JESIEŃ ZMIENIA ŚWIAT

Jak się zmienia świat jesienią…
Widzę to na własne oczy…
Słońce niżej na orbicie…
Więc i dłuższe są już noce!

Zmrok zapada też gwałtowniej…
Nie tak jak o letniej porze…
Gdy wybijał zegar północ…
A widziałeś słońca zorzę!

Łąki jeszcze się zielenią…
Choć nie bardzo mają komu…
Bowiem zioła już ktoś zerwał…
I je suszy gdzieś w swym domu!

Tu i ówdzie liść opada…
Na posłanie z suchych traw…
Gdzieś wysoko w drzew koronach…
Zatrzepotał jakiś ptak!

Jest mi smutno… tak po prostu…
Jesień mi zabrała wszystko…
Po kryjomu… łzę ocieram…
Patrząc na to… cmentarzysko!

LATO ODCHODZI

Lato powoli odchodzi…
Ogląda się jeszcze za siebie…
Spogląda również po bokach…
Marszcząc swą twarz jakby w gniewie!

Czyżby coś zapomniało?…
Coś czego żal mu zostawić?…
Może więc jeszcze zawróci…
I nas przed jesienią ocali?…

Płonne to były nadzieje…
Nic się takiego nie stało…
Gdy tylko znikło za progiem…
Jesiennym chłodem powiało!

Wiatr nagle przybrał na sile…
Aż porwał spod drzew suche liście…
Rozpoznałem później je w parku…
Wy zresztą… też tam byliście!

Nie będę z jesienią się szarpał…
Bo nic nie wskóram na pewno…
Mniej więcej wiemy jak będzie…
A będzie mokro! I zimno! I ciemno!

JUŻ OPADAJĄ

Choć dopiero jej początek…
Lecz już daje znać o sobie…
Nie folguje lecz przyśpiesza…
Widzę to na swym ogrodzie!

Moje drzewa owocowe…
Już zaczęły liście gubić…
Na co patrzę z kwaśną miną…
Ma więc jesień czym się chlubić?

Nie mam więc powodu wcale…
By ją chwalić i hołubić…
Chociaż ma pozytyw… jeden…
Któż soczystych grusz nie lubi!

A te złocą się na drzewach…
Prosząc wręcz wyglądem swoim…
By je zrywać delikatnie…
I najadać się do woli!

Bo gdy spadną nieopatrznie…
Nawet w gęstą miękką trawę…
Owoc ten swój wygląd zmienia…
A to nam zamyka sprawę!

Mam na myśli gruszkę klapsę…
Jak i pyszną konferencję…
Przez nie jesień… toleruję…
I wyciszam swe pretensje!

NIC NA SIŁĘ

W pojedynkę nic nie zrobisz…
A jak zrobisz… to niewiele…
Cały tydzień więc harujesz …
By odpocząć móc w niedzielę!

Nawet Pan Bóg jak Świat tworzył…
To zajęło Mu… dni sześć…
W siódmym dniu odpocząć musiał…
By nazajutrz siłę mieć!

Jak jest dzień… być musi noc
Upał z mrozem jest za karę…
Jest kobieta… jest też facet…
Płcie przeciwne… tworzą parę!
Plus z minusem… daje plus…
Znaki więc się przyciągają…
Rzecz się ma podobnie z dobą…
Noce z dniami się stykają!

Nic na siłę moi drodzy…
Jak jest  „za”… to jest i „przeciw”
Antonimy są od zawsze…
Jak coś spada… inne leci!

Trochę żartem… trochę serio…
Przybliżyłem znane sprawy…
Ale bardziej… obrazowo…
Tak po prostu… dla zabawy!

SZALEŃSTWO CZY GŁUPOTA?

Czy szaleństwo jest głupotą?
Czy głupota jest szaleństwem?
Często słyszę to pytanie…
I go zbywam wciąż przekleństwem!

Temat trudny… choć ciekawy…
Ale każdy go unika…
Czyżbym miał takiego pecha…
I wciąż trafiam na cynika?

Może wy mi adres dacie?…
Do tych mądrych profesorów…
Którzy ponoć… wszystko wiedzą…
I wydadzą werdykt sporu!

Niech się w końcu też określą…
Czy szaleństwo… to głupota!
Jeśli nie… to szukam dziury…
By wypędzić z głowy kota!

I przed sobą mieć alibi…
Że jest dobrze i… że w normie…
Bowiem dzisiaj tego nie wiem…
Czy zawierzyć… mam reformie!

Pewnie chcecie wiedzieć… której?
Więc na koniec już wam powiem…
Że mi chodzi o rolnictwo…
Bo wciąż jemy drożej… a gorzej!

Wiesław Lickiewicz