Rozwód po srebrnych godach. Kiedyś nie do pomyślenia, a dziś coraz więcej par decyduje się na zakończenie długoletnich związków. Z czym to się wiąże? Na pewno nie z metryką, bo ona w kwestiach uczuć nie powinna mieć znaczenia. 

 

Zdenerwowane małżeństwo patrzy sobie w oczy, fot. freepik.com

Miłość aż po grób – na dobre i złe. Taka wizja małżeństwa jest przypisywana dojrzałym pokoleniom. Seniorzy, jak nikt inny, byli wzorem długoletnich związków. Byli, bo na naszych oczach to się zmienia.
„Szare rozwody” , czyli rozstania par z długoletnim stażem małżeńskim, osób po pięćdziesiątce, to dowód na to, że trudności w związku nie są domeną młodych ludzi. Trend ten, jak nietrudno się domyślić, przybył z zachodu, gdzie szara rewolucja rozwodowa trwa w najlepsze. 

Co ciekawe, rozwody inicjują głównie kobiety. W 2017 roku prawie 70% Niemek wystąpiło o rozwód pomimo ponad 25 wspólnych lat. Polki nie są aż tak „światowe” pod tym względem, ale stają się coraz śmielsze w składaniu papierów rozwodowych. Mając odchowane dzieci i bagaż doświadczeń, są odważniejsze w podejmowaniu takich decyzji, które być może wcześniej je paraliżowały. Po pięćdziesiątce mają czas i energię, by przeżyć coś wyjątkowego. Nowy mężczyzna ma im to zapewnić. 

Czy rozwodową rewolucję widać już w środowisku senioralnym? O to pytam Michała, redakcyjnego kolegę. 

Nie żyjemy za siedmioma górami i lasami. Jestem pewien, że ten trend rozwodowy już do nas dotarł, choć na pewno nie jest to zjawisko masowe, bo i takie być nie może. Mamy obecnie trwającą od wielu lat małą „rewolucję pełzającą”, którą prowadzą kobiety, walcząc o swoje prawa, by osiągnąć pełną równość w życiu społecznym, zawodowym i politycznym. 

Jednym z przejawów dążenia do równości, a w zasadzie poczucia wolności w decyzjach o swoim życiu, jest swoboda w doborze partnera/partnerki, męża/żony bądź przyjaciela/przyjaciółki. Zrzucając nałożone w średniowieczu okowy drugorzędnej istoty pozbawionej praw, z jednocześnie nałożonymi obowiązkami, kobiety odreagowują stulecia poniżenia. Nie dziwię się tej tendencji odreagowania za lata upokorzeń, choć część (na szczęście coraz mniejsza) kobiet czuje się pogodzona ze swoim statusem społecznym i aż tak aktywnie nie bierze udziału w progresywnych ruchach kobiet. 

Czasy, gdy kobieta nie miała nic do powiedzenia w kwestii zamążpójścia, minęły bezpowrotnie, choć jeszcze w mniejszych społecznościach ma to miejsce, ale i tam widać postępujące zmiany. Nie bez znaczenia jest malejący wpływ kościoła na nasze życie, wyznaczającego dość sztywne ramy, w których kobieta mogła układać sobie życie.

Nic dziwnego, że role się odwracają i to nie mężczyzna, co generalnie było akceptowane, porzuca kobietę i wymienia na młodszą, ale to kobiety zaczynają wymieniać starych nudziarzy na młodszych partnerów. Jest coraz więcej związków, w których kobieta jest kilkanaście lat starsza od mężczyzny. 

Moim zdaniem, te zmiany to nic złego. Wręcz przeciwnie, zmusza to nas, chłopów, do weryfikacji myślenia o sobie jako lepszych, niezastąpionych. Znajdą się oczywiście tacy, co najchętniej budowaliby stosy dla krnąbrnych kobiet. Jest to przejaw ciemnoty i bardzo słabej kondycji umysłowej, najdelikatniej mówiąc. Żeby nie zostać porzuconym i zastąpionym, musimy zabrać się za siebie, zadbać o wygląd, spróbować poznać potrzeby swoich partnerek w różnych dziedzinach ich złożonej psychiki. Może uda nam się dotrwać do końca życia w związku, a nie zostać wyrzuconym na śmietnik historii. Żyjmy nadzieją.  

Barbara Górnicka-Naszkiewicz
Michał Różycki
Podlaska Redakcja Seniora Białystok