
jak tutaj na Podlasiu od lat
byłem małym chłopcem a nie umiałem rozmawiać
tak jak uczą w szkołach
ojciec ani matka nie brali mnie na kolana
mieli swoje zajęcia inne obyczaje
niż te z dobrych domów
kiedyś była uciecha
przyszedł z wizytą chłop ze wsi
huśtał mnie i brata na nodze
do snu nikt nie utulał
nie śpiewał kołysanek
ptaki uczyły mnie mowy
polne wiatry – słuchania
łąki i zboża – wrażliwości
rzeka ciszy
zostałem z ludźmi lasem i burzą
przyklękam pod przydrożnym krzyżem
piszę wiersze…
Uskarżam się…
Uskarżam się,
że mi nie po ludzku,
że mi nie po człowieczemu,
że mi nie tak wyszło,
jak miało być.
Uskarżam się,
że mi jest inaczej,
niż u większości ludzi,
że mi nie po mojemu,
że mi nie po swojemu.
Uskarżam się –
dniem i nocą –
nawet i we śnie,
że mi jest źle –
uskarżam się…
Na niebie i ziemi
Pierzaste anioły płyną leniwie,
jakby stały w miejscu,
w dodatku nisko tak,
że bociany w podniebnym locie,
szukając do lęgów gniazd,
powietrzem muskają je.
Jak widzisz, nie tęskno mi
do wielkich miast,
bo cóż tam ujrzałbym,
całodzienny ludzki zgiełk.
A tutaj wiosenny ptasi śpiew,
rozkwit drzew,
zielone trawy źdźbła,
skaczą kosy dwa,
z piersią do przodu kawka szła,
szukając pożywienia srok ze sobą gra,
ale w tym ptactwie najdostojniejsze tylko sójki są –
skacząc z olchy na olchę zabawa trwa.
Zdaje się, że tutaj tylko woda niezmienną jest.
Za jednym wszyscy
Ptaku, mój ty miły,
śpiewem radość
w serce me wlewasz,
jak miód do ust podając.
Ku uciesze mojej,
na drzewie ptaki inne tańczą –
w śpiewie chcą być
nie gorsze od ciebie.
Mnie nic nie pozostaje,
jak na to duszą patrzyć,
sercem słuchać…
Tutaj, gdzie mieszka matula
Tutaj, gdzie mieszka matula,
skowronki w powietrzu na wdechu
i wydechu śpiewają…
A mnie taka tęsknota za tym naszła,
skoro moje dzieciństwo przypominają.
Szukam ich wzrokiem po niebie –
i ot, słyszę, a nie widzę.
Lecz to ani ból, ani przywara,
a tylko radość po niebie ich szukania…
Na wieczór po deszczu
Niebo płonie za lasem,
a tutaj nade mną,
pochmurne przyciemnia krajobraz,
ptak tylko na tyle upiększa,
gdy przeleci czasem.
Mlecz okrył się snem,
zniknął, choć jest.
Zieleń bujna zieleń
w bezruchu zastygła,
wieczór już jest.
Gdy pójdę spać,
co mi się przyśni
lub w co z nocą będę grać,
życia moja poezjo?
Katolicyzm
Nie wyznaję żadnych bogów,
Znam tylko jednego Boga.
Od kołyski uczono mnie Miłości,
Kiedy jeszcze z trudem przekraczałem
Przeszkodę chałupy progów.
I po dzisiaj Boga w sercu noszę,
I nosić będę aż pomrę.
Z Bogiem łatwiej cierpienie znoszę
I żyć po śmierci będę.
Mieczysław „Mietko” Borys