SIANOKOSY
Wyklepana dobrze… kosa…
Służy chłopu… od pokoleń!
Czy na sztorc… czy też poziomo…
Kształtowała jego… dolę!
–
Jest narzędziem… niezawodnym…
Choć co prawda… archaicznym…
Lecz na pewno… wspomnień godnym!
Z życiorysem… historycznym!
–
Skoro jest o… sianokosach…
Trawę kośmy… ostrą kosą!
Tylko wtedy… kiedy kwitnie!
Wczesnym rankiem… zawsze z rosą!
–
Po wyschnięciu… moi drodzy…
Siano jest… bukietem z ziół…
Odzwierciedla zapach… ziemi…
Zapach naszych… łąk i pól!
–
W miejscu tym… chcę jeszcze wspomnieć…
O tym… jak się na nim śpi…
Co tam łoże! Czy kanapa!
Tam na sianie! To są sny!
–
Ale tak już… na poważnie…
Sianokosy są… procesem…
Traw koszenie… i suszenie…
Są rolniczym… interesem!
OSZALAŁ!
Jednym słowem… wiatr oszalał!
Nie widziałem… tego jeszcze…
Aby tak… po oknach smagał…
Gradem i… kroplistym deszczem!
–
Gdyby na tym… się skończyło…
Nie pamiętałbym już… o tym…
To dopiero… był początek…
Wnet zaczęły się… kłopoty!
–
Coś zawyło… zahuczało…
I to tak… że aż… struchlałem…
Choć nie jestem… bojaźliwy…
Serce tuż… pod gardłem miałem!
–
Nie! Nie sposób to opisać!
Świat się zmienił… w istne piekło…
Wiało… lało… i trzaskało…
Wyładować wiatr chciał… wściekłość!
–
Deszcz rozumiem… widzę chmury…
Życie wyszło… przecież z wody…
Ale wiatr? Do tego… wściekły?
Nie! Na szaleńca… nie ma zgody!
DO LUDZKIEJ NATURY…
Gdzie jesteś… ludzka naturo?
Zwracam się teraz… do ciebie!
Okaż… swoje oblicze!
I ze mną… podziel się chlebem!
–
A jeśli się nim… nie podzielisz…
To pewnie… nie jesteś człowiekiem!
Bo ludzka natura… to cecha…
Nabyta wraz z matki… mlekiem…
–
Podany przykład… powyżej…
Nam… nie wyczerpie tematu…
Bo według mnie… ludzka natura…
To jakby gra w karty… bez atu!
–
A karty w bez atu… są silne…
Do tego… w każdym kolorze…
I właśnie… to nas odróżnia…
Nie tylko od zwierząt… być może.
–
Natura ludzka… to mądrość…
To zaufanie… myślenie…
Świadomość… moralność… empatia…
To nasze wspólne… istnienie!
–
Czy tak faktycznie… jest z nami?
Czy ludzka natura… to człowiek?
Zastanów się nad tym… co piszę…
A znajdziesz na pewno… odpowiedź!
WCIĄŻ IDĘ
Idę wciąż… idę… i idę…
Do tyłu nie patrzę… bo po co!
Pod nogi… a jakże… spoglądam…
Idę przecież… na boso.
–
Kiedyś… zapytał mnie ktoś…
Z dziwnym uśmieszkiem… na twarzy…
Gdzie twoje buty… kolego?
Zgubiłeś je podczas… wojaży?
–
– Buty są mi… niepotrzebne…
Odrzekłem… patrząc mu w oczy!
Odpowiedź… pewnie zrozumiał…
Bo z drogi mojej… wnet zboczył!
–
Kroczę przed siebie… na boso…
Bo lubię… czuć grunt pod stopami…
Wiem! Nie wyglądam… uroczo…
Lecz każdą krytykę… mam za nic!
–
Już siedem dekad… tak idę…
Ścieżyną wąską… lecz swoją…
A buty? Owszem! Założę!
Lecz wtedy! Gdy stopy… zabolą!
JESZCZE WCZORAJ
Jeszcze wczoraj… rechotało…
I parskało… promieniami…
Dziś niestety… nie ma słońca…
Skryło się gdzieś… za chmurami…
–
Które jak… cysterny z wodą…
Na pułapie… bardzo niskim…
Płyną… wiatrem popychane…
Niosąc w sobie… wodę wszystkim…
–
Wszystkim bez… wyjątków żadnych…
Ogrodnikom… i rolnikom…
Jak przystało… na działkowca…
Trochę żal… że również dzikom…
–
A dlaczego?… Pewnie wiecie!
Więc tłumaczyć wam… nie muszę…
Wody, Panie! Wody proszę?
Bo z pragnienia… oddam duszę!
–
Wczoraj grzało… wręcz smaliło…
Dzisiaj leje… deszcz od rana…
Jutro… znów ma świecić słońce…
Aura wie… co trzeba dla nas!