Zamknięte teatry, kina i sale koncertowe to jedna z konsekwencji epidemii koronawirusa. Wydaje się, że konsekwencja błaha, nic nie znacząca, bo przecież ludzie mają dziś poważniejsze problemy niż oglądanie filmów w kinie albo uczęszczanie na premiery teatralne. Jednak nic bardziej mylnego. Brakuje nam – i seniorom, i ludziom młodym – wspólnych wyjść na koncerty, dyskusji o literaturze, wernisaży, warsztatów i banalnych kawiarnianych rozmów o sztuce. Również artyści przyznają, że jak tlenu potrzebują kontaktu z publicznością. Skąd w nas ta tęsknota?

kontury widowni

Jako użytkownicy nowoczesnych technologii mamy dziś do dyspozycji wszelkiego rodzaju komunikatory, pozwalające na bezpieczny kontakt z drugim człowiekiem.
Jeśli chcemy porozmawiać ze znajomymi, wystarczy, że włączymy Skype’a, Messengera, Zooma, Vibera albo Whatsappa – te bezpłatne aplikacje pozwalają nam nie tylko na kontakt głosowy, ale i wizualny.
Korzystają z nich także artyści – aktorzy, muzycy, pisarze – organizujący koncerty i przedstawienia teatralne online albo czytający fragmenty swoich książek na Facebooku.
Także na platformie YouTube znajdziemy mnóstwo propozycji teatralnych, które możemy obejrzeć, siedząc wygodnie w fotelu i popijając ulubioną kawę lub herbatę. Po co więc narzekać, skoro wszystko jest na wyciągnięcie ręki i za darmo? Dlaczego nie wystarcza nam kultura w wersji cyfrowej? Odpowiedź jest jednoznaczna: nie ma w niej kontaktu z żywym człowiekiem.
Sięgnijmy wspomnieniami do szkolnych czasów, kiedy na lekcjach języka polskiego poznawaliśmy piękno tragedii Sofoklesa, Ajschylosa i Eurypidesa.
Naszym spotkaniom ze starożytnością zawsze towarzyszyło słowo „katharsis”, czyli „oczyszczenie”. Pojęcie to zdefiniował Arystoteles, który uznał, że „celem sztuki jest wzbudzenie u widza uczuć litości i trwogi, aby przez to oczyścić jego umysł z tych doznań”.
Tę definicję uzupełniają współcześni psycholodzy, według których „istota katharsis polega na tym, że odbiorca, odczuwając litość i trwogę, bunt i cierpienie, dochodzi do zrozumienia tajemnicy losu i do pogodzenia się z nim”. Katharsis jest więc mniej lub bardziej świadomym doświadczeniem identyfikacji z bohaterem, z jego emocjami, myślami, życiowymi doświadczeniami.
To dlatego w nas, odbiorcach greckich dramatów, dochodziło i wciąż dochodzić będzie do niezwykłej przemiany, wynikającej z doświadczenia zbiorowej mądrości, przekazywanej w tekście literackim, który za sprawą aktorów zmienia się w żywe, pulsujące znaczeniami słowo.
Katharsis okazało się być doświadczeniem uniwersalnym, ponadczasowym, nie podlegającymi wpływowi czasu. Dziś wciąż wzruszamy się słuchając występu wybitnego śpiewaka operowego lub genialnego muzyka-amatora, który potrafi zatrzymać nas na ulicy, by swoją grą na skrzypcach zaskoczyć, wzruszyć, wywołać radość lub smutek.
Oto magia bezpośredniego, fizycznego spotkania z drugim człowiekiem. Możemy płakać, oglądając film lub spektakl w domu w telewizji, ale nie będzie to tak oczyszczające doznanie jak katharsis, które towarzyszy nam w kinie lub w teatrze, kiedy wspólnie z innymi śmiejemy się lub płaczemy oglądając perypetie głównego bohatera. Czekamy więc z niecierpliwością na koniec pandemii. I na spotkanie z artystami – ludźmi, bez których trudno wyobrazić sobie normalne życie.

 

Dominik Sołowiej dziennikarz, publicysta, autor bloga https://studiodsinfo.pl/blog/

Polecamy inny artykuł poświęcony kulturze: https://studiodsinfo.pl/celebryta-z-ksiazka/

 

Źródło cytatu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Katharsis_(literatura)

Fot: pixaby.com