Ja – róża niczyja. Samotność w kilku odsłonach

Samotność… Nieodłączna i wierna towarzyszka całego mojego życia. Jakby była mi przypisana jakimś boskim rozporządzeniem. Singielką jestem od zawsze, a mieszkam i żyję samotnie od zakończenia studiów. Samotność to mój permanentny stan, mój status społeczny. Co może napisać o samotności taka osoba? Otóż niekoniecznie zbyt wiele, albowiem na obecną chwilę położenie owo nie jest już tak cierpiętnicze, dołujące, dotkliwe. Ale na przestrzeni przeżytych lat bywało różnie.

Odsłona trzecia. Niczyja róża – samotność i proza życia

Moje serce jest samotną i usychającą różą
której płatki opadły – kolców ciągle dużo
no bo to co złe zostaje – a dobre przemija
po co komu kwiat bez płatków?
ja – róża niczyja…

Tytuł niniejszej opowieści jest frazą zaczerpniętą z powyższego wiersza własnego, napisanego przed laty. Bycie „niczyją” bywało bardzo gorzkie. Oczywiście przede wszystkim ze względu na brak ukochanej osoby. Ale nie bez znaczenia pozostawały też względy praktyczne. Prowadzenie jednoosobowego gospodarstwa domowego jest trudem samym w sobie. Ponadto i kosztuje więcej. Trud ów w żadnym stopniu nie dzieli się na ileś osób, wszystko trzeba dźwigać samemu. Żyjąc samotnie, nie mogłam liczyć na żadną męską pomoc. Koledzy byli w związkach, zaś sąsiedzi? Jako mieszkanka Domu Nauczyciela prawie ich nie posiadałam. Wiadomo wszakże, jak sfeminizowany to zawód. Ani z kim coś ustalać wzajemnie, ani komu wyżalić, czy choćby podyskutować, wymienić poglądy. Ani nikogo najbliższego, komu można całkowicie zaufać oraz na kim polegać, Nie bez problemu były i samotne noce. Ani do kogo przytulić, usłyszeć czułe słowa, ani… wiadomo! Miałam również normalne potrzeby ze strony ciała. Pisałam o swojej udręce:

Nie dostrzeżesz łzy
pospiesznie zgarniętej
latawcem prześcieradła
w nieprzezroczystości nocy

pragnienie
nienawykłe dotyku
bez spalania
usycha na popiół

Proza codzienności też jednak nie zawsze służyła singielce. Oto przykładowe wbicie gwoździa w ścianę, wkręcenie żarówki, położenie lub zdjęcie czegoś z wysoka i mnóstwo innych tego typu pozornie drobiazgów – czasem zatruwały życie. I tak jest do dzisiaj. Teraz jestem emerytką. Schorowaną. Już nie wspomnę o oczekiwaniu na podanie przysłowiowej łyżki wody. Ale bez przerwy kogoś potrzebuję do pomocy, prawie przy wszystkich pracach. Ktoś przychodzi regularnie do sprzątania, oczywiście odpłatnie. Na szczęście mam dobrze opanowany internet i sprawnie się nim posługuję, dzięki czemu załatwiam wiele spraw urzędowych (bo posiadam elektroniczny podpis) oraz dokonuję absolutnie wszystkich zakupów, z produktami spożywczymi włącznie. Proszę kurierów, by mi je wniesiono. Zawsze jakiś napiwek dostają. I tak ciągnie się samotne życie emerytki przed siedemdziesiątką.

Odsłona czwarta. A kiedy przychodzi choroba…

Samotność dokuczała dotkliwie również podczas nierzadkich hospitalizacji. Do innych pacjentów wędrujące szpalery rodzinne, a osoby samotne w szpitalu rzadko kto odwiedza. Akurat rodzinę miałam daleko i – nie będąc w ciężkim stanie – nigdy nie pozwalałam im nawet na takie wymuszone odwiedziny. Szczerze mówiąc, wizyty te były mi wręcz… zbędne. A jednak było jakoś nieswojo i gdzieś tam pobolewało serce, że przy moim łóżku nieodmiennie pustka.

a jednak trochę przykro gdy widzę
odwiedzających przy każdym łóżku
niby zbędne mi takie wizyty
lecz wtedy cicho skrada się smutek…

Tak się boję kolejnych chorób i niedyspozycji zdrowotnych, a tu rach, ciach i oto we wrześniu 2022 rano, kiedy rozcinałam nożem torebkę z mieszanką chlebową, aby upiec chlebek na późne śniadanie, przecięłam sobie palec. Krew leci bez opamiętania, już przesiąka ręcznik! Ostatkiem możliwości manualnych przywołuję telefonicznie siostrę. Ta przynosi mi opatrunki i wodę utlenioną, ale rana nie przestaje krwawić obficie. Nie ma co dzwonić na SOR, bo przy tamtych kolejkach, to zejdzie się wiele godzin. Siostra pomaga się ubrać, dzwoni po taksówkę. Jedziemy do poradni chirurgicznej we wskazanej przychodni. Nic strasznego, tylko ogląd rany, zszycie palca, opatrunek. Bagatela! Ale pomijając nieoczekiwane wydatki, to też kolejne ogromne niedogodności. Dojazdy taksówkami na zmiany opatrunku, środki do odkażania, opatrunkowe do ochrony zranienia przy pracach domowych. Ale to i tak nic w porównaniu do tego, co mnie czeka już w zaledwie cztery dni po zdjęciu szwów.

Oto dosyć późnym wieczorem na samym początku października 2022 zaparzyłam sobie olbrzymi kubek herbaty i niosłam go z kuchni do salonu, aby postawić na brzeg stolika, do którego ledwie sięgałam przez szerokość fotela. Na którym następne siadam. Nieporadność ruchowa powoduje, że strącam przy tym na siebie calutką zawartość naczynia z wrzątkiem! Co najmniej pół litra, bo kubek ma pojemność 0,75 litra. Auuu! Niewyobrażalny ból, krzyk, jęk! Nie wołam nikogo uznając, że to za późna pora. Kilkanaście minut, po ściągnięciu odzieży, wytrzymuję pod zimnym prysznicem. Potem smaruję się olejem, biorę tabletki przeciwbólowe, jęczę i się zwijam w różnych pozycjach i na rozmaitych sprzętach. Kiedy odrobinę ból sfolgował, kładę się na kanapie pod prześcieradła, biorę środek nasenny i chorobliwie usypiam na 3-4 godziny. Po przebudzeniu, już prawie bez bólu, oglądam stan swego ciała. Na prawym biodrze i wokół niego mam nieregularny, galaretowaty owal o średnicy około 30 centymetrów! Widok odrzucający. Purpurowy, siniejący, zsunięte w różnych kierunkach fałdki naskórka, widoczne gołe mięśnie. Siostra dostarcza pierwsze medykamenty. Tylko na przetrzymanie i to zaledwie kilku godzin. Pęcherze kolejno pękają, rany się zaogniają, ból i pieczenie – wzmagają. Wszyscy krzyczą: do lekarza! A ja się upieram, widząc rozległość i głębokość ran. Bo mam podstawy sądzić, że przy tych rozmiarach zechcą mnie leczyć w szpitalu. Wmawiam, że nie mogę sobie na to pozwolić, bo w rodzinie akurat nikt nie może zaopiekować się moim psem. Wiem zaś dokładnie, jakie są ceny za pobyt pupila w specjalnym hotelu. To miejsce zdecydowanie dla bogaczy. Ja pozostanę ze swoją sunią, a leczyć się usiłuję, opierając diagnozę i porady o wiedzę pozyskaną w… internecie! Całe otoczenie grzmi, a ja upieram się przy swoim, że wyleczę oparzenie sama. W skrytości ducha zaczynam się martwić. Ból, otulanie rany chustami czy zwykłymi ściereczkami, to niewygoda ze względu na ich uporczywe zsuwanie się. No i ten brak efektu… Pogłębiam wiedzę o rozległych oparzeniach i natrafiam na informację o nawilżających opatrunkach żelowych. Ze względu na rozległość oparzenia, uznaję za najwłaściwsze ich zakup. To niezwykle drogie opatrunki. Wiele setek złotych upłynnię, zanim doprowadzę ranę do stanu dającego nadzieję na zagojenie. Blizny wprawdzie jakieś zostaną, ale w tym miejscu to bez znaczenia. Mija sześć tygodni, kiedy po raz pierwszy prześpię noc w łóżku, a nie na fotelu. Wcześniej – to zaledwie „spędzanie nocy”, a nie żadne spanie! Oczywiście nie daję rady zmienić sobie opatrunku na ranie w tym akurat miejscu. A jej powierzchnia też wymaga sporo trudnych ruchów. Moja siostra, choć i ona akurat sama jest mocno niedomagająca, ale zmienia mi codziennie zaopatrzenie moich ran. W placówce ochrony zdrowia zrobiono by mi to zapewne bezpłatnie, choć już o specjalistycznym opatrunku za darmo nie jestem przekonana. Raczej przeciwnie. Zresztą nie ma o czym pisać, bo nie zdołałabym ani się ubrać, ani wsiąść do taksówki. Wszystko to trudne, ale taka jest rzeczywistość. Metodą prób i błędów, ogromnego bólu, niewygody, spania w fotelu i innych niedogodności – dopięłam swego. Kilkutygodniowe leczenie stanu po oparzeniu zakończone sukcesem Gdybym nie była sama, wszystko wyglądałoby inaczej. Gdyby…

Odsłona piąta. Starość moja samotna

starość skrada się bezczelnie
i nachalnie mnie osacza
nic nie pocznę na kolejność
co wynika z kalendarza

Co by nie powiedzieć – samotność ma różne oblicza. Napisać, że każdy inaczej swoją samotność przeżywa, jest truizmem. Ba, każdy może doświadczać samotności innego rodzaju, dlatego głębia i sposób przeżywania oraz radzenia sobie z nią też będzie różny. Raz mamy do czynienia z samotnością wywołaną brakiem obecności bliskiej osoby tuż obok i pozbawieniem intymnej relacji. Ale bywa i tak zwana samotność w tłumie, spowodowana innością, stanem zdrowia, niezrozumieniem przez innych, brakiem współgrania z nimi, wyobcowaniem i wykluczeniem społecznym, alienacją. Taka samotność potrafi być o wiele bardziej dokuczliwa od rzeczywistej, tylko „fizycznej”. Bohater bajki wszechczasów – Mały Książę – mówił: „Wśród ludzi jest się także samotnym” i jest to chyba samotność najokrutniejsza. Takiej właśnie boję się najbardziej. Bo tę rzeczywistą, „namacalną”, znoszę jakoś. Wszakże samotność samotności nierówna. Raz jest gorzej, raz lepiej, ale przecież zdecydowanie dostrzegam jednocześnie i zalety życia w pojedynkę. Ale to temat na odrębną opowieść.

zegar bije za szybko
słońca zachód
zapada zbyt wcześnie
serce bije za cicho

starość moja samotna
… a niech ją licho!

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok