PIĘKNOŚĆ Z NIEBA

Słońce miałem tuż za sobą…
I zza chmur już wyzierało..
Drobny deszczyk… padał jeszcze…
Niechaj pada… wody mało!

Mówiąc słowa te do siebie…
Odwróciłem lekko głowę…
Ale to… co wnet  ujrzałem…
Odebrało… aż mi mowę!

Zobaczyłem tuż nad ziemią…
Piękność taką… jakich mało…
Bo choć lat przeżyłem sporo…
Serce w piersi bić przestało!

Tuż nad głową w łuk wygięta…
Skrzy się w słońcu barwna tęcza…
Od czerwieni… aż po fiolet…
Wewnątrz złotych róż naręcza!

Już je nawet dotknąć chciałem!
Wyciągałem po nie ręce…
Aż tu nagle… jak wiatr dmuchnął…
Nie widziałem tęczy więcej!

Zastanawiam się czasami…
Nad kruchością pięknych rzeczy…
Bo te brzydkie są najtrwalsze…
Czy ktoś tezie mej… zaprzeczy?

CHWILKO POCZEKAJ

Zawołał za mną ktoś kiedyś…
Zaczekaj chwilkę kolego!
Stanąłem wówczas jak wryty…
Czyżbym mu zrobił coś złego?

Spoglądam więc na człowieka…
Jak na jakiegoś dziwaka!
Przez głowę myśl mi przebiegła…
Że pewnie szykuje się draka!

Dłoń prawą zwijam już w pięść…
Lewą jak gardę podnoszę…
A ten ktoś… szczerzy swe zęby…
I śmiejąc się mruczy pod nosem!

Mruczy pod nosem me imię…
Co zrozumiałem natychmiast…
Musi więc znać mnie skądinąd…
Ten wołający turysta!

Choć jego głos jest znajomy…
Nie mogę twarzy przypomnieć…
Ale te oczy?… ta mina?…
Te jego łapy ogromne?

Gdy jego dłoń uścisnąłem…
Wszystko już o nim wiedziałem…
To mój kolega z technikum…
Z którym w ławce siedziałem!

Wspomnieniom końca nie było…
Choć pękło ponad pięć dekad…
Tematów wspólnych… aż miło…
Nie odchodź chwilko… poczekaj!

DO WAS RODZINO

Ojcze… Mamo… Bracie… Siostry…
Często do Was ślę swe myśli…
I ocieram łzy gdzieś w kącie…
Marząc… że się z Was ktoś przyśni!

Chociaż dobrze znam Wasz adres…
Bóg jest przecież tylko jeden…
Wiem też… że jest Wam Tam dobrze…
Bo jesteście wszyscy w Niebie!

Piekło Was już nie dotyczy…
Za co Bogu… wielkie dzięki…
Ja tu jeszcze… zostać muszę…
Bo do Nieba… są kolejki!

Lecz ja do Was nie w tej sprawie…
Życie ziemskie dobrze znacie…
Piszę bo… za Wami tęsknię…
Ojcze… Mamo… Siostry… Bracie!

Mam Was tylko na cmentarzu…
Oraz na pożółkłych zdjęciach…
Ale gdy się już… spotkamy…
Nie wypuszczę Was z objęcia!

ZACHŁANNOŚĆ

Niewątpliwie zła to cecha…
Jedna z bardziej obrzydliwszych…
A widoczna jest najczęściej…
Gdy dotyczy osób bliższych!

To nie werwa… kreatywność…
Lecz pazerność ponad wszystko…
Jest to coś… co rośnie w ustach…
Z których później pachnie brzydko!

Czy tę cechę można zmienić?
Bardzo wątpię…- odpowiadam!
Ograniczyć! To i owszem…
I jest na to… nawet rada!

Jeśli jesz… jedz mniejszą łyżką…
I dokładnie żuj zawartość…
Wielką łychą… niebezpiecznie…
Bo udławić się… dość łatwo!

To powyższe porównanie…
Przytoczyłem ku… przestrodze…
Pożądanie ponad normę…
Oprócz ciebie… wszystkich bodzie!

GORZKA SŁODYCZ

Tytuł brzmi jak oksymoron…
Przeciwstawne dwa wyrazy…
Jest przymiotnik… jest rzeczownik…
Czyli styl normalnej frazy?

Oj! Taki zwykły to on nie jest…
Kiedy wiemy o co chodzi…
Mam na myśli zapach lilii…
Który w swym nadmiarze szkodzi!

Zapach cudny… przeuroczy…
Słodki jak… najsłodsza słodycz…
A jej barwa kwiatostanu…
To najwyższy szczyt… urody!

Lecz powrócę do zapachu…
Aromatu jak kto woli…
Chcę tym wierszem przestrzec innych…
Przed wdychaniem słodkiej woni!

Zapach działa alergicznie…
Na zwierzęta… i na ludzi…
Wąchaj lilie… lecz z umiarem…
Tak byś później się… obudził!

Wiesław Lickiewicz