SZAROŚĆ…

Nie ma bieli… nie ma czerni…
Brak jasności… brak ciemności!
A i barwy… jak wyprane…
Brak po prostu w nich… ostrości!

Wszystko takie… mdłe po prostu…
Takie jak… w oleju flaki!
Człowiek też jak… z krzyża zdjęty…
Czyli również… byle jaki!

Ni to syty… ni to głodny!
Nie wesoły… i nie smutny!
Ani głupi… ani mądry!
Taki… średnio-rezolutny!

Nie ma z czego więc się… cieszyć…
A i płakać… brak powodu!
Jednym słowem… wegetacja!
Która wpędza nas… do grobu!

Czy coś zmieni się… w przyszłości?
Czy zakwitnie świat… barwami?
Bardzo tego wszyscy… chcemy!
Bo szarości… przesyt mamy!

JEŚLI CHCECIE…

Jeśli chcecie… mieszkać w lesie…
I garściami jeść… powietrze?
Inhalować… swoje płuca…
Które smog wdychają… w mieście?

Jeśli chcecie… pić aromat…
Z czarnych jagód… malin… jeżyn…
I się kąpać w leśnej… ciszy…
W okolicach… Białowieży?

Jeśli chcecie… słuchać arii…
…Żubrów… łosi… i jeleni…
Jak śpiewają… do panienek…
Gdy czas biegnie… ku jesieni?

O owocach… grzybach… ziołach…
Muszę wspomnieć! Bo… wypada!
Jest ich w puszczy… skolko choczesz…
I nie żadna w tym… przesada!

Jeśli chcecie? Przyjeżdżajcie…
…Powitamy was tu… miło!
To co u nas… przeżyjecie…
Będzie wam się… długo śniło!

A GDYBYM…

A gdybym miał znów żyć… od nowa…
To tylko z rodziną… tą samą!
Z siostrami… bratem i dziadkiem…
Z ojcem wspaniałym… i mamą!

Przeszłość wspominam… wspaniale…

A pamięć mam dobrą… z reguły!
Na wszystkie jej zmiany… etapy…
Byłem i będę wciąż… czuły!

A gdybym miał znów żyć… od nowa…
To szedłbym drogą… tą samą!
Prostą! Porządną! Uczciwą!
Z moją rodziną… kochaną!

Wrodzona pokora… i skromność…
Jak również… inne zalety…
Znów mi… przysporzą przyjaciół…
Nie mogę żyć bez nich… niestety!

A żona… dzieci… wnuczęta?
W tej sferze nie widzę… też zmian!
Czy wiersze… znowu bym pisał?
Oj! Nie wiem! A z osła coś mam?

CHCIAŁBYM WIERZYĆ…

Chciałbym wierzyć… jak nie wierzę…
W to… że jeszcze będzie pięknie!
Że nienawiść… międzyludzka…
Jak mydlana bańka… pęknie!

I… że miłość zapanuje…
Tu i tam! Po prostu… wszędzie!
A radością… wspomagana…
Całą Ziemią… rządzić będzie!

Nie! Nie mam takiej… wyobraźni!
Rozum mój nie trawi… tego!
Całą ludzkość… wyprostować…
Może tylko coś… świętego!

Lecz się na to nie… zanosi…
Bo i święci jacyś… ślepi!
Może sobie… śpią w najlepsze…
Kiedy biedna ludzkość… cierpi?

Czy wątpicie w moją… wiarę…
… I w te moje… przypuszczenia?
Jeśli tak! To… zobaczycie…
Jak spełniają się… marzenia!

To nie groźba… i nie szantaż!
Życie znam jak… własną kieszeń!
Chciałbym wierzyć… jak nie wierzę…
O tym w wierszu tym jest… przecież!

RAZ PASŁEM KROWY…

Pędzę krowy… na pastwisko…
Nie! Nie swoje… całej wioski!
Moja jest tu… tylko jedna…
Ta czerwona… rasy polskiej!

Krowy przodem… ja za nimi…
Szkoda… że mi pies gdzieś przepadł!
Stado wzbija… kurz na drodze…
Czuję się jak… kura ślepa!

Wkrótce pot… zalewa oczy…
I po twarzy… do ust spływa…
Próbowałem… smak ma słony…
A i mdły jest jak… oliwa!

Ściana kurzu wciąż… przede mną…
Już zaczyna kręcić… w nosie…
A po chwili kicham… prycham…
Brudny jestem też… jak prosię!

Jeszcze jakieś… dwieście metrów…
I nareszcie na… pastwisku…
Kurz gdzieś zniknął… krowy muczą…
Przeżuwają trawę… w pysku…

Tylko ja… sierota biedny…
Nos zatkany… pluję błotem…
Nie! Pasać krów… nie będę więcej…
Wolę inną już… robotę!

Wiesław Lickiewicz