Dwa razy w roku media obwieszczają, że tej nocy śpimy albo o godzinę dłużej, albo o godzinę krócej. Choć tak naprawdę to niedorzeczność, bo każdy śpi tyle, ile chce i może. Często słyszymy o godzinie „zyskanej”. Znacznie rzadziej spotykamy się z określeniem o godzinie „traconej”. W rzeczywistości nic z tego realnie nie ma miejsca. Skąd więc i po co nam te informacje?

Dwa budziki. Pierwszy, biały, na podłożu z wiosennych kwiatów, wskazuje godzinę trzecią. Drugi, czarny, ze wskazówkami na godzinie drugiej – stoi na śniegu, a u podnóża – świerkowa gałązka

Jako pierwsi zmianę czasu wprowadzili Niemcy w kwietniu 1916 roku, przestawiając zegarki o godzinę do przodu. Za nimi poszli następni europejczycy. Sam pomysł wprowadzenia sezonowej zmiany czasu zakładał, że mogłoby to wpłynąć pozytywnie na gospodarkę. Wiązano nadzieje z bardziej efektywnym wykorzystaniem światła słonecznego. Nikogo wtedy nie interesowało, jaki ma to wpływ na organizmy ludzkie i zwierzęce. A jak się okazało, ma zdecydowanie negatywny. Albo też ile perturbacji spowoduje w obszarze logistycznym. Ot, choćby w rozkładach jazdy pociągów i lotów samolotowych. Aż dziwne, że nie dało się dotąd słyszeć o jakiejś katastrofie związanej z owymi zmianami. Ale na pewno same zabezpieczenia tychże wymagają licznych zabiegów i pochłaniają znaczne koszty.

Tak więc kiedy kończy się październik lub marzec, każdy chce znać dokładną datę „przełomowej” nocy. Po co? Dobre pytanie, wszak następnego dnia rano miażdżąca większość może spać dowolnie długo, bo jest to akurat zawsze niedziela. I tak kręci się od dziesięcioleci karuzela zmian czasu, ale tylko tego, który wskazują zegary. Czas jest bowiem tylko jeden, wciąż ten sam, i płynie nadal w jednym kierunku. Jedynie ludzkie kaprysy uznają, że można gmerać w tym, gdzie wszelkie mieszanie do niczego dobrego nie prowadzi. Nikt nie ma mocy, by cofnąć czas choćby o ułamek sekundy. Nie ma takiej siły mogącej go zatrzymać. I tylko podrzędne media prześcigają się chwytliwych tytułach, aby zwabić czytelnika na rzekomego newsa. 

Ale nic z tego, do zmian przywykliśmy i przestawianie zegarków dwa razy w roku weszło nam w krew. Datę ich również na ogół pamiętamy. Choć raz zdarzyło mi się zapomnieć. Zresztą nie tylko ja jedna się nabrałam, bo gros ludzi ma na swoim koncie mniejszą czy większą „wpadkę”, związaną z dwukrotną zmianą każdego roku położenia wskazówek zegara. Pewna moja znajoma ze wsi poszła trzy kilometry w ciemnościach na poranną mszę świętą, by… czekać zmarznięta całą godzinę pod zamkniętym kościołem! Zaś moja nieżyjąca ciotka z Warszawy przejechała przez pół stołecznego miasta do pracy w przedszkolu, zastając zatrzaśniętą bramę. I ledwo udało się jej przywołać dozorcę, by wpuścił na teren placówki. Zakładam, że więcej było spóźnień, ale te – jako mniej spektakularne – rzadziej zostawały w pamięci. Wszystkie jednak miały miejsce przed dziesiątkami lat, bo obecne czasomierze elektroniczne raczej nie pozwolą na taki błąd.

Chociaż do zmian czasu dawno przywykłam, to nieodmiennie śmieszy mnie zapowiedź, że oto dzisiejszej nocy przestawiamy wskazówki zegara z trzeciej na drugą, innym zaś razem – z drugiej na trzecią. Tak jakby ktoś miał specjalnie czuwać w środku nocy, aby lecieć w te pędy do swoich czasomierzy i je przekręcać. Albo, co gorsza, budzić się ze snu jedynie po to. Zwłaszcza, że obecnie zdecydowana większość to chronometry elektroniczne, które przestawią się automatycznie. I nawet jeśli by ktoś zapomniał, to dowie się o tym natychmiast po przebudzeniu w „nowej rzeczywistości”.

Zmiana czasu od lat budzi wiele emocji i kontrowersji. Ma tak samo zwolenników jak i przeciwników. Wiele osób zastanawia się, czy przestawianie zegarków w ogóle jest konieczne i czy przynosi więcej korzyści czy strat. Pod uwagę brane są takie kwestie jak oszczędność energii, ilość światła słonecznego, czy wpływ zmiany czasu na nasze samopoczucie i zdrowie. Sama zmiana czasu może być dużym obciążeniem dla wielu osób. Szczególnie dzieci, starszych i chorych. Zegar biologiczny każdego z nas nie od razu przyjmie tę zmianę, a ma to niebagatelne znaczenie w zawodach, gdzie od stopnia uwagi zależy np. bezpieczeństwo pasażerów w transporcie zbiorowym. 

Przed wybuchem pandemii Unia Europejska rozpoczęła prace nad przepisami, które mogłyby doprowadzić do zniesienia zmiany czasu w krajach UE. Od tej pory często pada pytanie, czy to już ostatnia zmiana czasu? Okazuje się jednak, że prace UE zostały zawieszone na najbliższe 5 lat (2022-2026). Polska od początku popierała i popiera dyskusję na forum UE na temat odstąpienia od zmian czasu. Niestety, po wystąpieniu pandemii Covid-19 zarówno w Polsce jak i w pozostałych krajach UE działania te zostały wstrzymane. Czy sami Polacy są za zmianą czasu? Z licznych badań wynika, że Polacy opowiadają się za zaniechaniem zmian czasu i pozostaniem przy czasie letnim. Tak uważa aż 80 procent ankietowanych.

Ja nie mogę się doczekać zaprzestania zmian. Mam z nimi trochę kłopotu, bo mój pies swoje rytuały odprawia zawsze „po staremu”. A ja chciałabym przestać markować po nocach i wstawać rześko jak skowronek o świcie. Tymczasem stoimy właśnie w obliczu zmiany czasu z letniego na zimowy, która w roku 2023 wypada w nocy z 28 na 29 października, czyli w ostatni weekend tego miesiąca. Ale…

 […]
ani go nie ujmie ani dołoży
w październikowe dni ostatecznie
co niby doda dzisiejszej nocy
wiosną odbierze swoje koniecznie
póki co jednak – cieszą się śpiochy
a gwiżdżą na to kotki i pieski…
[…]

Co roku jak bumerang powraca pytanie, czy to już ostatnia zmiana czasu i czy w ogóle jest ona konieczna. Nie da się jednak ukryć, że większość pragnie pozostania przy czasie letnim. Najprawdopodobniej więc przed nami jeszcze kolejna zmiana czasu, na wiosnę. Czy będzie ostatnią?

zdjęcie: pixabay.com

Jadwiga Zgliszewska
Podlaska Redakcja Seniora Białystok