Józefa Drozdowska
Spotkanie
Pełne zadumy spadają liście
Idzie po nich człowiek ze wzrokiem
Utkwionym w ziemię
Jakże blisko im do siebie
–
17.10.1981
Tęsknota
Z jesieni opadły liście
Zaplata więc skrzydła ptaków
w ręce dziewcząt
w ich cierpkie słowa
i odchodzi
A one męczą się
z ptakami
w sercach
–
Miejsce zamieszkania, Białystok 1992
Jolanta Maria Dzienis
Jak liście na wietrze
Popatrz, ile liści, jakie kolorowe,
Drżą na nich kropelki deszczu kryształowe,
W blasku mdłego słońca leniwie się mienią,
Otwierają drogę najdalszym wspomnieniom…
–
O, chociażby tamten, klonowy, szeroki,
Przywodzi mi na myśl pierwsze, chwiejne kroki,
Co dawały rodzicom pewnie z tysiąc pociech,
Gdy padałam raz po raz w rozsypanym złocie…
–
Szkarłatnoczerwone jarzębiny liście,
Dla mamy korale kryją oczywiście,
Brązowe, dębowe rozrzucone wszędzie,
Przywołują z pamięci ludziki z żołędzi…
–
A ten z kasztanowca, ten siedmiopalczasty,
Przypomina napięty przed maturą nastrój,
O tym zaś, jak bardzo jesteśmy dorośli,
Mówią mi dobitnie listki winorośli….
–
Idę wolno, rozrzucam wspomnienia stopami,
Myśląc, ile czasu jeszcze jest przed nami,
Wiosna, lato minęły, po jesieni zima,
Chcę na zawsze w pamięci te chwile zatrzymać…
Na liściu klonowym
Dzisiaj wiatr mi przyniósł i zostawił na oknie,
List złotem zapisany na liściu klonowym,
Biorę go pospiesznie, niech w deszczu nie moknie,
Rozwijam delikatnie i widzę te słowa:
–
Napisz wiersz, albo dwa, ot tak dla uśmiechu,
Przecież potrafisz, jeśli zechcesz, spróbuj proszę,
Przeczytam je potem o zmroku, bez pośpiechu,
Gdy księżyc sierpem gwiazdy z nieba wypłoszy.
–
Niech będą kapryśne, jak ty czasem nocą,
Kolorowe niczym twe sny tuż nad ranem,
I śpiewać też mogą, z gwiazdami migocąc,
O życiu w świecie marzeniem malowanym.
–
I to koniec listu, nie ma w nim nic więcej,
Podpisu, ani adresu, nawet pocałunku,
Napiszę jednak wiersz, oddam w wichrowe ręce,
Niech niesie go komuś ode mnie w podarunku…
Janina Jakoniuk
***
stary klon co dnia
puka gałązką w moje okno
gromadka ptaków budzi mnie
hałasując w jego konarach
pora wstawać
poranne mgły rozsiadły się na trawie
zimne są już ranki i wieczory
jesień pracowicie maluje liście
czerwienią i złotem
a zazdrosny wiatr je obrywa
i rzuca na ziemię
spadają z cichym szelestem
jak westchnieniem
pora odejść
chociaż jeszcze do zimy daleko
przyroda już szykuje się
do zimowego snu
Regina Kantarska-Koper
Wiersz złotojesienny
złotawe słońce klarowny błękit
zdają się sprzeczne z ostrym powietrzem
lecz to nie sprzeczność
a dopełnienie
–
wokoło ciepłe bogactwo liści
w kolorach ognia
żółcie czerwienie oranże pąsy
szkarłaty brązy
ugry i ochry…
–
zbieram garściami te arcydzieła
boskiego Twórcy
–
i więcej Boga w złocie jesieni
niźli w przepychu ołtarzy
***
dzień jak co dzień
nikt już nie pamięta
zmiany daty
–
tylko
z kalendarza
ubywa
kartek
–
na razie powoli
ale wkrótce
coraz szybciej
i szybciej
jak
opadanie
liści
jesienią
Urszula Krajewska-Szeligowska
Listopadowy los liści
Listopad. Lecą liście.
Leciuteńko lądują.
Latawce listopada
Luźniutko lawirują.
–
Litanie, lamentacje,
Leniwy letarg liści
Liturgią listopada —
Lirycznego lutnisty.
–
Listopadzie, ladaco,
Listeczków los labilny.
Lawiną lecą liście.
Litości! Lubże listki!
Bernadyna Łuczaj
Odlot liści
Lecą liście kolorowe i złote,
spadają, oczywiście,
te – co mają ochotę.
–
Niektóre nie spadają
i księżycową nocą
wirują na granacie,
do nieba lecą po coś…
–
Nie chcą się unicestwić,
do gwiazd im spieszno, do Luny.
Nie zniosą, gdyby resztki,
uschły i były… spalone…
–
A te – co dotrą do nieba
– zabawią samego Boga,
mięciutkim dywanem osiądą
przy Jego Najświętszych nogach.
–
A Bóg pospaceruje
po dywanie listkowym,
uśmiech im podaruje
bo to Mu przyjdzie do głowy…
W górę serca
Kartki
z kalendarza spadają
jedna po drugiej
jak liście z drzew
ulatują… donikąd…
lecąc… wirują
–
melancholia
jak mgła się przędzie
między kartkami
dniami wieczorami…
liście co dzień
więcej koloru kupują
spadając kontemplują…
–
płaczą poranną rosą
w drodze na ziemię…
żegnają słonko drzewa
wszystkim szepcą
do widzenia…
–
a nasze serca
nasączone rosą łez
dołują… też…
tylko serca za nic w świecie
nie mogą upaść…
ewentualnie – z marzeniami – odlecieć…
zatem…
w górę serca…
Marek Mozyrski
Pejzaż liśćmi malowany
Każdy z nas jest liściem na wietrze,
Każdy z nas gdzieś spada, szybuje,
Każdy z nas przeszywa powietrze,
Każdy z nas wraz z wiatrem wędruje.
–
Opadamy wirując jak liście,
Wiatr kołysze nas i marzenia,
W kolorycie jesieni, soczyście
Wymieniając z pogodą spojrzenia.
–
Przemierzamy przestrzenie otwarte,
Krótkim dniem i długim wieczorem,
Malujemy swe dusze rozdarte,
Pędzlem czasu i liści kolorem.
–
I powstają przepiękne pejzaże,
Na paletach stworzonych przez życie,
I jesienne powstają też twarze,
Pośród liści ukryte gdzieś skrycie.
–
15.09.2023
Joanna Pisarska
***
ogrzej mnie
jak wróbla
pod kołdrą z liści
–
na zewnątrz słychać
ciężkie kroki mrozu
–
Andrzej Wróblewski
PODOBIEŃSTWO
Los liścia znany jest od zarania.
Rozkwita w ramionach delikatnej wiosny
I upojnego lata.
Życie ziemskie nie ma cechy wieczności.
Wraz z oddechem jesieni
Żegna drzewną matkę.
Spada na ziemię jako cząstka żółtego dywanu.
–
Los człowieka podobny jest do losu liścia.
Rozkwita w ramionach beztroskiego dzieciństwa
I burzliwej młodości.
Jego ziemskie życie też nie jest wieczne.
Jesień życia namawia go do pożegnania
Z matką – Ziemią
Cichnie, jak cząstka znikająca pod mogiłą.
POSŁUSZNE LIŚCIE
Pierwszy dzień jesieni
Przypomina liściom
O końcu ich kariery.
Już dość długo wisiały
Na gałęziach,
Przeglądając się
W promieniach słońca.
Już dość długo kąpały się
W strugach letnich burz.
Czas na finał,
Czas na przebarwienie.
Ziemia czeka.
Jadwiga Zgliszewska
Liście na wszystko
Ukryję łzy
schowam w jesiennych liściach
rudych czerwonych
i złotych – uroczyście
–
ukoję serca żar
ich delikatnym chłodem
złagodzę ból
wśród liści serce schowam
–
a swoje oszalałe
ptakami lotne myśli
ukryję przed złym światem
też wśród jesiennych liści
–
liście…
mgliście i anieliście…
jak dobrze, że jesień
tyle ich niesie
–
a że kocham
tę porę roku
– wdzięcznie mnie obdarza
z końcem kalendarza
–
wiem
gdy nie będzie już liści –
sen najpiękniejszy wyśnię
sen nocy zimowej
o liściach i o mojej
jesieni szczerozłotej…
–
03.10.2010
Mój bukiet jesienny
Układam bukiet z jesiennych liści
sama im symbole przypiszę
niechaj żółte ukazuję przemijanie
bo pora życia
nieuchronnie wskazuje na nie
–
liście kasztanowca i kasztany
to nieprzemijalność
uczuć trwałość
–
pośród innych – palczaste liście klonu
mam do nich słabość
i skłonność
bo kojarzę z miłością
tę czerwoność…
–
wąskie listeczki wierzby
tonują jesienny przepych
dyktują prozę
a może…
to one właśnie mają
do powiedzenia najwięcej?
jak codzienność
jak ludzka praca
i ręce…
–
no i koniecznie
szyszki chmielu
co wspinając się i spadając
– zwiódł już tak wielu
ale w bukiecie znakomicie
obrazuje życie!
–
dokładam gałązki tarniny
obowiązkowo
niech uzupełnią
moją wiązankę jesienną
cierpkością owoców
barw fioletem
i niejednym kolcem
–
co szpilą ukłuje
do krwi
–
połknę jej krople
gdy życie kpi i drwi
– wtedy wetknę dębowy liść
brunatny
niech koi ból… twardziel!
ale
nie był to końcowy akord
o nie!
–
jest jeszcze wśród drzew i zieleń…
wetknę te liście tu i ówdzie
równomiernie
niech ożywiają bukiet
i ślą nadzieję…
–
15.10.2011
fot. pixabay.com