„Lubiłam te ich pełne emocji opowiadania. To był czas kiedy jeszcze nie było telefonów komórkowych i ja byłam tą pierwszą osobą, której się zwierzali”.
Rozmowa z Krystyną Cylwik, dziennikarką obywatelską, członkinią redakcji portalu „Senior Podlaski”, Babcią i prababcią.

Uśmiechnięta seniorka siedzi na ławce, przed którą w aucie zabawce siedzi mały chłopiec

Znamy się od dawna. Tym razem spotykamy się w ramach projektu „Super STARSi.Z pokolenia na pokolenie”. Chciałabym z Tobą porozmawiać na temat relacji między dziadkami a wnukami. Postrzegam Ciebie jako super babcię, która czerpie ogromną radość z kontaktów z wnukami, proszę, powiedz coś o nich.

Mam sześcioro wnucząt i troje prawnuków.

– Które z nich kochasz najbardziej?

Wszystkie jednakowo, bez wyjątku. Byłam wdową, kiedy poznałam Andrzeja, który także był wdowcem i teraz z moim drugim mężem Andrzejem, tworzymy tzw. rodzinę patchworkową. Tak się dzieje, wtedy łączą się rodziny pochodzące z różnych małżeństw. Najstarszy wnuk Bartek ma 25 lat. Potem: Adrian i Paweł, to 22-latki. Kolejny wnuk, Bartek II – 20 lat. Jedyna wnuczka w tym gronie Zosia – 17 lat i najmłodszy wnuk Szymek – 12 lat.

– To rzeczywiście spora gromadka. Jaki był i jest twój udział w ich wychowaniu?

Starałam się pomagać w miarę swoich możliwości. Gdy wnuki zaczęły się pojawiać na świecie, jeszcze pracowałam zawodowo. Wtedy uzgadniałam z dziećmi grafik tej pomocy. Kiedy wnuczęta były małe opiekowałam się nimi głównie w czasie choroby lub wychodzenia z choroby, aby rodzice nie musieli długo przebywać na zwolnieniach lekarskich. Kiedy uczyły się na różne zmiany odprowadzałam lub odbierałam je ze szkoły. Jadły u mnie obiad, odrabiały lekcje, bawiły się na podwórku.

– Dotrzymywałaś im kroku?

Byłam babcią pracującą. Kiedy przeszłam na emeryturę i miałam więcej czasu, to moje wnuki były już dorosłe. Jednak zawsze starałam się dotrzymać im kroku, uczestniczyć w ich życiu, spotykając się z nimi, łącząc swoje zainteresowania z ich pasjami. Mówię o piłce nożnej. Był czas, kiedy pokochałam piłkę nożną. By być bliżej moich wnuków, mogłam z nimi porozmawiać o wspólnej pasji. 

– Chodziłaś z nimi na mecze? 

Na mecze, nie, bo przerażało mnie to, co działo się na stadionie u nas, w Białymstoku, ale chętnie rozmawiałam o naszej drużynie, Jagiellonii, o zawodnikach, o meczach, o wynikach, o historii.
Wiedzę czerpałam z relacji prasowych, radiowych, telewizyjnych. Słucham sprawozdań, oglądałam mecze, czytałam.  W tej chwili, kiedy wnuk pyta swego tatę o jakieś piłkarskie szczegóły, to zięć odsyła go, do mnie, „Idź do babci Krysi” -mówi.

– Wiesz, co to jest spalony? 

Definicji nie znam, ale wiem o co chodzi. 

– Na pewno byłaś pierwszą osobą, której twoje wnuki chwalili się swoimi sukcesami, osiągnięciami?

O tak, szczególnie najstarsi wnukowie opowiadali mi o sukcesach i nagrodach w szkole. Lubiłam te ich pełne emocji opowiadania. To był czas kiedy jeszcze nie było telefonów komórkowych i ja byłam tą pierwszą osobą której się zwierzali. Ale Zosia i Szymek już nie. Dzwonią do rodziców bezpośrednio ze szkoły.

*– Jest takie powiedzenie, że dziadkowie i wnuki trzymają się razem bo mają wspólnych wrogów.

Masz na myśli rodziców? Nie zgadzam się z tym. Rodzice nie są wrogami, popełniają błędy, ale ja ich nie pouczam. Ja, również będąc rodzicem, popełniałam błędy. Ważne jest, żeby dostrzec swoje potknięcia i naprawić je. Był trudny dla rodziców okres, kiedy moi nastoletni  wnukowie dojrzewali, buntowali się, ja wtedy zachowywałam spokój, nie udzielałam rad, ani nie krytykowałam. Wielkich wspólnych tajemnic przed rodzicami nie mieliśmy i nie mamy. Zawsze tłumaczyłam swoim wnukom, że rodzice powinni wiedzieć co się wydarzyło w szkole lub na podwórku. Mają do tego prawo, aby w razie potrzeby mogli stanąć w ich obronie.

*– I naprawdę nie dawałaś jakieś rady wychowawcze swoim dzieciom? Czy wnuki skarżyły ci się na reprymendy rodziców?

Nie było takiej potrzeby. Widziałam, na bieżąco, że moim wnukom nie dzieje się krzywda. Przyjęłam zasadę, że od wychowywania są rodzice, a dziadkowie od rozpieszczania. Nie interweniowałam. Ale bywały sytuacje, kiedy moje dzieci pytały mnie o radę, jak bym postąpiła w przypadku jakiegoś nieodpowiedniego zachowania któregoś z wnuków. Wtedy najczęściej wyciszałam nastroje mówiąc, że w okresie buntu młodzieńczego należy zachować spokój i mieć dużo cierpliwości. Wnukom zaś starałam się wytłumaczyć dlaczego rodzice zareagowali nerwowo na konfliktową sytuację.

– W naszej Redakcji zajmujesz się sprawami społecznymi seniorów, powiedz co cię najbardziej razi w kontaktach międzypokoleniowych?

O to temat rzeka. Po mieście poruszam się komunikacją miejską, więc często obserwuję zachowanie młodych ludzi. Zapatrzonych w smartfony, nie widzących współpasażerów, albo zachowujących się głośno, używających niecenzuralnych słów. A z drugiej strony seniorów, odwracających głowę, udających, że nie słyszą i nie widzą, którzy boją się zwrócić im uwagę.

– Ty też nie masz odwagi się odezwać?

Niestety mam za sobą dwie przykre sytuacje. Jedną w autobusie. Po zwróceniu uwagi młodym ludziom, aby ściszyli oglądane i słuchane głośno filmy w komórce, ponieważ przeszkadzają innym pasażerom, zostałam wyzwana wulgarnymi słowami. I wyobraź sobie, że nikt nie stanął w mojej obronie. Okazało się, że nikomu oprócz mnie nie przeszkadzało ich głośne zachowanie.

– A drugi przypadek?

Drugi – pod moim blokiem. Mieszkam na parterze i na balkonie mam piękne zwisające pelargonie. Bardzo o nie dbam. Nawożę, podlewam, więc są dorodne. Ostatnio syn sąsiadów, trzynastolatek bawiący się na podwórku, zaczął kijem zbijać wiszące pędy kwiatów. Oczywiście interweniowałam. Krzyknęłam na niego, żeby przestał niszczyć moje kwiaty. I wtedy z ławki poderwał się jego ojciec i zaczął mnie obstawiać, że przeszkadzam dziecku w zabawie. Zaczął używać wulgarnych słów. Dołączyli do niego jego koledzy siedzący razem z nim na ławce. Zrobiła się wielka awantura. Nasz blok mieszkalny jest tak usytuowany, że tworzy wewnętrzną studnię, więc chyba wszyscy sąsiedzi byli jej świadkami. I znów nikt nie stanął po mojej stronie, ponieważ ludzie nie chcą się narażać patologicznej rodzinie. O pijackich awanturach w tym domu, wiedzą wszyscy lokatorzy

– Czyli nie masz pozytywnego zdania o relacjach młodych ze starszymi?

Ciągle mam wielką nadzieję, że się zjednoczymy i przestaniemy się bać. Dzieci są bystrymi obserwatorami i pierwsze wzorce zachowań czerpią z domu rodzinnego. Innych nie znają. Jeśli rodzice odnoszą się do siebie wrogo, używają wulgarnych słów, nasiąkają tą atmosferą. Uważają takie zachowanie za normalne. Nie szanują innych ludzi. Są agresywne. Uważam, że jest to poważny problem społeczny.

– Jak temu zaradzić?

Przez pokazywanie innych wzorców zachowań. Uświadamianie, że wiele spraw i konfliktów można rozwiązać bez podnoszenia głosu i używania wulgaryzmów. Wystarczy rozmawiać, przedstawiać swoje argumenty. Ale niestety ta forma wychowania dzieci i młodzieży wymaga dużo czasu i cierpliwości, a tego ciągle nam brak w tym zabieganym, codziennym życiu. Szkoła niestety tego nie uczy, bo też nie ma czasu.

– Masz rację. Pokazały to również organizowane przez Stowarzyszenie 100-lecie Kobiet debaty oksfordzkie, w których uczestniczyłam. Młodzież biorąca w nich udział odkryła nową formę debaty publicznej, tak różną od oglądanej w telewizji.

O właśnie to dobry przykład. Ja również w nich uczestniczyłam i słyszałam pozytywne opinie młodych ludzi o tych spotkaniach. Poczuli się docenieni, zauważeni, mogli przedstawić swoje zdanie. Zostali potraktowani poważnie. I tędy chyba droga dotarcia do naszych wnuków, naszych następców pokoleniowych. Mam i inne doświadczenie, pozytywne. Doskonale sprawdziły się projektowe spotkania międzypokoleniowe na moim osiedlu. Brali w nich udział seniorzy a także młodzież i dzieci. Wspólne działania, gra miejska, wycieczka po osiedlu, wizyta w bibliotece, planszówki, bardzo zbliżyły nas do siebie, dały okazję do poznania się i współpracy. Takie działania zabawowe, poznawcze, edukacyjne zbliżają ludzi.

*– Przeczytałam niedawno taki tekst: (W Singapurze dopłacają do tego, by rodziny mieszkały wielopokoleniowo).

Uważam, że jest to interesujący pomysł. Nie widzę jednak możliwości przeniesienia go na nasze warunki. W obecnych czasach rzadko spotykamy rodziny wielopokoleniowe mieszkające razem. Wspólne zamieszkanie praktykowane jest częściej na wsi. Uważam jednak, że wspólne życie w domach wielopokoleniowych obok minusów, ma również plusy. Na przykład dzieci wychowane w rodzinach wielopokoleniowych zamieszkujących wspólnie budują relacje z osobami z różnych pokoleń, żyją w domu poznając wartości, historię i sposób życia starszych, często nawet prababci i pradziadka, uczą się szacunku do osób starszych.

– Jesteś przykładem babci, która wbrew przyjętej opinii, nie czuje się wyizolowana z życia wnuków. Wręcz odwrotnie, bardzo się angażujesz w ich życie. Czy jednak jest coś, co chciałabyś zmienić w swoich relacjach z wnukami?

To jest dobre pytanie. Są dwie sprawy, z którymi w swoich relacjach z wnukami nie mogę się pogodzić. Pierwsza, to sposób komunikacji między nami. Coraz częściej doświadczam tego, że wnukowie nie odbierają ode mnie telefonu, a porozumiewają się ze mną przy pomocy SMS-a. Ja nie chcę czytać wiadomości od nich czy o nich. Ja chcę usłyszeć ich głos!
Kolejna sprawa, to brak zainteresowania moich wnuków historią naszej rodziny, a przecież poznanie dziejów rodziny i jej tradycji buduje naszą tożsamość. Nie poddaję się jednak i przy każdej nadarzającej się okazji dzielę się swoją wiedzą z nimi. Wspólnie oglądamy albumy ze zdjęciami przodków, opowiadam im o rodzinnych tradycjach, a nawet anegdotach związanych z naszymi przodkami.

– Masz też troje prawnuków…

Tak, to jest nasza przyszłość. Najstarszy ma 5 lat, średni 2 lata, najmłodszy Karolek, właśnie skończył roczek. Zaczną chodzić, wczoraj go widziałam i jestem  nim zachwycona.

Dziękuję za rozmowę.

Wywiad powstał w ramach projektu „Super STARSi.Z pokolenia na pokolenie”

baner

 

zdjęcia: archiwum rodzinne Krystyny Cylwik

Podlaska Redakcja Seniora Białystok