Dzikie kaczuszki

Jeszcze w piórach jak puch miękkich.
Z zielonymi wciąż dziobami…
Wyglądają jak maskotki,
Które wszyscy uwielbiamy…

Jeszcze małe i naiwne…
Nieświadome swojej roli…
Lecz z instynktem siły życia…
Który pcha ich w stronę dłoni.

Na ich widok wzrok nam mięknie…
Uśmiech jawi się na twarzy…
Jak im nie dać… szczypty chleba…
Skoro nas tak proszą pięknie?

Wiemy że… robimy źle…
Ale jak się mamy wstrzymać…
Kiedy ptaki głodne są…
A ty syty je omijasz?

Już na wiosnę moi mili,
Te kaczuszki złożą jaja…
W gniazdach zaczną młode kwilić…
I cykl życia się powtarza.

Aby wiersz zakończyć puentą…
I pożegnać się w symbiozie…
Powiem Wam kochani tyle…
Ptaki karmić każdy może…

Ale tylko i wyłącznie…
Podczas ostrej śnieżnej zimy.
Wiosną, latem i jesienią…
Dzikich ptaków nie karmimy!

Życie to kronika

Wiosna w sercu, radość życia…
Choć na karku ciążą lata…
Nie mam nic już do ukrycia…

Oraz nie chcę zmieniać świata!

Jest mi dobrze tu i teraz…
O przyszłości nie chcę myśleć…
Ale przeszłość chcę uprzątnąć,
Jak jesienią suche liście…

Każdy okres w naszym życiu,
Pisze nam kronikę swoją…
Więc musimy co czas jakiś…
Zrobić miejsce na tą nową…

Nową… czyli przyszłość naszą,
Której poznać nie możemy…
Ale za tą napisaną…
Tobie Boże… dziękujemy!

Połczyn leczy…

O połczyńskich uzdrowiskach,
Wiem już teraz… prawie wszystko…
Są wspaniałe, mówię Wam…
Za nie rękę uciąć dam…

O kąpielach i masażach
Takich jak tu, każdy marzy…
A z borowin czarne błoto…
Droższe jest… niż czyste złoto!

Jednym słowem, słowa dwa…
Połczyn Zdrój o zdrowie dba.
O jedzeniu, nie wspominam
I milczeniem go pomijam.

O czystości i higienie,
Którą sobie bardzo cenię…
Powiem Wam kochani tyle…
Będę ją wspominał mile.

Aby całość podsumować…
Muszę użyć takie słowa…
Do Połczyna śmiało jedź!
Jak chcesz super zdrowie mieć…

Nie wiesz… milcz!

Kiedy nie wiesz o co chodzi…
Nie otwieraj nigdy ust.
Możesz sobie tym zaszkodzić…
Że aż ci wyrośnie guz.

Lepiej pomilcz i posłuchaj…
O czym mówią mądrzy ludzie…
Może czegoś się nauczysz?
I zdobędziesz trochę wiedzy?

Wiek nie chroni przed głupotą…
Broda też nie czyni… mędrcem…
Wiedzę zatem chłoń z ochotą…
Do nauki podchodź z sercem!

Poranne spacery

Krok za krokiem bez pośpiechu…
Idę drogą pośród pól…
Jest poranek, wschodzi słońce…
We wsi pieje pierwszy kur!

Zza pagórka słońca promień…
Ostry jak żniwiarza kosa…
Coraz większy krąg zatacza…
Popijając krople rosy.

Łan pszenicy oraz żyta…
Jakby w geście powitania…
Kłosy z wąsem do mnie chyli…
I z wdzięcznością mi się kłania.

A po drugiej stronie drogi…
Na pachnącej ziołem łące…
Barwny pazik w swoim stylu,
Już nad złotym astrem tańczy.

Rozbiegane moje oczy…
Chcą ogarnąć cały świat…
Ale jest on tak uroczy,
Że z pewnością zbraknie lat…

Ale jutro wczesnym świtem…
Krok za krokiem bez pośpiechu..
Będę znów szedł polną drogą…
Podziwiając świat z uśmiechem.

Wielkie dzięki

Dzięki Panu Trojankowi,
Cyganowi z krwi i kości…
Połczyn Zdrój z biesiady słynie
I ze szczerej gościnności…

On wrażliwym swoim sercem…
Wciąż wspomaga chore dzieci…
Którym dzięki jego środkom…
Słońce im radośniej świeci…

A co tyczy się biesiady…
Trwała do białego rana…
A cygańskie śpiewy, tańce…
To… duchowa uczta dla nas!

Dolina Trzech Stawów

Nikt już dzisiaj nie pamięta…
Jak powstały te trzy stawy.
Tylko w starych dokumentach
O nich jakieś są przekazy…

Ktoś te stawy jednak stworzył…
Myślę, że natura sama…
Piękną pracę wykonała
I potomnym przekazała.

Obok płynie rzeczka Wogra…
Można rzec, że na ich styku…
Której wody przez Parsętę,
Płyną również do Bałtyku…

O roślinach tu rosnących…
Można pisać epopeje…
Wspomnę choćby o kaczeńcach.
Których kwiat się do nas śmieje…

I rabaty tworzy w wodzie…
Razem z lilią śnieżnobiałą…
Czasem nawet tańczą tango…
Przytulając się dość śmiało.

Nawet wonny pan tatarak…
Informuje dookoła…
By uważać na to miejsce…
Błoto sięga tam do kolan.

Kaczki, płazy i łabędzie…
Są zjawiskiem codzienności.
Jak nie wierzysz… jesteś w błędzie…
Połczyn słynie z gościnności!

Ta Dolina Stawów Trzech…
Jest natury fenomenem!
Nie być tu… to wielki grzech…
Przyjedź więc za wszelką cenę!

Wiesław Lickiewicz